Virunga i Bieszczadzki Park Narodowy a ich programy.
Virunga i Bieszczadzki Park Narodowy, BdPN, mają programy działania różniące się równie diametralnie co charakter i sytuacja w tych parkach. Czy można je porównywać? Spróbujmy.
“Ludność lokalna w parku narodowym powinna być włączona w program mający zdolność rozwoju takich leśnych struktur parku narodowego, które będą służyć dla dobra ludności lokalnej i dla dobra ochrony parku.
Celem tego programu jest wizja stworzenia parku narodowego który byłby efektywnie chroniony po to aby zachować go dla ludzi i dla przyszłości a równocześnie ze swoimi bogactwami naturalnymi sprzyjałby rozwojowi lokalnej ludności.”
Co to za program?
To program i projekt WWF a dotyczy chyba najbardziej znanego parku narodowego na świecie, mianowicie Virunga National Park w Demokratycznej Republice Konga.
Opracowany został przez WWF w roku ubiegłym i dotyczy w skrócie:
– Rozwoju tzw. agroforestry w zielonym pasie wokół parku Virunga, po to aby zapobiec nielegalnym wycinkom w tym parku.
– Aktywnej współpracy ludności lokalnej z dyrekcją parku w celu wspólnego udziału w wykorzystywaniu bogactw przyrodniczych, naturalnych i turystycznych parku.
– Ścisłej współpracy pomiędzy strażnikami parku z krajów sąsiadujących z parkiem: z Konga, Rwandy i Ugandy, po to aby zapobiegać kłusownictwu, nielegalnym wyrębom, nielegalnemu wydobyciu minerałów oraz nielegalnemu wydobywaniu ropy naftowej. Uff, niemało, ale od roku 1998 zginęło w Virunga ponad 150 rangers.
– Inwentaryzacji biologicznej i przyrodniczej na sąsiadujących z parkiem terenach w celu rozszerzenia habitatu dla chronionych goryli górskich.
To Afryka, Kongo, Rwanda, Uganda, teren niespokojny i teren wojen domowych, od co najmniej lat 1960.
A w kraju?
Rada naukowa Bieszczadzkiego Parku Narodowego zaprasza na posiedzenie (pismo z dnia 08.11.2016.
“Temat: Uzgodnienie perspektywicznych i doraźnych działań ograniczających utratę walorów przyrodniczych, krajobrazowych i turystycznych Bieszczadzkiego Parku Narodowego, zachodzącą w efekcie nasilającej się presji masowej turystyki, imprez rekreacyjno-sportowych oraz imprez o innym charakterze.”
Tematyka jest więc odmienna od tej afrykańskiej, ale styl komunikowania podobny, bo należy, jako czytelnik, szybko przestawić się na tory komunikacji biurokratycznej.
I w tym stylu czytamy dalej, cytuję:
“Ta presja, wymaga współpracy z administracją państwową i samorządową, Archidiecezją i mediami.
– Nadmierna koncentracja presji turystycznej na obszarze Parku prowadzi do degradacji jego cennych walorów przyrodniczych.
– W Parku którego ważnym celem jest ograniczenie szkodliwej antropopresji, powinno dominować zwiedzanie poznawcze, edukacyjne, służące obserwacji przyrody, kontemplacji naturalnych krajobrazów, odpoczynkowi w ciszy i spokoju.
I dalej…
– Spotykamy się często z krytyką ze strony niektórych środowisk turystycznych że pozwalamy na zbyt duże przegęszczenia na ścieżkach w górach.
– W 2016 roku BdPN zwiedziło ponad 480.000 turystów.
– Nie chcąc zamykać gór zachęcamy turystów do spokojnych wędrówek po wyznaczonych ścieżkach, gdzie instalujemy specjalne progi przeciwerozyjne, przepusty, kładki drewniane.
– Limity dobowe, wyznaczone w roku 2009 dla ścieżek turystycznych w kompleksie Połoniny Wetlińskiej oraz Smereka – 1900 osób oraz 1100 osób były w ostatnich latach wielokrotnie przekraczane co doprowadziło do poważnych zniszczeń grzbietów i kopuł szczytowych.
– W zaistniałej sytuacji dyrekcja BdPN podejmuje różnorakie działania, aby ograniczyć presję turystów na przyrodę, ale wymaga to nowej organizacji sterowania ruchem turystycznym.”
Te cytaty oddają dokładnie ducha tego pisma.
Tak widzi sytuację w parku dyrekcja BdPN dzisiaj.
A wcześniej?
Ale przed 6 miesiącami, w kwietniu 2016, Rada Gminy Lutowiska, zwróciła się do Dyrekcji BdPN z propozycją koncepcji nowych szlaków łącznikowych, odciążających te dotychczasowe i przeciążone szlaki w kompleksie Połoniny Wetlińskiej.
Koncepcja opracowana została przez mieszkańców Zatwarnicy, Dwernika, Chmiela i Nasicznego, terenów określanych przez nich Końcem świata w celu stworzenia alternatywnego zejścia z Połoniny Wetlińskiej. To otwarłoby na świat te piękne okolice, zwłaszcza teraz, gdy wyremontowany został most i droga do Zatwarnicy.
Taka inicjatywa lokalnych mieszkańców powinna być powitana z wdzięcznością przez Dyrekcję BdPN, pomyślałby czytelnik dzisiejszego listopadowego pisma tej Dyrekcji. Ale nie. Przed pół rokiem odpowiedź była krótka i zwięzła, cytuję:
Odpowiedź.
