Szlaki zrywkowe lub operacyjne w lasach gospodarczych.
Dawniej były nazywane zrywkowymi, teraz natomiast, po wejściu do lasu maszyn leśnych stały się szlakami operacyjnymi.
Jakby je nie nazwać są to powierzchnie pozbawione lasu a leżące w lesie i z tego punktu widzenia patrzy na nie Jan Nilsson, leśnik szwedzki https://www.natursidan.se/nyheter/skogsbilvagar-kostar-enorma-summor-och-upptar-15-procent-av-sveriges-skogar/
Co on mówi jako leśnik i jako budowlaniec drogowy, dzisiaj emeryt?
– Mamy w Szwecji 23 mln ha lasu produkcyjnego (dokładnie 23,5 mln ha, 2018, moja uwaga). Aby wejść z pracami związanymi z pozyskaniem drewna przez maszyny leśne, harwestery i forwardery, począwszy już od wieku trzebieży, muszą powstać wpierw szlaki operacyjne czyli harvester wycina pas lasu o szerokości około 5 m. Żuraw harwestera z głowicą ściankową ma zasięg od 8 do 10 m a więc szlaki operacyjne powinny leżeć w odległości 20 m od siebie.
Biorąc pod uwagę 1 ha lasu to po obu stronach 100 m zaoszczędzamy 10 m a później musimy założyć 3 szlaki, razem 15 m czyli tracimy 15% powierzchni leśnej. To daje mam 3.450.000 ha powierzchni bezleśnej. Skogsstyrelsen, szwedzki Państwowy Zarząd Lasów, mówi o jeszcze większej powierzchni, bo aż 25%.
Jan Nilsson, jako budowlaniec, zna koszty budowy dróg leśnych i uważa że są one w Szwecji zdecydowanie za duże.
– W Szwecji buduje się nowe drogi głównie z uwagi na koszty transportu maszyn leśnych na powierzchnie zrębu i jak najmniejszą długość szlaku zrywkowego dla forwardera. Oraz oczywiście transportu drewna z lasu. Niezależnie od kosztów ich budowy to aktualne 210.000 km dróg leśnych, przy drodze o szerokości minimum 6 m daje nam powierzchnię 126.000 ha. Łącznie mamy więc 3.576.000 ha lasu nie będącego w zasadzie lasem.
Przeciętny wskaźnik produktywności lasu, bonitet lasu, wynosi w Szwecji 5,3 m3 na 1 ha i na 1 rok. To z kolei oznacza że szlaki operacyjne oraz drogi leśne powodują stratę 19 mln m3 surowca drzewnego rocznie i jeżeli przyjmiemy średnią wartość 1 m3 na 200 kr (1 kr – 0,41 zł) to tracimy 3,8 miliarda kr rocznie.
– Moje obliczenia, mówi Jan Nilsson, są zaniżone. Wiele drzew przy granicach szlaków i dróg jest uszkodzonych. Drogi leśne są na ogół szersze niż 6 m.
Pracowałem również jako specjalista od ochrony lasu i mogę zadać pytanie: Jeżeli uważamy że ochrona lasu nas kosztuje, jeżeli uważamy że szkody leśne wyrządzane przez np. łosie są duże to dlaczego nie przyznać że zarówno transport drewna jak i maszynowe pozyskanie drewna kosztuje nas prawdopodobnie znacznie więcej?
Ja stawiam tezę że bez zniszczenia powierzchni leśnych wywołanych siecią dróg i szlaków zrywkowych stać nas by było na zachowanie więcej lasów naturalnych (w Szwecji nazywanych gammelskog), więcej rezerwatów przyrody i więcej zwierzyny łownej.
Na krytykę jego tez i obliczeń nie trzeba było czekać długo.
Ta którą my piszący na Monitorze leśnym doskonale znamy polegała na zarzucie że autor nie zna się na gospodarce leśnej (mimo iż przepracował w niej ponad 50 lat!)
Jego rozumowanie jest tak głupie że nie wymaga kontrargumentów.
(To też znamy – moja uwaga)
Potem znacznie spokojniejsza i logiczniejsza uwaga – no dobrze skoro nie będziemy trzebić a przeprowadzać tylko cięcia końcowe to jak to będzie z jakością surowca i jego średnią ceną za 1 m3 , te 200 kr/m3?
Takie kalkulacje są błędne, pisze Torbjörn Johsen z portalu Skogsforum. Całkiem po prostu gdy zbuduje się drogę to koszty pozyskania drewna w przeliczeniu na 1 m3 surowca będą niższe od tych przy braku dróg.
Skogsstyrelsen również pisze: Budowa sieci dobrych i dobrze utrzymywanych dróg jest bardzo opłacalna i zwiększa wartość posiadłości leśnej.
