W obronie profesora Jana Szyszko.

W obronie profesora Jana Szyszko.

W obronie profesora Jana Szyszko. 

A ściślej mówiąc jego słów na osławionej konferencji w Toruniu w roku 2017 „Jeszcze Polska nie zginęła – wieś”

„W Polsce zasoby przyrodnicze są użytkowane zgodnie z Boskim stwierdzeniem „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Użytkujemy zasoby przyrodnicze w ten sposób, że tworzą one miejsca pracy i nie ulegają deprecjacji, a wręcz kwitną. Jesteśmy w tej mierze wzorem dla zjednoczonej Europy.”

My piszący na Monitorze Leśnym nie byliśmy nigdy zwolennikami profesora czy jego kolegi, myśliwego ks. Tomasza, specjalisty od rysi i sznurka oraz ziemi poddanej człowiekowi. 

Czego dowodem są nasze teksty na temat ministra profesora i jego świty .

http://www.forest-monitor.com/pl/kabaret-ministra-i-lasow-panstwowych/

http://www.forest-monitor.com/pl/minister-ochrony-ojca-naszego/

http://www.forest-monitor.com/pl/teatr-absurdu-w-rezyserii-lasow-panstwowych/

http://www.forest-monitor.com/pl/8732-2/

http://www.forest-monitor.com/pl/jan-szyszko-i-jego-druzyna-potrafi-rozmawiac-z-kazdym/

http://www.forest-monitor.com/pl/profesor-jan-szyszko-i-jego-naukowcy/

Niemniej jednak artykuł z The Guardian, czasopisma niespecjalnie przychylnego polskiej szkole ochrony przyrody przyznał pośrednio rację słowom profesora mówiącego że Polacy potrafią użytkować zasoby przyrodnicze bez deprecjacji przyrody. I są poniekąd przykładem dla Europy. 

https://amp.theguardian.com/environment/2018/apr/27/dutch-rewilding-experiment-backfires-as-thousands-of-animals-starve

Bo przecież nikt w Polsce nie dopuściłby chyba do takiej katastrofy przyrodniczej jak ta w Holandii, w Oostvaardersplassen? 

Artykuł pochodzi sprzed 3 tygodni i oczekiwałem że go zacytuje któryś z licznych dyskutantów na polskich stronach przyrodniczych albo leśnych. Na próżno. 

To że przyrodnicy milczą nie jest w zasadzie czymś dziwnym bo katastrofa w Oostvaardersplassen dotyczy ich sztandarowego projektu ochrony przyrody w Europie Zachodniej, w ramach akcji Rewilding Europe, akcji a zarazem organizacji usiłującej wejść przed kilkoma laty na polski rynek, ściślej w Bieszczady, ze swoim programem żubra. Która jednak istnieje na polskim rynku przyrodniczym, m.in. w delcie Odry. 

Ale że milczą leśnicy, którzy powinni przecież przyznać rację, w tymi właśnie zakresie, swojemu byłemu ministrowi? To już nawet wśród swoich osoba i działalność dawnego ministra jest tabu? 

Przecież chyba jego słowa o czynieniu sobie ziemi poddaną dalej są ewangelią w codziennej pracy polskiego leśnika, prawda? 

Ja myślę jednak że zarówno przyrodnicy jak i leśnicy mają tutaj swoisty problem.

Z jednej strony mamy rewilding Europy i kto z przyrodników powie na to „nie” a z drugiej klasyczny przykład z czynienia sobie ziemi poddaną poprzez ogrodzenie 5.600 ha i stworzenia praktycznie na tej powierzchni Zoo,zamkniętego dla publiczności, ale bez dokarmiania zamkniętej tam zwierzyny. 

Jedni i drudzy, przyrodnicy i profesor z leśnikami, nie do końca mogą więc wykorzystać holenderską katastrofę dla swoich potrzeb. 

Czym jest Oostvaardersplassen  w Holandii? 

Na polskiej Wiki informacji niestety brakuje, natomiast angielska tak pisze: https://en.m.wikipedia.org/wiki/Oostvaardersplassen

W języku szwedzkim publikacji też nie brakuje, może z uwagi na  zasiadanie we władzach organizacji Rewilding Europe kilku znanych szwedzkich działaczy ekologicznych jak i fotografów przyrody. 

