Robotnicy leśni jako gastarbeiterzy.

Robotnicy leśni jako gastarbeiterzy.

Robotnicy leśni  jako gastarbeiterzy.

To temat wciągający, zwłaszcza dla tych którzy pisząc o nich mają pewnego rodzaju patos społeczny pozwalający na podkreślanie niesprawiedliwości polityki, systemu czy układów w pracy.

W szwedzkiej prasie leśnej dosyć często pojawiają się artykuły na ten temat i ich ton jest różny.

Polacy, Rumuni czy Litwini lub Łotysze zatrudniani są od kilku lat na warunkach znośnych, pracodawca płaci wymagane opłaty, ubezpieczenia i zapewnia najczęściej opiekę lekarską. Jest to zatrudnienie oparte o umowę o pracę i wynagrodzenie nie może być niższe niż minimalne szwedzkie.
Od 1 czerwca 2017 otrzymają szwedzkie związki zawodowe, w tym i leśny GS-facket, silniejszą broń do ręki w postaci zlikwidowanego prawa Lex Laval, obowiązującego od roku 2010. Oznacza to iż związek może kontrolować firmy zagraniczne, z UE, czy zatrudniani przez te firmy pracownicy mają wynagrodzenie zgodne ze szwedzkim układem pracy.

Dziki Zachód, tak opisywana była sytuacja z zatrudnianiem gastarbeiterów w szwedzkich lasach do roku 2009, kiedy to Olle Sundin, szwedzki przedsiębiorca leśny opisał ten Dziki Zachód w czasopiśmie Dagens Nyheter.

My którzy chcemy pracować zgodnie z prawem i przepisami, przegrywamy z tymi, którzy wykorzystując pracowników z innych krajów, oszukują na podatkach i opłatach ubezpieczeniowych, napisał on.
Firmy z Łotwy, Polski i Rumunii wymienione zostały w poniższej publikacji.

https://www.gsfacket.se/globalassets/dokument/rapporter/rapport_titanic_web_ed2011.pdf

Tak było i od tej pory sporo się zmieniło.

O zatrudnieniu Polaków w firmie Svensk Skogsservice wspominałem kilkakrotnie i negatywnych opinii na temat ich warunków pracy tutaj nie słyszałem.
W ostatnim miesięczniku leśnym Skogen 4/2017 opisuje swoją szwedzką leśną pracę Rumun Dan Stoleru. Pochodzi z miasta Vaslui i razem z trójką braci pracuje od czterech lat u tego samego pracodawcy szwedzkiego.
Podobnie jak Polacy w Svensk Skogsservice, zajmuje się Dan czyszczeniami lasu. Pracuje 8 miesięcy, resztę ma wolne. Czy za te wolne, głównie zimą i jeden miesiąc latem, otrzymuje jakieś wynagrodzenie, nie wyjaśnia, ale zgodnie ze szwedzkim prawem pracy pracownikowi zatrudnionemu jak on przysługuje 1 dzień urlopu za każdy przepracowany miesiąc.
Pracodawca, mówi Dan, jest solidny, wypłaca w terminie, daje mieszkanie z internet, co jest ważne w kontaktach z rodziną.
Najwięcej zarabiam gdy umawiam się z szefem o akord za ha czyszczeń i to mi odpowiada. Ja i moi bracia mówimy po angielsku, więc kierujemy swoimi zespołami.

Ten artykuł o Dan przyszedł mi na myśl przy czytaniu ostatniej Nowej Gazety Leśnej 5/2017 http://www.gazetalesna.pl/czytaj/1073/05/2017 i artykułu o tytule “Pracownik ze Wschodu” Pani Jolanty Pawnik.
Podobno polskie ZULe nie zatrudniają pracowników z Ukrainy, twierdzi w tym artykule pan Daniel.
Inny natomiast mówi o dwu, zatrudnionych u siebie.
Pani Jolanta podaje jednak kilka cyfr podważających te opinie bo jak w ciagu 11 miesięcy 2016 przyjechało do Polski pracować 337.000 osób z Ukrainy to można założyć że co najmniej kilka tysięcy powinno wylądować w lesie.
Ale to na pewno wiedzą polscy leśniczowie.

Czy 2000-2200 zł brutto czyli 13.000-14.000 hrywien zarobionych w lasach w Polsce może konkurować z kilkudziesięcioma tysiącami kr zarobionych przez Dana w lasach Szwecji, w warunkach ludzkich, powiedziałbym?

Jeżeli Ukraina uzyska odpowiednie umowy z UE, ułatwiające pracę np. w Szwecji, to Ukraińcy wybiorą pewno Szwecję.
Ale, tutaj powracam do artykułu Pani Jolanty, polskie procedury zatrudniania obcokrajowców są znacznie przychylniejsze niż te dotychczasowe szwedzkie. Dochodzi tutaj jeszcze problem uchodźców, których powinno się zatrudnić jak najszybciej, dochodzi problem bezrobocia i myślę że Polacy i Polska zachowa na razie swoją uprzywilejowaną w Europie pozycję czołowego w UE pracodawcy obywateli ukraińskich.

Ale Szwedzi też mają atuty w ręku.

W innym artykule w Skogen 4/2917 profesor SLU, Per Gemmel, mówi o konieczności i to naglącej zlikwidowania szwedzkiej góry czyszczeń lasu, góry o powierzchni aż 1,5 mln ha. Taka powierzchnia wymaga ludzi i och pracy, ludzi w zdecydowanej większości ściągniętych, zwerbowanych za granicami Szwecji.

