Skandynawskie, jesienne wieści łowieckie.
– Szwedzka populacja dzików rośnie z roku na rok i cyfry corocznych odstrzałów wyraźnie o tym mówią. W roku 2006 padło na polowaniach 20.424 dzików a w roku 2016 już 102.923 sztuk.
Tutejsi myśliwi skarżą się od dawna na skomplikowany system sprzedaży wynikający z obowiązku wcześniejszego przekazania tuszy do punktu odbioru, gdzie mięso musi być zbadane z uwagi na obecność trychiny. O tym pisaliśmy w http://www.forest-monitor.com/pl/dziczyzna-szwedzcy-mysliwi-2/
Ale tylko 15% dziczej dziczyzny trafia do handlu, co więc dzieje się z pozostałymi 85.000 tusz dziczych?
Myśliwi, ich rodziny, ich znajomi je zjadają, odpowiada właściciel punktu skupu Ulrik Saamum reporterowi szwedzkiej telewizji. Ale, mówi on dalej, zdecydowana większość tego mięsa jest po prostu sprzedawana na czarnym rynku.
I tutaj powstaje pytanie, podjęte ostatnio przez szwedzki urząd państwowy do spraw żywności, Livsmedelsverket, o zachowanie właściwej higieny przy oprawianiu tuszy dzika oraz dzieleniu mięsa.
Naukowiec, weterynarz Axel Sannö obronił niedawno pracę doktorską na ten temat. Zbadał on około 30 populacji dzików i wykazał że w każdej populacji około 70-80% populacji a ogółem 60% ilości wszystkich dzików było zarażonych salmonellą oraz bakteriami yersinia.
https://www.slu.se/ew-nyheter/2018/9/smittorisker-med-vildsvinskott-bor-uppmarksammas/
oraz link do pracy doktorskiej w języku angielskim https://pub.epsilon.slu.se/15591/
Zaleca on zachowanie przy oprawianiu tusz dzika dobrej rzeźniczej higieny, zwłaszcza przy odcinaniu głowy, bo najwięcej bakterii znajduje się w gardle i przełyku, dalej szczególną ostrożność przy usuwaniu wnętrzności a w domowej kuchni używaniu do mięsa dziczego osobnej deski do krojenia, podobnie jak w przypadku kurczaków. No i dokładne mycie rąk oraz noży, bo choć bakterie giną przy gotowaniu mięsa to wcześniej można nimi zarazić inną żywność przygotowaną do obiadu.
Ja myślę że nie jest to specjalną nowością dla fachowców, rutyna ich pracy na pewno tego wymaga.
Szwedzi i szwedzkie dziki nie zostali jeszcze dotknięci wirusem AFS i jak jego dotarcie tutaj (bo uważa się że jest to tylko kwestia czasu) wpłynie na podobne zalecenia higieniczne, zobaczymy.
W każdym razie chcąc ukrócić czarny rynek a oficjalnie wprowadzić do handlu więcej mięsa z dzika, szwedzcy politycy, a konkretnie ministerstwo rolnictwa zaczęło przyglądać się niemieckiemu modelowi sprzedaży mięsa przez myśliwych bezpośrednio do konsumentów. Podobno Niemcy obchodzą w pewnym stopniu przepisy UE w tym zakresie, wprowadzając ułatwienia dla myśliwych i łatwiejszy system sprzedaży mięsa, pochodzącego aż z 600.000 upolowanych corocznie dzików, tak czytam w tutejszej szwedzkiej prasie łowieckiej.
Związek łowiecki Svenska Jägarförbundet opracował podobny system co niemiecki i przedłożył do zatwierdzenia ministerstwu. Co prawda już przed pół rokiem ale być może doczeka się on realizacji, po powstaniu nowego rządu.
Odpowiedzialny minister rolnictwa Sven-Erik Bucht, tak jak każdy z jego poprzedników stawia na szwedzką żywność, szwedzką dziczyznę no i wszystko co szwedzkie do spożywania, zarówno na rynku wewnętrznym jak i na eksport.
Słuchając tego typu wywodów można się zacząć zastanawiać nad pojęciem narodowości u dzikiej zwierzyny, nawet tutaj w Skandynawii, nie mówiąc już o kontynencie, tam na dole, jak to mówią Szwedzi.
– O AFS w Belgii pisałem już na facebookowej stronie Monitora Leśnego. Ostatnie doniesienia z końca września mówią o 18 przypadkach padłych dzików znalezionych w lesie o powierzchni 63.000 ha w południowo-wschodniej Belgii. Las jest zamknięty dla ruchu, zarówno pieszego jakim samochodowego i wprowadzono w nim zakaz polowań do 15 października.