Jako rezerwat przyrody istnieje Oostvaardersplassen od roku 1968 ale dopiero w XXI zaczęto realizować pomysł z nowym spojrzeniem na jego ochronę, autorstwa właśnie Rewilding Europe. 

Pomysł był właściwie logiczny, niemniej jednak w stylu czyńmy sobie ziemię poddaną (w sposób powiedzmy od tyłu) i polegał na próbie zachowania bogactwa przyrodniczego i uratowania zagrożonych gatunków poprzez przywrócenie siedlisk przyrodniczych które istniały zanim człowiek zabrał się do czynienia ziemi poddaną. 

Cały proces nazwano pleistocene rewilding, od nazwy epoki plejstocenu zakończonej około 11,7 tys. lat b2k. 

W ramach tego rewilding sprowadzono do Oostvaardersplassen koniki polskie, jelenie szlachetne i bydło Hecka, po to aby wypasając trawę rezerwatu (jest to sieć jezior z dużą ilością ptactwa wodnego) stworzyć warunki przyrodnicze typu sawanny istniejące w Europie przed 13 tys. lat. 

Było ich w sumie 5230 sztuk na ponad 5000 ha powierzchni ogrodzonej. Po ostatniej zimie pozostało ich 1850 sztuk i 90% dawnych stad czyli około 3000 sztuk zostało odstrzelone poprzez pracowników Dutch state forestry, po to aby zapobiec śmierci głodowej zwierząt. 

Umieranie zwierząt z głodu, na powierzchni rezerwatu wywołało protesty w mediach społecznościowych, akcje przerzucania bali z sianem poprzez ogrodzenie (410 sztuk w ciągu jednej nocy) i porównanie rezerwatu do Auschwitz.

Eksperyment zupełnie się nie udał, powiedział biolog Patrick van Veen, którego petycję „Stop animal cruelty at Oostvaardersplasse” podpisało 125.000 osób. Wzrost populacji zwierząt wymknął się spod kontroli, w warunkach naturalnych regulują ją przecież  drapieżniki takie jak np. wilk. 

(Tutaj moja mała uwaga – wilki w Holandii ?!) 

Widok rezerwatu nie jest zachęcający, pisze Guardian. Z okien pociągu przecinającego południową część rezerwatu widać martwe drzewa, wygryzioną trawę i wychudzone zwierzęta. Oraz strażników parku sprzątających ciała martwych zwierząt. 

Ale profesor ekologii na University of Groningen, Han Olff, przedstawia inny obraz sytuacji. 

– Niektórzy mówią że ekosystem zamiera. Ja mówię że przeciwnie,  odradza się. 

Akcentuje on że martwe drzewa są środowiskiem życia dla chrząszczy i schronieniem dla drobnych ssaków. 

Małe grupy protestujących (nawiasem mówiąc grzywny nałożone na nich wynoszą 400€ – moja uwaga) a zwłaszcza właściciele stajni konnych były bardzo aktywne w protestach, mówi on. Ale tutaj w rezerwacie konie żyją na wolności, tworzą własne stada i niekiedy, te najsłabsze, umierają. 

Jest to „part of the cycle of life, to use a Disney term „ powiedział on i odrzucił oskarżenia że taka wersja rewilding przyrody oparta na regulacji populacji zwierząt poprzez ich naturalny dostęp do pastwisk i trawy (ale w ogrodzeniu) jest w gruncie rzeczy morderstwem. 

Organizacja Rewilding Europe ani słowem nie wspomina o dzisiejszej sytuacji w Oostvaardersplassen i jej strona na sieci zawiera opisy wspaniałych akcji typu ”odsłonięcia” właśnie nowej webbstrony przez księżniczkę holenderską Laurentien. https://rewildingeurope.com/news/princess-laurentien-presents-rewilding-europes-new-website/

Nic dziwnego że ludzie protestujący przed ogrodzeniami rezerwatu Oostvaardersplassen określają ten projekt Rewilding jako akcję elity polityczno-naukowej, zamykającej dostęp do rezerwatu i bawiącej się w eksperymenty kosztem życia zwierząt. 