Na krótką metę drogi leśne i szlaki zrywkowe wpływają dodatnio na koszty transportu i składowania drewna oraz możliwość optymalnego wykorzystywania surowca drzewnego.
Na długą metę sieć dróg wpływa na plus w zagospodarowaniu lasu, m.in. jego ochronę i przyszłe cięcia końcowe. Regułą jest doprowadzanie dróg jak najdalej w głąb lasu bo wtedy terenowe koszty transportu są najniższe.
Innym zarzutem jak i pytaniem ze strony czytelników było to najistotniejsze – Jak w takim razie prowadzić gospodarkę leśną bez używania maszyn leśnych?
Jan Nilsson mówi
– Ja myślę że trzeba zastanowić się nad aktualnymi metodami pozyskania drewna jak i nad stosowaniem wszędzie dużych maszyn leśnych. Może opłacalnym byłoby używanie polarek spalinowych i koni lub małych forwarderów typu Vimek lub Terri? Jeżeli zmniejszymy powierzchnię dróg i szlaków o 30% to ogólny zysk może być większy niż przy pozyskaniu i zrywce drewna dużymi maszynami.
– Zupełnie zgadzam się z uwagą że buduje się drogi leśne aby zmniejszyć koszty transportu ale moje rozumowanie dotyczy czegoś innego, mianowicie że znika w ten sposób powierzchnia lasów produkcyjnych i żaden z dyskutantów nie podjął tego wątku, zarzucając mi tylko błędy. Może gospodarce leśnej całkiem po prostu brakuje doświadczenia w matematycznych rozważaniach, mówi, lekko złośliwie, Jan Nilsson.
Stosowanie pilarek spalinowych i zrywka drewna przy pomocy Terri lub małych traktorów nie jest żadną nowością dla prywatnego właściciela lasu w Szwecji. Przeciwnie, wielu tak pracuje w swoich lasach trzebieżowych.
Ale w przypadku cięć końcowych przynajmniej 90% lasu szwedzkiego jest użytkowane metodami zrębów zupełnych tworzących później las jednogatunkowy, no może dwugatunkowy jak i las jednowiekowy. A zręby zupełne to duże harwestery i forwardery.
Pilarki spalinowe… Pisałem już przed kilkoma dniami o uwadze dyrektora fińskiego przedsiębiorstwa leśnego że żaden Fin nie chce dzisiaj wsiąść pilarki do ręki. No nie wiem…
Przeciwnie, uważam że wziąłby ale pod warunkiem znacznie lepszej zapłaty.
O koniach w szwedzkim lesie też już pisałem http://www.forest-monitor.com/pl/tag/skogshasten/ ale nie sądzę aby były w stanie konkurować z maszynami, mimo albo w skutek nostalgii jaki ich widok wywołuje.
To co napisałem powyżej dotyczy lasów szwedzkich, przystosowanych do pracy maszyn leśnych już od lat 1960-70, przystosowanych poprzez organizację i metody gospodarki leśnej.
Znając argumentację pracowników organizacji Lasy Państwowe jestem przekonany iż zareagują stwierdzeniem że u nas jest znacznie lepiej, że nasze zręby zupełne nie są szwedzkimi zupełnymi no a przede wszystkim nasz polski las jest zdecydowanie inny oraz lepszy niż ten szwedzki w przykładzie Jana Nilssona.
Nie wiem, być może, ale do podjęcia tematu szlaków zrywkowych czy operacyjnych skłoniła mnie notatka na interesującym portalu polskim Firmy leśne pod intrygującym, dla leśnika, tytule: Leśnicy chcą zmienić zarządzenie o szlakach http://firmylesne.pl/lista/lasy-panstwowe/pokaz/lesnicy_chca_zmienic_zarzadzenie_o_szlakach,4049
Jak zmienić i dlaczego?
Zmienić chce Krajowa Sekcja Pracowników Leśnictwa NSZZ “Solidarność”, ta sama co zastopowała pomysł wejścia Lasów Państwowych do spółki Polskie Domy Drewniane.
Teraz najwyraźniej nadszedł czas na zastopowanie wejścia maszyn do lasów państwowych nadzorowanych przez organizację Lasy Państwowe.
Czym motywują związkowcy z Solidarności swoje zastrzeżenia?
W zasadzie można ich zrozumieć, gdyż powołują się na niespecjalnie przemyślane zarządzenia nr 35 Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych z dnia 9 czerwca 2016 roku. Konrad Tomaszewski był urzędnikiem bardzo twórczym ale o jakości nie zawsze idącej w parze z ilością.
Związkowcom chodzi o te 20 m odległości pomiędzy szlakami oraz o schematyzm w ich wyznaczaniu.