Znajduje się w nim około 2500 dzików, mówi Benoit Petit, prezydent królewskiego klubu łowieckiego St Hubert.
Co gorsza, 4.000 świń domowych z okolicznych hodowli musi być natychmiast zabite i rolnicy są wzburzeni że nie poluje się jeszcze na dziki.
– Ale polowanie musi być zorganizowane tak aby uniknąć przemieszczenia się dzików, dodaje Benoit Petit.
– Natomiast w Niemczech myśliwi i naukowcy opracowują metodę poszukiwania dzików przy pomocy dronów w terenie trudno dostępnym czy słabo widocznym, pisze i pokazuje telewizja SWR. W dronie znajduje się kamera na podczerwień i zwykła kamera.
(Link do artykułu niemieckiego zamieszczam dla tych którzy znają język niemiecki, ja niestety nie należę do nich i korzystam z tłumaczenia na język szwedzki)
Na filmie z drona i z wysokości 150 m widzimy pole kukurydzy z dzikami i dopiero po usytuowaniu ich na nim, myśliwy z psem przystępuje do akcji.
Dron może przeszukiwać za jednym nawrotem teren o obwodzie 2 km.
Próbą a zarazem kursem dla myśliwych kierował naukowiec Ulf Hohmann z Forschunganstalt für Waldökologie.
Uważa on że podobne metody będą niezbędne przy polowaniach na dziki w przypadku gdy afrykański pomór świń dotrze do Niemiec.
– To jest tylko pytanie kiedy a nie czy, mówi. Może powstać sytuacja podobna do tej w Belgii gdzie dziki prawdopodobnie zaraziły się zjadając wyrzuconą czy pozostawioną przez ludzi żywność.
– Wilki to temat tutaj gorący, podobnie jak i w kraju.
Norweski Instytut Bauk Przyrodniczych NINA, a ściślej biorąc wydział Rovdata, będący częścią Instytutu, opracował nową i szybką metodę identyfikacji osobników wilka, przy pomocy próbek ze śliną pobranych z ran zagryzionych przez wilka owiec. Przy pomocy tej metody zidentyfikowano od razu szwedzko-norweską wilczycę, która latem w roku 2017 ustaliła swoisty rekord zabijając prawie 300 owiec w Opplands fylke w południowej Norwegii.
– Próbki z odchodami muszą leżeć przed zbadaniem trzy doby w temperaturze minus 80 stopni tak aby zginęły wszystkie pasożyty, mówi genetyk z Rovdata Øystein Flagstad, natomiast ślinę możemy analizować od razu.
Ta metoda nie pasuje jednak w stosunku do psów zagryzionych przez wilki ponieważ jej wskaźniki służą równocześnie do rozróżnienia psów atakujących bydło.
Szwedzko-norweska wilczyca pochodziła z rewiru Kindla, w województwie Örebro, w środkowej Szwecji i została zastrzelona w sierpniu 2017, w czasie ataku na norweskie owce, w ramach polowania ochronnego.
https://svenskjakt.se/start/nyhet/vargtik-fran-sverige-rev-300-far-norge/
– Rysie są drapieżnikami, w przypadku których ustalenie wielkości populacji jest bardzo trudne i w przypadku których klasyczna metoda inwentaryzacji stosowana przez polskich i nie tylko polskich leśników oraz myśliwych, polegająca na siedzeniu przy biurku i patrzeniu w sufit, jest jeszcze bardzo pożyteczna.
Również i w Szwecji, choć oczywiście jest to podparte pewnego rodzaju zimową inwentaryzacją tropów, kamerami i całorocznymi obserwacjami.
Urzędnicy nie dają jednak za wygraną i ostatnio szwedzki odpowiednik polskiej GDOS, Naturvårdsverket przydzielił 600.000 kr (1kr – 0,41 zł) firmie AquaBiota która na terenie województwa Västra Götaland (stolicą jest Göteborg) będzie badać DNA z odcisków łap rysich w śniegu (spårstämplar).
https://www.svt.se/nyheter/lokalt/vast/dna-spar-ska-identifiera-lodjur
Mia Bisther która odpowiada za inwentaryzację zwierzyny dzikiej w tym województwie, mówi:
– Czuję frustrację i rezygnację kiedy wiem że mamy dużo rysi a nie potrafię określić ich liczby,
Lubię takich otwartych urzędników i dodałbym: Chwała Bogu że mamy jeszcze zwierzynę potrafiącą wywoływać takie uczucia.
W projekcie współpracuje stowarzyszenie ochrony przyrody Nordens Arka, szwedzki związek łowiecki Svenska Jägarförbundet oraz trzy województwa sąsiednie do Göteborg.
