Warchlak Profanator.
Z natury rzeczy jest to stworzenie miłe, przynajmniej na zdjęciu i z dala od mamy, już mniej miłej oraz ubrane w swój naturalny, pasiasty strój, przypominający ten więzienny na człowieku.
Warchlak naszkicowany na tle oświęcimskiego napisu Arbeit macht frei przestaje być jednak miłym dla oka przeciętnego Polaka, a staje się Profanatorem.
Autor: Adam Rybarczyk
Co prawda napis nie jest treściowo oświęcimski bo Arbeit zastąpiono ASF (African swine fever) ale czyni to warchlaka prawdopodobnie jeszcze większym profanatorem w polskich oczach, zwłaszcza że jest to warchlak polski.
Profanacja jest słowem dającym sporo synonimów w języku polskim https://synonim.net/synonim/profanacja i ich ciężar nie jest na barki i siły małego dziczka.
Mającego zresztą dzisiaj i w ciągu najbliższych kilku miesięcy problemy ze zwykłym przeżyciem w obławach nasuwających skojarzenia związane z czasami które symbolizuje na całym świecie napis Arbeit macht frei.
Opublikowanie przeze mnie rysunku Pana Adama Rybarczyka spotkało się w zdecydowanej większości z atmosferą zgodną z cytowanymi synonimami co z kolei musi prowadzić do refleksji na temat przemiany miłego warchlaka w Warchlaka Profanatora.
Idea autora była prosta. Jako artysta zna on siłę prowokacji artystycznej i wie że sztuka, ta warta swojej nazwy, zawsze jest prowokacyjna.
Jako poza tym przyrodnik oraz leśnik zna się on na przyrodzie, lesie i właśnie na dzikach, temacie bardzo w ostatnich dniach gorącym.
Ta znajomość tematu nasunęła mu artystyczny pomysł prowokacji odebranej jako profanacja Symbolu Zagłady Narodu Polskiego jak i prawdopodobnie Symbolu Holocaust.
Tak odczytałem to ja z komentarzy na mojej stronie, stając się przy okazji Marszandem Profanacji.
Tematykę profanacji napisu oświęcimskiego znam jedynie z sieci i nie czuję się na siłach aby zagłębiać się w nią. Uderza mnie jednak atmosfera dyskusji wyraźnie stawiająca granice co można powiedzieć czy w tym przypadku narysować w temacie odebranym jako profanacja pewnych narodowych symboli, nie będących symbolami religijnymi ale odbieranymi jako Znak.
Wyjątkowy.
Nietykalny.
Wyrazisty.
Jedyny.
Czy można eksterminację dzików przeprowadzaną w Europie pod znakiem krucjaty przeciw ASF kojarzyć z eksterminacją Polaków przez Niemców w czasie II Wojny Światowej?
Piszę Polaków bo rysunkowy warchlak jest wyraźnie polski.
Oburzenie komentatorów na sieci mówi wyraźnie że Nie.
Niezupełnie jest jednak jasnym czy chodzi o oburzenie wywołane naruszeniem nietykalności symbolu pamięci Narodowej Kaźni czy o oburzenie wywołane porównaniem ofiar tej Kaźni do dzików czyli świń, pamiętamy przecież polnische Schweine.
Temat artystycznej profanacji symboli pamięci narodowej jest zawsze tematem szczególnym, zwłaszcza w krajach dotkniętych w swojej historii wojną. Jako człowiek stojący z boku historii Polski ostatnich pokomunistycznych lat mogę zastanawiać się jedynie gdzie biegną granice możliwości polskiej dyskusji na podobne tematy i czy w ogóle biegną.
Jako człowiek interesujący się od wielu lat lasem, przyrodą, gospodarką leśną czy gospodarką łowiecką mogę jednak zastanowić się nad możliwą i odmienną interpretacją rysunku Pana Adama Rybarczyka.
On sam pisze o (cytat) „eksterminacji gatunku, eksterminacji z czysto politycznego i lobbistycznego punktu widzenia, nie uwzględniającej żadnych argumentów merytorycznych, będącej tej eksterminacji sprzeciwem.”
