Trochę refleksji nad szwedzkim pomiarem biomasy.
To interesujący artykuł, ten na temat biomasy i jej pomiaru w Kanadzie, zamieszczony w ostatnim Monitorze Leśnym. Wpierw niespecjalnie zrozumiałem intencje naukowców, bo po co mierzyć to co w zasadzie jest niemożliwe do dokładnego pomiaru czyli biomasę w stosach. Ale dopiero w drugim czytaniu wpadło mi w oczy to co powinno wpaść od razu czyli pierwsze zdanie, te o układaniu biomasy w stosy i palenie ich na zrębie.
Polskie doświadczenia z wypalaniem zrębów.
Pomyślałem wtedy, jak zwykle z sentymentem, o latach młodości (1970-te lata) i dymach unoszonych się nad zrębami leśnictw podbabiogórskich powstałych z tej spalanej biomasy, choć wtedy inaczej nazywanej. To były czasy…
Leśniczy nie musiał myśleć o martwym drzewie w lesie, wtedy nazywanym posuszem i ewentualnie usuwał go tylko koło dróg, którymi poruszali się zwierzchnicy, nie musiał mierzyć CO2 (o ile wiedział co to jest) a o potrzebach energetycznych i to tylko w odniesieniu do najbliższej wioski myślał najcześciej tylko przed zimą mierząc, już wprawionym okiem, objętość fur chłopskich, najczęściej przymykając sprawność oka na częste “dusze” fur.
Eh, łza się w oku kręci na wspomnienie tego dawnego, dewastacyjno-eksploatacyjnego leśnika…
Ten dzisiejszy, zrównoważony i wielofunkcyjny już chłopskimi “duszami” nie musi się przejmować bo cieżko je chłopom znaleźć w jego uporządkowanym lesie z 5 m3 martwego drewna na ha…
No może za wyjątkiem gdy do tego porządku wmiesza się kornik…
Ale powracając do tytułowego tematu biomasy w Szwecji, to nad szwedzkimi zrębami nie unoszą się dymy tak jak kiedyś w kraju lub dzisiaj w Kanadzie, sądząc po artykule w Monitorze Leśnym.
Szwedzki Grot
Nosi ona tutaj leśną nazwę Grot co jest skrótem od Grenar och toppar czyli gałęzie i wierzchołki. Jako że Szwedzi to naród praktyczny, poza tym ze zdecydowanie przeważającą wiekszością lasów w rękach prywatnych i koncernów leśnych oraz lasów kościelnych, miejskich czy gminnych, to nie stać właścicieli na spalanie grot na zrębach, natomiast na sprzedaż – tak.
Szwedzka energia
Szwedzkie zapotrzebowanie na energię w roku 2015 wynosiło 545 TWh i biomasa (biobränslen) stanowiła poważną część, 23% czyli 125,3 TWh na całość zapotrzebowania, ale to nie oznaczało iż cała pochodziła ze zrębów leśnych. Wręcz przeciwnie, ta bezpośrednia z lasu stanowiła tylko około 1/6 energii, a reszta to były odpady przemysłu papierniczego, tartacznego, budowlanego i innych jak i rosnące szybko w ostatnich latach zwykle śmieci, w których imporcie (darmowym) stały się szwedzkie ciepłownie prawdziwym europejskim gigantem.
Resztę zapotrzebowania stanowiło paliwo atomowe – 26%, ropa naftowa – 26%, elektrownie wodne i wiatrowe – 15%, węgiel i koks – 3%, gaz ziemny – 3% i pozostałe – 4%.
Szwedzki właściciel lasu i jego pozostałości zrębowe
Właściciel lasu szwedzkiego nie musi obawiać się o sprzedaż surowca ze swego lasu. Cały kraj pokryty jest siecią firm pośredniczących w organizowaniu drogi surowca z jego lasu do odbiorcy. Często jest on członkiem zrzeszenia leśnego, w Szwecji jednym z czterech dużych, dzielących kraj pomiędzy siebie, zrzeszeń i wtedy zrzeszenie oferuje mu najlepsze, według siebie oczywiście, warunki do zarobienia na swoim lesie.
Gałęzie i wierzchołki jak i odpady zrębowe wchodzą w ogólną umowę cenowo-organizacyjną pomiędzy właścicielem a pośrednikiem – agentem, zajmującym się całością organizacji prac na zrębie.
Nie każdy las i nie każde siedlisko nadaje się do pozyskania i sprzedaży grot. Przykładowo siedliska leśne z suchymi glebami sosnowymi (określenie szwedzkie) z cienką warstwą próchnicy czy gleby torfowe nie powinny być uwzględniane przy takim pozyskaniu.
Sam teren zrębu też musi być brany pod uwagę. Alarmy organizacji przyrodniczych o głębokich koleinach zrobiły swoje i dzisiaj właściciel lasu powinien a raczej musi, na terenach podmokłych, przeznaczać swoje gałęzie i wierzchołki pod koła forwardera lub harvestera, a nie na sprzedaż. No i czysta ekonomia też odgrywa rolę jak np. koszty transportu grot do składu.