– Wilki, polowanie na łosie i polowanie na nie.
W sąsiednim do sztokholmskiego województwie Västmanland jest za dużo wilków, uważa Conny Johansson, przewodniczący tamtejszego związku łowieckiego Jägarnas Riksförbund.
– Mamy tutaj 7 rewirów wilczych, trzy watahy i cztery oznaczające swój rewir, pary wilków. Jest ich być może około 50 sztuk i to odbija się na ilości łosi oraz na planowanym polowaniu na nie. Musieliśmy w zachodniej części województwa ograniczyć ilość łosi przeznaczonych do odstrzału i na 75.000 ha mamy przydział tylko 75 dorosłych łosi w stosunku do 210 w roku ubiegłym. Szacujemy że wilki pobierają u nas rocznie około 390 łosi, mówi on.
Jako myśliwi bierzemy swoją odpowiedzialność za populacje zwierzyny łownej ale chcemy aby Państwo wzięło równocześnie odpowiedzialność za drapieżniki, dodał.
Ta uwaga wiąże się z postanowieniem szwedzkiego urzędu państwowego Naturvårdsverket (odpowiednik polskiej GDOS) o nieprzeprowadzaniu polowania na wilki w roku 2019 (te szwedzkie trwają zawsze od 2 stycznia do 15 lutego).
Bez polowania na wilki nie ma polowania na łosie, uważa Conny Johansson. Mamy za dużo rewirów i to robi że łosie przechodzą na inne tereny, bez wilków.
– Natomiast w Norwegii tegoroczne polowanie na wilki rozpoczęło się już przed kilkoma dniami, 1 październikal i będzie trwać do 31 marca 2019.
O skandynawskich wilkach pisaliśmy wielokrotnie na Monitorze Leśnym, ostatnio w Sensacja! Wilk nie jest pluszakiem! i aktualne norweskie polowanie na nie ma kwotę 26 wilków do odstrzału na terenie województw (fylke) Hedmark, Oslo, Akershus i Östfold, leżących poza tzw. strefą wilczą (vargzonen) która jest obszarem położonym w środkowo- południowej Norwegii, w regionie Hedmark, wzdłuż granicy Szwecji https://www.svt.se/nyheter/lokalt/varmland/forsta-jakten-i-norska-vargzonen
W tej strefie wilki mogą czuć się relatywnie pewnie ale z akcentem na słowo „relatywnie” bo mimo protestów polowano tam na nie w roku ubiegłym (również 26 wilków).
Liczba 26 wilków w tegorocznym polowaniu była znacznie mniejsza jeszcze przed kilkoma miesiącami, bo tylko 12 wilków, ale po gwałtownych protestach rolników podwyższył ją minister środowiska i klimatu Ola Elvestuen.
Ola Elvestuen jest przykładem typu polityka, znanego również w Polsce, który szybko zmienił swój status z przyjaciela wilka na wroga wilka. Zaledwie niecały rok temu, bo 17 stycznia, nominacja go na ministra wywołała niemalże entuzjazm u norweskich organizacji ochrony przyrody a zwłaszcza wilka, w przeciwieństwie do rolników.
Potem wywołał on mały skandal w kwietniu 2018 z tortem na swoim weselu, ozdobionym dwoma wyjącym wilkami https://svenskjakt.se/start/nyhet/norska-miljoministern-i-blasvader/
-Jak minister w norweskim rządzie może w ten przyjazny sposób pokazywać wilki, w sytuacji gdy norwescy rolnicy nie mogą doliczyć się swoich owiec? pytała w parlamencie, Stortinget, pani Heidi Greni.
Jesienią tego roku nikt już nie uważa go za sojusznika ochrony przyrody a za typowego polityka realizującego linię rządu.
– Ta decyzja nie wpłynie negatywnie na stan populacji wilczej w południowej Skandynawii, mówi on.
Nieco inne zdanie ma główna norweska organizacja ochrony przyrody Naturvernforbundet.
– To decyzja niepoważna i nie do obrony. Oznacza ona po prostu że wszystkie wilki na 95% powierzchni Norwegii będą odstrzelone. Spojrzmy na Szwecję, ma ona znacznie więcej wilków a jednak w tym roku wstrzymano tam polowanie.
(Podanie szwedzkiego przykładu jako wzór do naśladowania nie zdarza się Norwegom za często, powiedziałbym że normą są sytuacje odwrotne).
Natomiast zrzeszenie rolników norweskich Norges Bondelag jest zadowolone z decyzji.