Oraz o konieczności sięgnięcia do metody prowokacji artystycznej skoro żadne rzeczowe argumenty nie przemawiają do decydentów politycznych.
Jego oburzenie jest równe sile oburzenia tych którzy uważają rysunek za profanację Znaku Wyjątkowego, Nietykalnego, Wyrazistego, Jedynego.
Ale czy tylko znaki męczeństwa ludzi mogą i powinny być wyjątkowe, nietykalne, wyraziste i jedyne?
Rysunek Pana Adama Rybarczyka wyraźnie sugeruje że odpowiedź nie jest wyrazista a ludzie nie mają prawa własności i wyjątkowości do przeżywania męczarni i cierpień.
Bo powracając do warchlaka i dzików, wybijanych dzisiaj w całej Europie, począwszy od Hiszpanii, skończywszy na Rosji, to ma on pełne prawo do postawienia, gdyby mógł, swoich pomników męczeństwa a człowieka na ławie oskarżonych w procesie Przyroda kontra Człowiek.
Taki proces jest już możliwy a sąd nosi nazwę International Rights of Nature Tribunal.
A więc postawmy jako oskarżyciela posiłkowego przedstawiciela polskiego warchlaka a na ławie oskarżonych ludzi przeprowadzających dzisiaj jego eksterminację a wczoraj jak i dzisiaj doprowadzających do sytuacji w której ta eksterminacja jest podobno konieczna.
Dlaczego obrońcy polskiego warchlaka nie mogliby wykorzystać prawa stworzonego przez polskich polityków ale nie przestrzeganego zarówno przez nich jak i zwykłych Polaków?
O podobnych przypadkach pisaliśmy w http://www.forest-monitor.com/czy-rok-2019-bedzie-przelomem-w-procesach-klimatycznych/
O braku odpowiedzialności człowieka piszą sami ludzie https://docplayer.pl/60267420-30-miesiecy-zwalczania-asf-w-polsce-wnioski-i-zalecenia.html?fbclid=IwAR2uTqj3Qw9guecbbnXaar-ajoymEXZgAdEN4STmvt27NjJLHMS2JanEIKE
a zwykły warchlak mógłby dodać że to gospodarka ludzka tworzyła warunki sprzyjające rozwoju wirusa u niego.
Czy nie miałby więc on szans na wygranie podobnego i bezstronnego procesu?
Ja myślę że miałby.
Czy nie nadszedł czas aby bez wzburzenia móc porównywać zagładę człowieka przez człowieka w czasie II Wojny Światowej, opisywaną jako jedyną i wyjątkową w historii ludzi z zagładą przyrody i zwierząt przez człowieka, na razie zwykłą i codzienną a jednak wyjątkową w liczbie i masie czego dowodzi raport https://wwf.panda.org/knowledge_hub/all_publications/living_planet_report_2018/ oraz artykuł https://forsal.pl/amp/1256921,ludzkosc-od-1970-r-wybila-60-proc-populacji-zwierzat-zaglada-przyrody-zagraza-cywilizacji.html
Oburzenie dotyczące podobnych propozycji jest jednak tak duże, przynajmniej w Polsce, że na podobne dyskusje poczekamy pewno długo.
Czytam o oceanie głupoty przy porównaniach odstrzału dzików do holocaust i propozycji wypicia wpierw butelki wódki, co najmniej, sądząc po dalszych propozycjach.
To intelektualne określenie „ocean głupoty” podoba mi się nawet i jako ten żeglujący na nim chciałbym aby jego twórca wyjaśnił mi, najlepiej na trzeźwo, jaką nazwę proponuje on zamiast holocaust w świetle cytowanych raportów o zagładzie zwierzyny, bo przecież szoa czy shoah odpada, prawda? A jednak to hebrajskie słowo oznacza całkowitą zagładę. Czym jest dzisiaj odstrzał zwierzyny dzikiej w sposób praktykowany stosunku do dzika w krajach z AFS jak nie całkowitą zagładą?