Piszą, cytuję Firmy leśne:
„W terenach nizinnych prowadzenie osi szlaków co 20m, przy szlakach szerokości 4m, prowadzi do wyłączenia znacznej powierzchni produkcyjnej tj. ok. 20% i to już od TW,
– w terenach górskich schematyczne projektowanie i wykonywanie szlaków prowadzi do defragmentacji drzewostanów i naruszania stabilności geologicznej terenu.”
Chcą aby, cytuję:
„ odległości pomiędzy szlakami zrywkowymi jak i ich szerokość powinna być uzależniona od konfiguracji terenu, składu gatunkowego drzewostanu i technologii pozyskania drewna,
– decyzje o sposobie i ilości oraz szerokości szlaków z rywkowych podejmuje nadleśniczy w oparciu o lokalne uwarunkowania przyrodnicze i technologiczne.”
Ponieważ Solidarność leśna udowodniła swoją siłę, realną lub pozorną, przy niedawnym proteście pod Sejmem, to należy przypuszczać że zarządzenie nr. 35 Dyr. Konrada Tomaszewskiego umrze śmiercią naturalną.
Leśnicy powrócą więc do wymagań pracy pilarkami i traktorami przez pracowników ZUL. Tutaj kłania się im Jan Nilsson ale czy będą kłaniać się Zakłady Usług Leśnych które postawiły już na sprzęt harwestorowo-forwarderowy?
Argument o nadleśniczym i lokalnych uwarunkowaniach przyrodniczych i technologicznych brzmi sympatycznie zwłaszcza dla uszu przyrodników ale czy na tyle sympatycznie aby z kolei oczy przyrodników nie dostrzegły rosnącego pozyskania drewna?
A nadleśniczy nie dostrzegł konieczności stosowania harwesterów aby podołać temu pozyskaniu?
Związkowcy leśni zajmują się tutaj niezupełnie swoją tematyką bo wchodzą na teren metod prowadzenia gospodarki leśnej, ale jak już to zrobili to może zastanowią się kto będzie pracował już w niedalekiej przyszłości, a w zasadzie już dzisiaj w lasach którymi zarządzają członkowie związku? Chociaż … Ja sądzę że jak w przypadku Finów chętni się znajdą ale za płace odpowiadające tej harówce i tutaj związkowcy mogą powrócić do swojej specjalności, dyskusji finansowych.
Ale w sumie jak już nie będzie chętnych do pracy w polskich lasach, zwłaszcza tych karpackich, to może te resztki lasów starych, o ile dożyją, zaczną być chronione i doceniane?
Jan Nilsson zwrócił też uwagę na prosty sposób zwiększenia powierzchni leśnej, tej rzeczywistej, poddając pomysł zmniejszenia powierzchni niezalesionej (bo zalesionej tylko na papierze) poprzez węższe szlaki zrywkowe. Pomysł prawie że rewolucyjny przed szczytem COP 24 w Katowicach, zwłaszcza że w warunkach polskich można dołączyć likwidacje częściowe lub całkowite linii oddziałowych i pododdziałowych, nieobecnych w szwedzkich lasach. W ramach projektu np. Leśnych Gospodarstw Węglowych, przeciwko któremu związkowcy leśni jak na razie nie protestują.
Argumenty Jana Nilssona jak i leśnych solidarnościowców sprowadzają się do stosowania oszczędnych przyrodniczo metod pozyskiwania surowca drzewnego. Ale nie oszczędnych ekonomicznie, biorąc pod uwagę zarówno brak chętnych do pracy jak i potrzeby przemysłu.
Powstaje ciekawa ale nienowa sytuacja w której gospodarka i przemysł żądają więcej surowca drzewnego a organizacja Lasy Państwowe zarządzająca polskimi lasami państwowymi nie może zdecydować się jakimi metodami pracy zaspokoić te żądania.
Oficjalnie zaspokaja je bardzo niechętnie, to wina oczywiście przemysłu czy firm leśnych ale nie nasza, mamy poza tym obowiązek ochrony przyrody, twierdzą pracownicy organizacji.
Oraz ich związki zawodowe. Też powołujące się na ekonomię i przyrodę. W obu wypadkach ekonomię i przyrodę obowiązujące w organizacji Lasy Państwowe i odpowiadającą interesom pracowników tej organizacji.
Zdjęcie: natursidan
Pomysł ZZów o zmianie zarządzenia o szlakach jest czystą propagandą, gdyż w finalizowanych właśnie Zasadach użytkowania lasu temat ten zostanie odpowiednio zmieniony i dostosowany do realiów rynku usług leśnych. Natomiast wyliczenia autora szwedzkiego są zwyczajnie wybiórcze i stronnicze oparte chyba na ogromnej nostalgi do początków kariery zawodowej autora…