Sojusze sprzyjające Lasom Państwowym.
Organizacja Lasy Państwowe ma talent do stwarzania sobie przeciwników czy w krańcowych przypadkach wrogów.
Ci nawiązują sojusze na zasadzie wspólnego przeciwnika czy wroga, nie mając z sobą nic wspólnego. Takim przykładem jest sojusz Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze z Polskim Związkiem Pracodawców Leśnych, reprezentujących pewne ZULe.
W każdym razie Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze kreuje się w https://www.facebook.com/149575208451957/posts/4900385890037508/?d=n na sojusznika i przyjaciela PZPL, popierając walkę Związku o godne warunki pracy dla robotników leśnych, zależne zupełnie, ich zdaniem, od wysokości wyceny usług leśnych przez Lasy Państwowe. (Czego przykłady z innych krajów niezupełnie dowodzą).
A ta wycena różni się znacznie, jak wiadomo, od wyceny samych ZUL.
Trzymajmy zatem kciuki za to co robią stowarzyszeni ZULowcy, pisze Fundacja, zakładając w pewnym stopniu logicznie, że wymagania wyceny swoich prac przez ZULe doprowadzą w końcu do nieopłacalności gospodarki leśnej w pewnych nadleśnictwach, interesujących Fundację. Co doprowadzi do wycofania się drwali z tamtejszych lasów i w następstwie do utworzenia parków narodowych lub zrealizowania pomysłu z Lasami Narodowymi na bazie upadłych nadleśnictw.
Jest to klasyczny scenariusz „im gorzej dla nich, tym lepiej dla nas”, z tym że to gorsze bije w ZULe a nie w Lasy Państwowe i taka satysfakcja nie bardzo przystoi świeżemu przyjacielowi PZPL, Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.
Wycofanie się drwali z lasów, jak to ładnie ujmuje Fundacja, oznacza zlikwidowanie ich lokalnych miejsc pracy i nie sądzę aby było to celem Polskiego Związku Pracodawców Leśnych. No ale przyjaciół podobno się nie wybiera, natomiast z takimi przyjaciółmi nie potrzeba wrogów.
Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze kreśli w innych swoich tekstach idyllę życia byłych drwali po przekwalifikowaniu się ich na usługi turystyczne lub inne, po powstaniu parków narodowych. No nie wiem, doświadczenia z innych krajów są wieloznaczne i często nieidylliczne, a o tych nieidyllicznych doświadczeniach polskich drwali w lasach szwedzkich już wielokrotnie pisałem.
Łamanie ręki pomiędzy ZULowcami a Lasami Państwowymi, które z taką satysfakcją obserwuje Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze, zakończy się najprawdopodobniej pewnym kompromisem z obu stron lub kupieniem własnych maszyn przez LP i zatrudnieniem własnych zespołów lub podobnym rozwiązaniem, stosowanym choćby w Skandynawii.
Ale czy przekazaniem lasów zarządzanych przez LP, przyrodnikom?
Moim zdaniem, możliwości rozwiązań sprzyjającym dalszej gospodarce leśnej Lasów Państwowych, ma ta organizacja, w stosunku do innych krajów, wystarczająco duże, aby utrzymać w szachu żądania przyrodników, opierających się w gruncie rzeczy tylko na polityce Zielonego Ładu z UE oraz atmosferze potępienia gospodarki leśnej oraz Lasów Państwowych, stwarzanej przez media społeczne i pewne tytuły prasowe.
Polityka Zielonego Ładu jest polityką, której realizacja wymaga poświęceń społecznych, niepopularnych w wielu państwach, m.in. w Polsce i polityką ryzykowną z najważniejszego punktu widzenia – energii i zaopatrzenia energetycznego każdego państwa Unii Europejskiej.
Zwłaszcza w dzisiejszych niepewnych czasach, nie sprzyjających ochronie przyrody, tej propagowanej przez Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze.
Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze, kreując się na sojusznika ZULi gra również na rękę Lasom Państwowym, mogącym wyciągać z rękawa atut oferowania miejsc pracy, co prawda nie najlepiej płatnych, ale zawsze na miejscu, koło domu. Oraz atut zmodyfikowanej gospodarki leśnej, wielofunkcyjnie-ekologicznej, dopasowanej do Zielonego Ładu, zapewnie też w końcu będącego zmodyfikowanym.
Przykładowo nie bardzo rozumiem, dlaczego Lasy Państwowe nie wykorzystują imponującej pracy Fundacji związanej z tworzeniem map Lasów Narodowych. Jest to przecież solidna podstawa do dyskusji w tej organizacji na temat innej formy organizacyjno-gospodarczej nadleśnictw leżących na-i obok terenów gęsto zaludnionych, z dużymi wymaganiami rekreacji i odpoczynku dla ludzi.