– Dobrze że minister Elvestuen respektuje decyzje podjęte przez regionalne komisje zarządzania drapieżnikami zwierzęcymi (regionala rovdjursnämnderna) bo to one żyją na codzień z wyzwaniami jakie stwarza obecność drapieżników w Norwegii, mówi Einar Frogner z Norges Bondelag.
Ile jest więc wilków w Norwegii, skoro wywołują takie emocje?
Ostatnie polowanie zakończone 31 marca 2018 przyniosło padnięcie 28 wilków. Przed tym polowaniem obliczano populację wilków na liczbę 105 do 112 sztuk, z tego pewną ilość we wspólnych rewirach ze Szwecją.
Ile jest ich w tej chwili? Trudno powiedzieć, no bo jak je inwentaryzować wiosną i latem?
Chłop potęgą jest i basta!
– Zapadł wyrok za głośne jak i pierwsze od 200 lat skłusowanie wilka w Danii.
66-letni myśliwy który 16 kwietnia zastrzelił w pobliżu Ulfborg na Jylland wilka z samochodu, otrzymał warunkowy wyrok skazujący go na 40 dni więzienia. Jest to wyrok pierwszej instancji i prawdopodobnie będzie zaskarżony przez prokuratora oraz oskarżonego.
W stosunku do podobnych wyroków w Szwecji i Norwegii jest to wyrok łagodny.
Szwedzka praktyka mówi o bezwarunkowym roku więzienia za tzw. poważne przestępstwo łowieckie, natomiast w Norwegii ostatnie nielegalne polowanie na wilka przyniosło kary 18 miesięcy więzienia dla głównego oskarżonego oraz od 6 – 12 miesięcy dla pozostałych.
No ale porównywanie skali wyroków jest niesprawiedliwe dla Duńczyków bo powinno pociągnąć za sobą skale porównawczą kłusownictwa na wilkach w Norwegii i Szwecji. A te jest nieporównywalnie większe w tych dwu krajach.
Dania nie ma jednak Saamów na swoim tetytorium z ich hodowlą reniferów, ma jednak Inuitów na terytorium automicznym Grenlandia.
Jak można przypuszczać zjawisko kłusownictwa nie jest specjalnie obce ludom pierwotnym, również tym na Grenlandii, chociaż swoje polowania za kłusownictwo nie uważają.
Jak te na niedźwiedzie polarne w roku 2007, w którym grupa Inuitów została oskarżona o kłusownictwo przez Kanadyjską Królewską Policję Konną https://knr.gl/kl/node/159689
– To absurd, mówi myśliwy Uusaqqak Qujaukitsoq. Polowaliśmy na terenie Ellesmere Island która od zawsze była do naszej dyspozycji. Ale kanadyjscy politycy przedłużają stopniowo swoją granicę wód terytorialnych, od 3 mil, poprzez 6 mil a teraz nagle 12 mil i w ten sposób Ellesmere Island została przedzielona na pół.
– Stary zawód wraca do łask i to dzięki wilkom.
To zawód pasterza, chroniącego pilnowane bydło przed drapieżnikami.
Wilderness Society pisze o organizowaniu specjalnych kursów kształceniowych w Szwajcarii https://wilderness-society.org/setting-an-example-in-modern-shepherd-training/
Po raz pierwszy od kilkuset lat wzrosło zainteresowanie tym zawodem, w dodatku stwarzającymi miejsca pracy na wsi jak i sprzyjającym poprzez odpowiednie wypasanie bydła, biologicznej różnorodności.
No i co jest bardzo istotne, pilnowanie bydła jest efektywniejszą metodą ich ochrony przed drapieżnikami niż polowania, pisze z kolei Un Environment, podając przykłady z południowej Afryki
Próby z pilnowaniem owiec na powierzchni 50.000 ha przyniosły tylko pozytywny rezultat. Owce urodziły przeciętnie o 39% więcej jagniąt i obciążenie pastwisk wypasami mogło być kontrolowane przez pasterzy.
http://www.unenvironment.org/news-and-stories/story/shepherding-back-our-biodiversity
No i na zakończenie szwedzkie wrażenia z podróży drogami fińskimi.
Twórcy szwedzkiego portalu leśnego Fredrik Reuter i Torbjörn Johnsen zauważyli w czasie swojej fińskiej podróży ciekawy fakt – brak ogrodzeń przy drogach, natomiast oznakowywanie granic lasu, tych przydrożnych, żółtą taśmą plastykową.
Jest to, według Finów, skuteczny sposób na odstraszanie zwierzyny od dróg.
Tani i skuteczny, również dla kierowców, którzy widząc taśmę wiedzą o obecności dzikiej zwierzyny i zwalniają.
Dlaczego więc nie u nas, w Szwecji, pytają Fredrik i Torbjörn?
Zdjęcie: jakt&jägare