Różnorodność biologiczna – modne słowo.
Jak dobrze pamiętam, to w odcinku Kwadransu politycznego, tym osławionym z kozą, wypowiedział dyrektor generalny Lasów Państwowych również słowa istotne – te o ogromnej wadze właściwej interpretacji pojęcia Różnorodność biologiczna.
Będzie prawdopodobnie ono i jest już przedmiotem sporów i to zaciętych, pomiędzy gospodarką leśną a organizacjami ochrony przyrody, dlatego przytaczam głos profesora emeritus SLU, Sveriges Lantbruksuniversitet, w Uppsali, Matsa Nylindera, opublikowany wczoraj w Upsala Nya Tidning.
Mats Nylinder jest profesorem technologii drewna.
“Pojęcie Różnorodność biologiczna jest dzisiaj na ustach wszystkich.
Politycy, naukowcy, praktycy, organizacje ochrony przyrody i wielu innych używają je często. Różnorodność biologiczna wydaje się być uwarunkowaniem dalszego bytu człowieka. Bez genetycznego bogactwa różnorodności biologicznej, bogactwa zgromadzonego w banku genetycznym, ludzkość skazana jest na zagładę – takie wydaje się być przesłanie.
Ale wygląda na to że wszyscy wychodzimy od sytuacji dzisiejszej, tej z przełomu XX/XXI wieku i że żaden gatunek nie ma prawa wyginąć. Dla Szwecji obowiązuje ta zasada w obrębie granic Państwa jak i w niektórych przypadkach w poszczególnych regionach kraju.
Często podnoszone są alarmy o drastycznym zanikaniu pewnych gatunków, ale jak jest to w rzeczywistości?
Szwedzki Artdatabanken przy SLU (szwedzki krajowy instytut naukowy rejestrujący dane dotyczące występowania wszystkich gatunków) jest odpowiedzialny za śledzenie ich występowania na terenie Szwecji. Informacje zbierane są metodami naukowymi ale w jakim stopniu są one wykorzystywane przez entuzjastów z zakresu ornitologii, entomologii czy biologii? Czy oddają oni informacje z tego źródła w sposób obiektywny? Każdy przecież ma prawo do korzystania z danych Artdatabanken.
Pewne gatunki wchodzą na czerwoną listę gatunków zagrożonych i ten fakt oznacza oparcie argumentacyjne dla urzędów zajmujących się regulowaniem naszego prawa do użytkowania przyrody. Może to oznaczać istotną pomoc dla przeżycia gatunku, ale czy jest to działanie obiektywne? Czy jest takie działanie pozbawione indywidualnego wpływu danego urzędnika, zainteresowanego szczególnie takim lub innym gatunkiem czy nie?
W jakim stopniu wpływa to później na decyzje prawne czy na nagłośnienie sprawy w mediach?
Kiedy dzisiaj tworzymy czerwoną listę gatunków zagrożonych, czy nie powinniśmy równocześnie stworzyć czarnej listy gatunków nadmiernie rozmnożonych? Wzrost takich gatunków jak łabędź krzykliwy, żurawie czy gęś gęgawa, szybki w ostatnich 30 latach, powinien oznaczać zmniejszenie pewnych innych gatunków. Oglądanie przy Hjälstaviken (jezioro o powierzchni 1,42 km2, raj ptasi, rezerwat przyrody, położone 17 km od miasta Enköping, 60 km na zachód od Sztokholmu) ogromnych jesiennych stad łabędzi i gęgaw jest widokiem wspaniałym i fantastycznym dla miłośnika ptaków i nikt nie odważy się powiedzieć iż ich populacje powinny zacząć być regulowane odstrzałem ze względu na zmniejszone gwałtownie populacje żab czy niszczenie łąk.
Ale jeżeli jeden gatunek wzrasta ilościowo, to zawsze maleje inny.
Kto ma więc prawo do oceniania wartości poszczególnych gatunków i ich wagi dla przeżycia człowieka?
Czy kilka sójek syberyjskich (gatunek osławiony możliwościami wstrzymywania zrębów w północnej Szwecji – moja uwaga, gatunek niższego ryzyka LC na świecie ale bliski zagrożenia NT w Szwecji) jest więcej warte niż jeden srokosz (gatunek niższego ryzyka LC w Szwecji)?
Media potrafią czasami napompować atmosferę społeczną np. przypadku czarnogłówki zwyczajnej i żądać zmiany typu gospodarki leśnej mimo iż jest to u nas w Szwecji również gatunek LC. Czy mamy wystarczającą wiedzę na temat przyczyn wzrostu i zmniejszania się gatunków, powiązania między wielkościami populacji różnych gatunków oraz ciągłych zmian w przyrodzie?