“Każda udostępniona ścieżka, szlak to poważna ingerencja w funkcjonowanie naturalnych ekosystemów. Ostatnia weryfikacja przebiegu ścieżek nastąpiła w latach 2010-2011, co oznacza że w perspektywie najbliższych 20 lat nie będą dokonywane zmiany w ich przebiegu.”
“Powody:
– Obszar zlewni odcinka Hylatego jest obszarem niezwykle cennym pod względem przyrodniczym.
– Wyżej opisany teren znajduje się w obszarze ochrony ścisłej BdPN, gdzie ingerencja człowieka jest zabroniona.
– Obszar nie jest przewidziany do turystycznego udostępnienia na lata 2011-2031.”
Jak z tej odpowiedzi widać praktyczna współpraca Dyrekcji BdPN przed 6 miesiącami z administracją samorządową nie była specjalnie wyczerpująca.
Porównania…
Bieszczadzki Park Narodowy trudno porównywać z Virunga bo bieszczadzkie 292 km2 to nie afrykańskie 7.900 km2. O Parku Narodowym w Virunga pisałem stosunkowo często, niestety najczęściej z powodu kolejnej śmierci strażnika parku w czasie pełnienia służby. Chciałbym porównać te dwa parki ze względu na odmienne ich podejścia do ludzi mieszkających w nich i obok. Aż dziw bierze że są tak odmienne, mimo wspólnych doświadczeń tragicznej historii obu terenów.
Ten afrykański ma z ludźmi, najczęściej z zewnątrz oraz ze swymi bogactwami naturalnymi i biologicznymi największe problemy i pomoc ludności lokalnej jest dla dyrekcji parku Virunga bezcenna.
Ten polski ma również problemy z ludźmi z zewnątrz czyli turystami ale miejscowi, ludność lokalna, są przez dyrekcję zaledwie tolerowani, w najlepszym przypadku jako obsługa dla turystów parku.
I wnioski…
Jakie wnioski mogliby ludzie miejscowi, ci bieszczadzcy, wyciągnąć z afrykańskiego przykładu?
Bogactwem Bieszczadzkiego Parku Narodowego są turyści w przeciwieństwie do Virunga gdzie tantal i ropa naftowa góruje. W obu przypadkach są te bogactwa eksploatowane, legalnie i nielegalnie, przez ludzi, ludzi najczęściej z zewnątrz. Porównując BdPN z Virunga można zauważyć że afrykańska ludność miejscowa potrafiła, niekiedy siłą, przekonać dyrekcję Virunga do wagi współpracy, na której miejscowi zarabiają i z której korzystają.
Czy to oznacza że namawiam Zatwarniczan do utworzenia partyzantki?
Broń Boże, wszelkie tego typu porównania pomiędzy Virunga a BdPN nie są na miejscu.
Chciałbym jedynie zwrócić uwagę Dyrekcji BdPN na to iż jej czysto przyrodniczo-biurokratyczne podejście do problemów ważnych dla ludzi miejscowych mieszkających na terenie parku i obok parku stwarza pewne problemy które mogą się wymknąć spod jej kontroli.
Ludzie też są bogactwem przyrody…
I że warto poświecić trochę czasu na wyjście naprzeciw ludziom miejscowym, którzy przecież również tworzą bogactwo cennych terenów zlewni Hylatego.
– Że takie przeciwstawianie bogactw przyrody życiu człowieka jakby ostatnio zaczęło wychodzić z mody.
– Że zaproszenie do udziału w posiedzeniu Rady naukowej parku, sprzed kilkunastu dni zawiera określenia które dostrzegają już wagę podobnych problemów.
– Że warto zastanowić się nie tylko nad krytyką ruchu turystycznego w Bieszczadach, krytyką ze strony mediów czy swoich władz, ale również nad krytyką ze strony ludzi miejscowych, szczególnie gdy ich krytyka pomaga w rozładowaniu krytyki władz państwowych, samorządowych, Archidiecezji i mediów.
Zdjęcie tytułowe autorstwa Mirosława Pieli
Moze mieszkancy Bieszczad powinni sie wypastowac na czarno ?.
Wykopanie obrzynow po UPA faktycznie raczej niewiele da.
Problem zas jest znacznie szerszy, nie dotyczy tylko tych dwoch PN i ma do czynienia z idea
parkow narodowych oraz interpretacja ideii ochrony przyrody oraz komunikowania i realizacja jej celow.
Żadnych nowych tras w tym parku ! BPN jest wyjątkowy ze względu na obecność wyjątkowo płochliwych i stroniących od ludzi stworzeń, wcale nie jest wybitny krajobrazowo, a próby uczynienia z niego kolejnego tatrzańskiego cyrku dla turystów doprowadzą do zatracenia istoty dla której go powołano, np.ochrony kuraków, żbików, rysi i niedźwiedzi, które to z definicji nienawidzą ludzi i ruchu turystycznego, poziom stresu od wpływu ludzi znika wraz z odległością od szlaku, gdy zagęścimy szlaki te zwierzęta się wyniosą i w tym świetle nie jest istotne to co wydaje się wiejskiej ludności. Plan ochrony wielkich parków w tropikach to zupełnie inne realia, olbrzymie obszary, brak infrastruktury powoduje że miejscowa ludność jest potrzebna do ochrony, także kompletny brak środków w budżetach tych państw, niepopularność turystyki miejscowej ludności, absolutna gęstość i dziewiczość tamtych lasów i bardzo mała gęstość szlaków to kolejne różnice. Minus za ten nieprzemyślany artykuł.
Przypominam że nie odpowiadamy na anonimowe komentarze.