Czysto organizacyjnie stosy gałęzi i wierzchołków układa się na zrębie, jak na tym kanadyjskim, lub na składzie leśnym przydrożnym do przeschnięcia. Gdy stos jest względnie suchy, większość igieł jest brązowa lub już opadła, przewozi się go na większy skład przydrożny i przykrywa płachtą papierową (wzmocnioną) a to w celu ochrony przed deszczem.
Taki stos jest następnie zrębkowany na składzie i przewożony do odbiorcy w celu pomiaru i spalenia.
Diabeł siedzi w szczegółach
To ogólnie i diabeł jak zwykle siedzi w szczegółach.
A tymi szczegółami są metody pomiaru i związane z tym pieniądze, które właściciel lasu otrzymuje za swój surowiec.
Rodakowi, przyzwyczajonemu do pomiaru wszystkiego co Lasy Państwowe sprzedają, przez zatrudnionego w tych Lasach leśnika należałoby wspomnieć o zupełnie innym systemie pomiaru o odbiórki drewna w Szwecji.
Dokonują go brakarze zatrudnieni przez niezależne zrzeszenia brakarskie, trzy na całą Szwecję, opierając się na przepisach prawa pomiaru surowca drzewnego zatwierdzonego przez Riksdag.
Historia takiego brakarstwa jest długa i pierwsze zrzeszenie zawiązało się w roku 1892, w północnej Szwecji, w czasach spławu i baronów drzewnych.
Ale to już inna historia.
Powracając do pomiaru biomasy to do roku ubiegłego nie była ona ujmowana w obowiązującym prawie pomiaru surowca drzewnego i nowe, trochę ostrzejsze przepisy, dotyczące pomiaru biomasy, obowiązują tutaj dopiero od roku czasu.
Trudności polegają dalej na usiłowaniu jak najdokładniejszego pomiaru czegoś co z natury rzeczy, jak artykuł Monitora Leśnego opisuje, jest bardzo trudne do pomiaru.
Trudności z pomiarem biomasy
Weźmy zwykłego prywatnego posiadacza lasu w Szwecji, który po dokonaniu zrębu i sprzedaży swoich kilkuset m3 surowca tartacznego i stosowego ma na składzie te równie kilkaset metrów przestrzennych ułożonych i przeschniętych (w miarę , ma on nadzieję) gałęzi i wierzchołków. Wie oczywiście ile, bo sobie stos pomierzył.
Ale to wszystko co wie, bo reszta jest już bardziej skomplikowana. Chciałby je sprzedać, ale porównanie pomiędzy pośrednikami-kupcami i oferowaną przez nich ceną bynajmniej nie robi go mądrzejszym.
Ci proponują cenę za mp w przeliczeniu na m3, albo cenę za m3 zrębków, albo cenę za tonę tzw. surową, albo cenę za tonę tzw. suchą, albo cenę za masę gałęzi i wierzchołków w proporcji do masy grubizny i te propozycje dotyczą gdy obowiązek sprzedaży biomasy przez kupca połączony jest z całością umowy pomiędzy kucem a właścicielem lasu.
Ale właściciel lasu może sprzedać swoje gałęzie i wierzchołki bezpośrednio do odbiorcy, elektrowni czy ciepłowni. Wtedy płaci mu ona za ilośc energii tzn. SEK /MWh albo za tonę suchego towaru i tutaj ten stopień wysuszenia gałęzi lub zrębków jest mierzony. Ciepłownie mogą też odbierać biomasę w stosach i płacić za nią w przeliczeniu na m3 i tutaj znów w zależności od stopnia wysuszenia.
Naukowcy ze Skogforsk zestawili rożne metody odbioru i pomiaru biomasy u odbiorców na terenie Szwecji i wyszło im iż jest ich aż 18.
Nowe prawo pomiarowe surowca drzewnego w Szwecji
Nowe prawo, od marca 2015, ujednolica w pewnym stopniu te metody a najważniejsze że stawia jednolite wymagania zarówno dla dostawcy jak i odbiorcy.
Dostawcy biomasy oraz kupcy-pośrednicy preferują na ogół system sprzedaży w tonach i przy określeniu stopnia przeschnięcia.
Właściciele lasu chcą otrzymywać pieniądze za tonę lub m3 zrębków, zwłaszcza gdy sami zrębkują i dostarczają do ciepłowni.
Metod pomiaru biomasy w tym nowym szwedzkim prawie pomiaru surowca drzewnego też nie brakuje bo warunki odbioru i pomiaru biomasy są w terenie i u odbiorcy różne. Ale w zależności od tych warunków właściciel lasu ma teraz lepsze możliwości wyboru korzystnej dla siebie metody sprzedaży.
Autor tekstu:
Tadeusz Ciura- Z wykształcenia i zamiłowania leśnik, pracował jako adiunkt i leśniczy w lasach Lasów Panstwowych na terenie Bieszczad, Pogórza Przemyskiego, Puszczy Sandomierskiej i Beskidu Żywieckiego w latach 1970-81. Od 1981 mieszka w Szwecji. Ma doświadczenie prywatnej własności leśnej w tym kraju. Emeryt.