Moim zdaniem, ta pewnego rodzaju współpraca czy sojusz przyrodniczo-zulowski, ten lansowany przez Fundację, nie sprzyja firmom ZUL i zatrudnionym w nich pracownikom, natomiast sprzyja Lasom Państwowym, zwłaszcza w sytuacji gdy ZULowcy są rozbici organizacyjnie.
I w tym rozbiciu leży ich najważniejszy problem, stworzony przecież przez nich samych.
Bilden: gröna träd
Timeo Danaos et dona ferentes?
Panie Tadeuszu! Dziękujemy bardzo za zainteresowanie naszymi tezami, głoszonymi na różnych forach. Bo wiemy, że nie utraciła aktualności stara zasada “nieważne jak mówią, byle mówili”. Więc, wielkie dzięki.
Rozumiemy, że teza Pana artykułu sprowadza się do powtórzenia za Wergiliuszem „Strzeżcie się Greków, nawet, gdy niosą dary”, co można wyrazić prościej jako „ZULe, uważajcie na tych ekologów, bo nie jest im z wami tak całkiem po drodze!”.
Cóż, nigdy nie twierdziliśmy, że my i ZULe, to jedna rodzina. Wiadomo, że oni zajmują się wycinaniem drzew (choć nie tylko), a my tego wycinania chcemy mniej, albo mówiąc dokładniej: nie we wszystkich lasach. Ale to jest normalne, jesteśmy po prostu innymi interesariuszami, jak to się uczenie mówi.
Rzecz jednak w tym, że się szanujemy i słuchamy. A to już, na polskie warunki jest duże osiągnięcie. Drobny przykład: niedawno dowiedzieliśmy się, jak na działania w lesie wpływają wymagania LP wyrobienia przysłowiowego pierdyliona sortymentów na miejscu, w tymże lesie. Hałas pił, bałagan czasami wynika z tego, że Lasom Państwowym las myli się z tartakiem. Bez rozmów z ZULami nie wiedzielibyśmy tego.
Inna sprawa: konieczność stania przez ZULe w pozycji stand-by i brak możliwości sensownego planowania prac w taki sposób, żeby nie wracać kilka razy w to samo miejsce, a czynności zaplanować tak, żeby dostosować je do warunków atmosferycznych. Niby drobne rzeczy, a już dla przyrody zysk.
Czyli: są punkty wspólne. Ale i są rozbieżności.
Czy jest naszym celem zapewnienie miejsc pracy pilarzom i zrywkarzom na miejscu, wszędzie tam, gdzie pracują? Owszem, nie. W trakcie transformacji na Śląsku i zamykania kopalń chodziło nie o to, żeby górnicy mogli dalej fedrować, niezależnie od tego, czy to ma sens i czy nas wszystkich kosztuje fortunę. Chodziło (i dalej chodzi o to) żeby im znaleźć inne miejsca pracy; czyli, żeby zostali ochronieni jako ludzie, a nie jako górnicy. Analogia jest jasna: nikt nie roztacza przed drwalami idyllicznych wizji pracy poza branżą; będzie może trudno, ale ten wysiłek zmiany orientacji zawodowej musimy wszyscy podjąć, i zapłacić za to (!).
A co do wpływu przestrzegania prawa na kalkulacje ekonomiczne ZULi i Lasów Państwowych, to chyba nie jest pan obrońcą szarej strefy? A jeśli nie, to na pewno sprzyja Pan zatrudnieniu wszystkich w legalny sposób, z wszystkimi tego konsekwencjami. Tak, jak to jest w Szwecji: czy tam drwale pracują na 1/8 etatu? No, ale jeśli wtedy wyjdzie na jaw prawdziwy, nie zafałszowany rachunek zysków i strat, to chyba dobrze? Przecież Monitor Leśny często daje świadectwo swojego wolnorynkowego nastawienia i kierowania się kalkulacją ekonomiczną. No to, jeśli powiedzieliście „A”, to powiedzmy razem „B”. Nie dopuszczajmy do finansowania skansenów, kórymi są już w tej chwili niektóre nadleśnictwa. Zyska przyroda i nasze portfele.