Podczas wielu lat a nawet stuleci nie mieliśmy u siebie wilka, bobra czy dzika, jaki więc efekt wywarł ten brak na nas, ludzi? Jakie gatunki należą do nas, naszego kraju, pewnych regionów kraju? Rośliny i zwierzęta nie przestrzegają przecież naszych narodowych granic. O jakie więc gatunki mamy walczyć?
Czy jeleń daniel, bażant, jabłoń dzika, wiśnia ptasia, ślinik luzytański, ostryżyca japońska, wąsatka, mieniak tęczowiec czy jenot azjatycki są warte walki i ich zaakceptowania?
Kto o tym decyduje? Dzisiaj mamy wiele grup i organizacji które doskonale wiedzą jak stworzyć opinie i wpłynąć na media. Te grupy i organizacje agitują na rzecz różnorodności biologicznej oraz gatunków z czerwonej listy i potrafią wpłynąć na precedensowe w tym temacie decyzje sądów administracyjnych. To oznacza że wielopokoleniowe użytkowanie gruntów i lasów na pewnej posiadłości, może być zatrzymane ponieważ ktoś chce pozostawić naturze “wolną rękę”. Takie postępowanie nie zawsze opiera się o fakty, ale jest silnym wykorzystaniem pojęcia Różnorodność biologiczna.
Nasz rodzinny układ gatunkowy jest rezultatem wieloletniego, czasem tysiącletniego użytkowania natury w naszym kraju. Zestaw gatunków cały czas zmieniał się i dzisiaj prawdopodobnie rolnictwo wpływa najbardziej na podobny rozwój.
Zamiast postawienia na pojedyncze projekty dotyczące ochrony wilka, dzięcioła białogrzbietnego czy projekty dotyczące eksterminacji ślinika luzytańskiego, raka sygnałowego czy klonu jaworu i innych, powinniśmy postawić na żyjącą wieś (Levande landsbygd), po to aby zachować dzisiejsze środowisko.
Może wilk jest zagrożeniem dla różnorodności biologicznej ponieważ przyczynia się do wyludniania wsi?
Przedtem mieliśmy wolno pasące się bydło, owce, kozy które stwarzały rozległe i piękne krajobrazy wiejskie z pastwiskami. Dzisiaj musimy mieć solidne ogrodzenia do zabezpieczenia swojego bydła.
Biotop kluczowy nie może i nie musi być cały czas kluczowym.
Jeżeli nie śledzimy naukowo zmiany fauny i flory w takim biotopie, to jego stworzenie i mianowanie jest prawdopodobnie błędne. Właściciele gruntów i lasów uprawiających je w ciągu wielu lat mają zdecydowanie lepszą wiedzę na ten temat niż urzędnik czy osoba prywatna wypowiadająca się na ten temat.
Gatunki zawsze ginęły i zawsze pojawiały się na ich miejsce inne. Możliwym jest iż wymarcie gatunku ludzkiego wpłynęłoby pozytywnie na różnorodność biologiczną. Ale jeżeli chcemy zahamować w pewnym stopniu ujemne zmiany w naturze to pozwólmy tym którzy żyją wśród niej mieć na nią większy wpływ.
Wszyscy możemy oceniać błędnie przyszłość. W ciągu jednej generacji lasu, 100 lat, mamy w Szwecji 25 okresów mandatów wyborczych.
Zanim Państwo zdecyduje się, pod wpływem rządzącej partii czy polityków na określenie co jest różnorodnością biologiczną a co nie, byłoby chyba mądrzej na jej wypróbowanie poprzez długoletnie posiadanie i użytkowanie gruntu czy lasu. Długoletni i odpowiedzialny właściciel ma na ten temat właściwsze zdanie niż urzędnicy zależący od populistycznych często polityków.
Żądania są coraz częstsze i głośniejsze. Wkrótce dojdziemy do żądania zatrzymania izostazji (podwyższania skorupy ziemskiej) w północnej Szwecji, po to aby zachować aktualne bogactwo biologiczne delty wielu tamtejszych rzek. Ja osobiście, jako miłośnik dzieżby gąsiorka żądam cieplejszego klimatu w Szwecji i rezerwatów wokół wszystkich jego miejsc lęgowych.
Nie, przestańmy żądać. Zaakceptujemy zmiany w naturze i postawmy na żyjącą wieś.”
Mats Nylinder
Zdjęcie: SLU