Mnie zainteresowało też znalezisko na sieci mówiące o konikach, Rewilding Europe i Bieszczadach. Jak jest z tym stadem? Żyje? 

Koniki w Bieszczadach – http://prop.info.pl/wp-content/uploads/2016/03/PROP-14-25-1_koniki-polskie-Bieszczady_opinia.pdf

No i mam nadzieję że w delcie Odry nie pojawią się ekolodzy typu prof. Hana Olff, bo Rewilding Europe jest aktywne w polskiej Stepnicy już od trzech lat. 

Nie tylko Holendrzy dostarczają argumentów profesorowi Janowi Szyszko, Francuzi również, chociaż już znacznie łagodniejszych i przyjemniejszych niż ten holenderski Armagedon. 

Czytam na stronie francuskich lasów publicznych l’ONF informację w reklamowym stylu polskiego byłego ministra środowiska o tym jak leśnicy francuscy ratują populację bociana czarnego http://www.onf.fr/activites_nature/sommaire/decouvrir/animaux/oiseaux_forestiers/20071030-093557-19059/++oid++6358/@@display_advise.html

Bocian czarny wytępiony w wieku XVIII powrócił dzisiaj do lasów francuskich dzięki wytężonej pracy leśników l’ONF i gniazduje w 54 miejscach w tamtejszych lasach. 

Czyli w całej Francji mamy tylko 54 par a w Polsce, według Neubauer i inni 2011 aż 1500-2300 par. 

No i jak tu nie wziąć w obronę profesora? A przecież mamy w kraju jeszcze bobry, mamy wilki no i sztandarowe dla profesora żubry, aby wymienić kilka innych ale nie wszystkich gatunków, potwierdzającej przyrodniczy wzór Polski dla zjednoczonej Europy. 

Profesor Jan Szyszko był i jest postacią kontrowersyjną ale i barwną dla nas wszystkich interesujących się polskimi lasami i polską przyrodą. Wielbiony przez jednych, krytykowany przez drugich, nienawidzony przez niektórych. 

Ale sprawiedliwość wymaga przyznanie racji pewnym jego osławionym twierdzeniom, zwłaszcza porównaniom przyrody Polski z przyrodą Europy Zachodniej. 

A że inne posunięcia i stwierdzenia profesora z okresu jego ministerialnej kariery, tej ostatniej, były już mniej udane? W zasadzie ich zdecydowana większość?

W każdym razie nie skompromitował się on, jak jego holenderski kolega, stworzeniem obozu koncentracyjnego dla zwierząt.


Zdjęcia: femalevision.nl, destentor.nl, rd.nl,

3 myśli na temat “W obronie profesora Jana Szyszko.

  1. Konik polski super sprawa.
    Hodowałem je jeszcze na początku w lat dziewięćdziesiątych prywatnie, gdy byłem jeszcze leśnikiem. Łącznie miałem 11 sztuk.
    Dobrze sobie dają radę w lesie bez dokarmiania ale trzeba je umieć utrzymać na terenie wyznaczonym na “siedzibę”. Dostają “pobudzenia” przed zmianą pogody , wichurą , burzą i wtedy potrafią nawet staranować ogrodzenie i znacznie się oddalić 🙂

  2. Nie mam czasu na długi wykład, jednak nie można porównywać sytuacji Europy Zachodniej – gdzie o naturalnych ekosystemach nie ma mowy już od kilku stuleci – z “zacofanymi” na szczęście terenami Europy Środkowo-Wschodniej czy Bałkanami, gdzie przyrody do końca nie zdążono przekształcić z przyczyn ekonomiczno-społecznych właśnie. Pan Szyszko i jego teorie nie mają tu nic do rzeczy – nie “uratowano” ale “nie zdążono”. To dwie różne rzeczy, a porównywanie stanu obecnego bez uwzględnienia czynników historycznych naprawdę nie ma sensu i niczego nie dowodzi. Bo równie dobrze można porównać polski las z Amazonią i dowodzić, że jednak brak ingerencji człowieka gwałtownie zwiększa różnorodność, lub z lasotundrą – i dowodzić czegoś przeciwnego…

Dodaj komentarz