P.S. Zapraszamy przy okazji na wspomnianą przez Pana naszą stronę Lasy Narodowe i wprost na uaktualnianą co kilka dni mapę rębni i trzebieży na 2022 rok http://www.straznicypuszczy.pl
oraz na naszą bazę danych cyznnosci w lesie w 2022 https://1drv.ms/x/s!AnpZiK5dtLIIg4d9HbXBlcE7lx9hSw?e=aLy8wQ,
którą uzupełniamy na bieżąco wspólnie z Lasy i Obywatele (bo mimo czteromiesięcznego oczekiwania, LP nie były łaskawe odpowiedzieć na zapytania poselskie w tej sprawie).
Dziękuję za wyjaśnienie.
Kilka hipotez/prywatnych przemyśleń.
1. To ciekawa postawa ze strony Dziedzictwa, którego otoczenie/sojusznicy/wspierający lub sami pracownicy (jeszcze przed 2018, czyli uruchomieniem – przez ludzi FDP i Obozu dla Puszczy – ‘Inicjatywy Dzikie Karpaty’) chodzili po lasach dokumentując lasowców w pracy, a które to materiały prowadziły później do negatywnego odbioru społecznego tych ludzi (w wykreowanym odbiorze społecznym ‘morderców’ ‘starych’ drzew etc). Imho Pan Kostka ma świadomość kto dokumentował ludzi na lesie (m.in. słynna w terenie wśród lasowców, a wg Pana Kostki – ‘pracownica Fundacji’).
Z ostatnich medialnych produkcji → ‘nagonka/polowanie z psami na lasowców w Birczy’ od terenowych ‘żołnierzy’ z IDK jest dobrym przykładem prawdziwego postrzegania/traktowania i obrazowania przed społeczeństwem tychże lasowców.
https://www.facebook.com/dzikiekarpaty/videos/260469095499700
Przypomnę: IDK realizuje terenowo dwa wiodące tematy ich projekto-matki czyli FDP (‘turnicki’, ‘powiększenie #BdPN’).
2. Nieoficjalnie mówi się też, że (przynajmniej do czasu sformowania IDK) to właśnie FDP miała tu lokalnie opinię największego ‘sygnalisty’ odnośnie prac leśnych i ludzi za nimi stojących. Kuriozum była jedna z ostatnich (już za czasów marki IDK) kontroli zatrudnienia/bhp, która (nieoficjalnie) wprost etykietowała cel: chodzi o ‘ZULowca z Obnogi’ (+ z ‘wskazania zewnętrznego’). Który urząd kontrolujący użyje takiej definicji sam z siebie? Kto operuje w otulinie, w temacie starego projektu rezerwatu (koniec lat 90tych i zespół dr Szwagrzyka) i w czyim to jest obecnie interesie projektowym? Którejś NGO? Nawet jeśli ta ‘brudna robota’ to hipotetycznie ‘dzieło’ IDK, to ta grupka ludzi realizuje przecież cele projektowe FDP.
3. Moim zdaniem podobnie jest w stosunku do społeczności lokalnych, do których z jednej strony aktywiści/DFP ‘wyciągają dłoń’ a z drugiej (ustami swojego trybuna) wypowiadają się o tych lokalnych w dość specyficzny sposób. Tenże trybun ‘zaprasza do rozmawiania’ a z drugiej strony (w tle tych zaproszeń w innym miejscu) stanowczo oczekuje odebrania tym lokalnym społecznościom (→bezpośrednim beneficjentom tych lasów) prawa głosu! w temacie Parków Narodowych na ich terenie. Gdzie prawdziwa twarz?
4. Kolejnym istotnym aspektem jest ten wspomniany tu przez Autora. To ZULowcy są szansą dla FDP na uratowanie narracji ‘o deficytowych nadleśnictwach’. Bez ich wysokich oczekiwań finansowych, a przy obecnej zwyżce cen drewna (przychodów LP) – ta rzekoma deficytowość może niebezpiecznie ulec zmianie na niekorzyść (UCIEC) dla – wskazujących ją jako argument/wadę – ekoteistów/NGO.
Dlatego moim zdaniem powyższe działania FDP należy odbierać wyłącznie jako grę, zapewne ‘na presję na LP’, ale bardziej na udawanie dobrego wujka + przepychanie boczkiem lokalnie tematu ‘cudownego PN’ (milcząc o miejscach pracy dla zaprzyjaźnionych naukowców, a i może dla samego Pana Kostki – w swojej historii aspiracji wcześniej próbującego wskoczyć na fotel dyr. Magurskiego Parku Narodowego). Skalkulowana ale imho jednak gra.
1. Na ocieplenie wizerunku (m.in. pod złamanie sprzeciwu społeczności lokalnej wobec PN a potem ‘sorry lokalsi’)
2. Na utrzymanie LP (żądaniami rozochoconych ZUL) w przestrzeni rzekomej deficytowości (narracje)
PS. Pan Kostka może zatrudnić lasowców u siebie w swoim NGO, średnia pensja w FDP za 2020 to 7130 zł. Prawie tyle co w LP.