Jak to się robi, opisał już wspomniany Olle Sundin i wiele szwedzkich firm to praktykowało.

Teraz trwa mała przerwa w tym praktykowaniu ale istnieje możliwość że te firmy znów odkryją Dziki Zachód na Wschodzie i wtedy Ukraińcy pojawią się w Skandynawii.

W artykule Jolanty Pawnik pada opinia że nie wiadomo czy ZULe zatrudniają Ukraińców bo nie mają ludzi czy zatrudniają bo to im się opłaca.

Ja myślę że jest to opinia dla dziennikarza, bo żaden właściciel firmy leśnej nie ma podobnych wahań i wybór jest nieistotny dla niego. Robi to co odpowiada w danej sytuacji jego firmie.

Redaktor naczelny NGL Pan Rafał Jajor podaje w tym samym numerze NGL kilka cyfr, odpowiadających rzeczywistości.
Średnia stawka za rbg (roboczogodzina) przy pozyskaniu drewna w Lasach Państwowych wynosiła w ZUL 16,40 zł (2016) a w tym samym czasie płaca minimalna skalkulowana przez właścicieli ZUL wynosiła 26,48 zł.
I w tej proporcji mamy odpowiedź na konieczność zatrudniania Ukraińców do pracy w lesie i to zatrudniania prawdopodobnie nielegalnego, brak narzędzi, brak dobrej odzieży ochronnej czy wypadków przy pracy.

Pan Rafał Jajor podaje też inne interesujące cyfry jak np: 33% dochodów Lasów Państwowych (te w 90% ze sprzedaży drewna) idzie na usługi leśne czyli na rzeczywiste i w terenie utrzymanie lasu w porządku przez ZUL, natomiast 40% dochodów LP idzie na utrzymanie nadzoru i kontroli nad robieniem tego porządku.

Powstaje więc delikatne pytanie – dlaczego kontrola porządku leśnego jest zdecydowanie bardziej droższa, więcej warta i znacznie ważniejsza niż sam porządek leśny, samo zaprowadzenie tego porządku?

Tutaj przypomina się sławetny z czasów komunistycznych rysunek satyryczny – jeden pracujący robotnik i kilku nadzorców stojących obok.

Ale to już inny temat, choć w warunkach polskich istotny, bo obecność gastarbeiterów w polskich lasach pozwala na faktyczne i dalsze utrzymywanie kilku nadzorców, udających jedynie że słyszą język polski.

W szwedzkich lasach nadzorcy czyli właściciele lasów też lubią udawać a równocześnie skarżyć się na złą jakość pracy pracy gastarbeitera, od kilku lat mającego już jednak bardziej ludzkie warunki pracy.

Ale poprawa tych warunków jak i jakości pracy zależy przede wszystkich od nich samych, od nadzorcy czy właściciela lasu.

Z pustego i Salomon nie naleje chociaż i pustym można żonglować co dowodzi słynny w swoim czasie (2013) artykuł Pana Jacka Kiełpińskiego http://nowosci.com.pl/252546,Niewolnicy-z-polskich-lasow.html

Zarządca polskich lasów państwowych zawsze może odpowiedzieć jak ich dyrektor z Torunia Pan Janusz Kaczmarek i umyć ręce. Cytuję :” Pamiętajmy, że ZUL-e to oddzielne podmioty gospodarcze. Do ich kontrolowania powołane są PIP i urzędy skarbowe. My narzędzi nie mamy, by się tym zajmować.”

Właścicielom ZUL radziłbym cytować ten cytat, przy nadarzających się okazjach. Cytat sprzed 5 lat, powinien być dalej aktualny ale narzędzia w rękach LP jakby się pojawiły.
Jak i przybyło trzymających te narzędzia w ręku.

Ale chciałbym aby ci trzymający w LP narzędzia wzięli sobie do serca słowa profesora Bob’a Izlara z wywiadu z nim przeprowadzonego przez Rafała Chudego W leśnictwie nie ma miejsca na darmowe obiady – wywiad z Bob’em Izlarem.

Wywiad nie dotyczy co prawda robotników leśnych ale słowa profesora są znamienne.

Ja myślę że zarówno w Szwecji jak i Polsce gastarbeiterzy będą jeszcze długo codziennością w pracach nie tylko leśnych. Szwedów i Polaków brakuje do pewnych prac i trwa normalny przepływ pracowników z innych, biedniejszych krajów.

Ale jak Polacy będą chcieli konkurować ze Szwedami w atrakcyjności swojej oferty gastarbeiterskiej to dyrektor Janusz Kaczmarek jak i inni dyrektorzy muszą dać narzędzia finansowe właścicielom ZUL , tak aby toruńska stawka za rbg 13 zł przynajmniej zbliżyła się do gdańskiej 19 zł, nie mówiąc o realnej średniej 26,48 zł.

W wielu branżach, głównie w budownictwie, hotelarstwie i restauracjach spotyka się tutaj pracowników pracujących na warunkach niewolnictwa, przy którym niewolnicy Jacka Kiełpińskiego byli prawdziwymi panami.  To ludzie przebywający i pracujący w Szwecji nielegalnie, wśród nich uchodźcy, którzy zeszli pod ziemię.

To rosnące podziemne społeczeństwo i rosnący szwedzki, i nie tylko szwedzki, problem.


Zdjęcie: Axxel

 

Dodaj komentarz