Czy Polacy zamiast oburzać się nad podobnymi porównaniami nie zastanowiliby się nad sposobami takiej walki z AFS które pozwoliłyby na zastąpienie eksterminacji, zagłady czy holocaust dzikiej zwierzyny zwykłą, rozsądną gospodarką rolną, leśną, łowiecką?
W przeciwnym wypadku utoną one na oceanie głupoty, zresztą łódź z myśliwymi już nabiera wody.
Muszę jednak przyznać ze słowo holocaust w odniesieniu do przyrody, zapobieganie tzw. biological holocaust” propagowane przez znanego biologa Dr. E.O. Wilsona z Harvard University może nasuwać myśli o cytowanym już oceanie.
Bo co powiedzieć o pomyśle oddania połowy naszej planety we władanie przyrody https://www.independent.co.uk/news/pulitzer-winning-scientist-warns-wildlife-face-a-biological-holocaust-9689902.html?amp, pomyśle już sprzed dobrych kilku lat?
W Europie ma to być 10 dużych obszarów administrowanych m.in. przez Rewilding Europe i co nieco zaczęto już tworzyć.
Mamy wiec trzy ewentualności: biological holocaust, rozsądna gospodarka ludzka, min. leśna i łowiecka oraz powtórkę z holocaustu ludzi przy użytkowaniu tylko połowy planety.
Wygląda więc na to że uwolnimy się od holocaustu przyrody oraz holocaustu ludzi jedynie poprzez prowadzenie rozsądnej gospodarki naszą przyrodą. Ale czy ASF i eksterminacja dzików jest na to przykładem?
Nasz blog Monitor Leśny jest blogiem omawiającym głównie gospodarkę leśną i w pewnym stopniu gospodarkę łowiecką, obie ściśle związane z egzystencją warchlaka.
Obie te gospodarki opisane są prawem, zarówno polskim jak i UE.
Przestrzeganie tego prawa powinno postawić je poza ławą oskarżonych w sądzie International Rights of Nature Tribunal, który, tutaj trzeba dodać „na razie”, nie rozpatruje spraw zgodnych z prawem leśnym i łowieckim.
Powinno ale czy polscy leśnicy oraz polscy myśliwi nie poczuwają się istotnie do winy, choćby poprzez brak żądań podjęcia odpowiedzialności przez polskiego rolnika, polskiego sołtysa czy wójta, polskiego weterynarza czy polskiego polityka w ich pracy?
Czy wreszcie w stosunku do siebie samych, chociaż w dyskusji ma polskiej sieci widać wyraźnie polaryzację Polaków, w tym i myśliwych.
Ja nie wiem, wydaje mi się że sami myśliwi i leśnicy nie wzięli na poważnie swego prawa leśnego oraz łowieckiego poprzez brak wczesnego oporu wobec polityków łamiących ich przepisy.
Teraz dołączają się, co prawda nie wszyscy, do tłumu protestujących zamiast iść na jego czele.
A szkoda bo przecież mogli już od co najmniej roku przewidywać rozwój z Dzik-gate.
Sędzia rozstrzygający w International Rights of Nature Tribunal hipotetyczną ale prawdopodobną skargę dotyczącą eksterminacji, zagłady czy holocaust europejskich dzików , lub innego gatunku, miałby niełatwe zadanie z uwagi na upolitycznienie problemu przyrodniczego.
Ale zarówno leśnicy jak i myśliwi powinni się, moim zdaniem, zacząć oswajać z myślą że nie ma dzisiaj nieupolitycznionych problemów przyrodniczych a ich prawo leśne i łowieckie jest pilnie przez innych czytane, zwłaszcza te paragrafy z drobnym drukiem.
Może czas nadszedł aby ten drobny druk zaczęli czytać sami leśnicy i myśliwi? Nie tylko zresztą w swoim prawie ale i w pozostałych dotyczących ich gospodarek.
Oraz przypominać innym, zwłaszcza swoim dyrektorom i łowczym jak i ministrom że nie stoją oni ponad prawem.
Zdjęcie: pixabay