P.S2
A propos 1/8 etatu (symetryzm):
Dlaczego Fundacja banuje (cenzuruje) na TT ludzi pytających o pożyczanie środków zewnętrznej Sp. z o.o. – zamiast
(jako NGO) odpowiedzieć merytorycznie? Dlaczego w ogóle banuje ludzi, którzy zadają pytania lub wskazują niewygodne aspekty/konteksty? Jak oceniać etycznie/intencyjnie tak ‘przyjacielski dla ludzi’ podmiot ?
PS3.
Odnośnie szarej strefy mam pytanie.
Pamiętam jak przez wiele lat do Nadleśnictwa Stuposiany, z bazą w Tarnawie Niżnej, przyjeżdżali (przywożeni m.in. przez prezesa Fundacji) do szukania na na wskazanych oddziałach gatunków chronionych – bracia botanicy z Ukrainy. Znam ich stawki dobowe, ale proszę o podanie:
– na bazie jakiej umowy
– za ile (zł)
były realizowane te ich prace?
Pozdrawiam i z góry dziękuje za odpowiedź.
Dziękuję za analizę.
Niestety, system organizacji pracy w lesie nie realizuje tego, co było jednym z parytetów nowej Ustawy o lasach z 1991 roku. W PRL lasy działały “źle” (takie było przesłanie otwarcia leśnej magdalenkowej przemiany), gdyż były połączone łańcuchem dostaw z przemysłem drzewnym. Co prawda nie realizowały tego co chciał ten przemysł, bo to przemysł dostosowywał się do tego co dawały lasy. Oczywiście potrzeby palące, szczególnie zapotrzebowanie na dewizy powodowało, że zdarzały się przypadki ponadplanowych realizacji. Było to w granicach ogólnego etatu, ale układ sortymentowy mógł być naruszany.
Lasy, w nowej ustawie, zostały wtłoczone w gorset jednostki administracji rządowej i realizują funkcje tak jak je umie organizować urząd. A zapis o samowystarczalności też nie pozostaje bez wpływu, co opisałem na stronie polskawlesie.pl analizując wypowiedź byłego już dyrektora Jana Kosiorowskiego.
To odcięcie się od gospodarki jest kompletną fikcją. Jest gorzej niż było, niestety. Prace w lesie odbywają się cały rok, gdyż las stał się magazynem na pniu, do którego w dowolnej porze zgłasza się odbiorca po określony sortyment, a “służba nie drużba” realizuje. To było w “zamierzchłych czasach” niedopuszczalne – rozpoczęte prace na powierzchni kończyło się jak najszybciej, wyrabiając w całości sortymenty i przekazywało się go na składnice lub bezpośrednio do odbiorcy. Leśnika w terenie nie interesowały problemy magazynowania surowca przez odbiorcę – zdaje się, że autor pamięta te czasy 🙂 . A więc niemożliwa była sytuacja taka, na którą żalą się ZUL-e, która niszczy nie tylko ich efektywność pracy. To demoralizuje także lesników w terenie – choć zdaje się, że nowe pokolenie, nie znając starego, już się przyzwyczaja i aprobuje “nową normalność”. Oczywiście ze szkodą dla samego lasu i środowiska.
Warto też wspomnieć, że obowiązujące instrukcje bazowały na wiedzy, i nie było założeń ideologicznych w Instrukcji Urządzania Lasu o ograniczaniu użytkowania do 50% czy do 60% przyrostu. Każde bowiem przekroczenie lub niewykonanie pozyskanie w stosunku do wyliczonego przyrostu niesie straty. Niesie też obniżoną efektywność w przypadku zaniżania rozmiaru – co ma dziś miejsce na ogromną skalę.
Próby rozgrywania ZUL lub próby rozgrywania LP istniały i będą istnieć.
Lasy Państwowe jako organizacja nie są elementem gospodarczym, więc trudno się dziwić, że nie działają jak firma. Dodatkowo realizują szereg elementów ideologicznych, którym bliżej jest do Fundacji niż do ZUL-i. Póki ten system nie zostanie zmieniony, inercja, brak decyzyjności, odpowiedzialności oraz racjonlności będą tam dominować. Nie tylko na płaszczyźnie współpracy z ZU-ami, ale nade wszystko w dbałości o powierzony majątek i mienie.
Dziękuję za analizę.
Straszny, straszny tekst.
Jaki interes mają Polacy w tym, aby drewno z polskich lasów było wysyłane na eksport do Chin?
ŻADEN.