Profesor Jan Szyszko i jego naukowcy.
Występ na COP23 grupy naukowców w towarzystwie ministra Jana Szyszko nie dawał mi spokoju i postanowiłem sprawdzić u źródła jak to jest z tym, cytuję Radio Maryja, że “dzięki zastosowaniu tradycyjnej polskiej metody sadzenia drzew, las w ciągu czterech lat na nowo staje się potężnym pochłaniaczem dwutlenku węgla.”
Źródłem jest oczywiście praca doktorska Pani Klaudii Ziemblińskiej http://www1.up.poznan.pl/wisgp/badania/rozprawy-doktorskie/
Pisaliśmy o jej występie a raczej o relacji z jej występu w Nie pozwól pożytecznym idiotom dyktatury zawładnąć kwestią klimatyczną. i z zainteresowaniem sięgnąłem po jej pracę a zwłaszcza po opinie recenzentów omawiajacych jej pracę doktorską pod tytułem “Wpływ różnych metod odnowienia powierzchni leśnych zniszczonych przez tornado na wymianę ditlenku węgla” obronionej na Wydziale Inżynierii Środowiska i Gospodarki Przestrzennej na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu.
Promotorami Pani Klaudii Ziemblińskiej był prof. Janusz Olejnik i dr. Marek Urbaniak a praca obroniona została w dniu 13 lipca 2017.
Recenzentami byli profesorowie Cezary Sławiński i Stanisław Małek.
Praca Pani Klaudii Ziemblinskiej liczy 152 strony i jako emeryt ceniący już swój czas ograniczyłem się do podsumowań i wniosków w niej zawartych oraz recenzji Panów Profesorów.
Okazało się że to potężne, według Radio Maryja, pochłanianie CO2 już po 4 latach oznacza całkiem po prostu że po 4-5 lat od założenia uprawy powierzchnia uprawy przechodzi ze stadium wydzielania w stadium pochłaniania, czyli osiąga stan zerowy pomiędzy wydzielaniem a pochłanianiem CO2.
Czyli od 5-6 roku swego istnienia uprawa leśna zaczyna tylko pochłaniać CO2. Co oznacza, nawiasem mówiąc, dwukrotnie krótszy okres niż podobne szwedzkie badania wykazały, te na powierzchniach po huraganie Gudrun.
Pani Klaudia Ziemblińska nie podaje jednak wielkości strat czyli ogólnej wielkości wydzielonego CO2 przez tą powierzchnię uszkodzoną przez tornado, w ciągu pierwszych 4 lat. Nie wiemy więc po ilu latach rosnąca dalej, po tych 4-5 latach, uprawa zrównoważy straty które zaszły na tej powierzchni.
A następnie, to co jest najważniejsze, w jakim wieku rosnąca uprawa a potem młodnik, zrówna się z pochłanianiem CO2 z lasem który rósłby na tej powierzchni, gdyby nie przeszło tornado. Oraz w jakim wieku młodnik a następnie trzebież przewyższy w pochłanianiu CO2 rosnący, starszy drzewostan.
Co doprowadza do pytania zasadniczego: czy zawsze opłaca się nam wycinać lasy stare, motywując to większym pochłanianiem CO2 przez lasy młodsze?
A waga takiej motywacji przy pomocy CO2 rośnie i to szybko.
Pani dr. Klaudia Ziemblinska miała do dyspozycji powierzchnie pohuraganowe i porównywała je z identycznymi powierzchniami niedotknietymi huraganem, nawiasem mówiąc w Tucznie, opisywanym już przez nas jako powierzchnie profesora Jana Szyszko w Kabaret Ministra i Lasów Państwowych. oraz w Stare życie i przeszłość lasu, wersja Lasy Państwowe, część druga.
Stąd obliczenia przepływu strumieni CO2 i ustalenie tej granicy 4 lat przyszło jej bez trudu.
Pytaniem podstawowym, moim zadaniem, było i jest pytanie o czas w którym rosnąca uprawa zrówna się w ogólnym pochłanianiu z pochłanianiem lasu który mógłby stać na miejscu uprawy gdyby nie huragan, a następnie pytanie kiedy przewyższy to pochłanianie.
Na to pytanie praca Pani dr. Klaudii Ziemblińskiej nie odpowiedziała a szkoda bo jest to problem decydujący do postawienia przez polityków i gospodarkę leśną na jedną z dwu alternatyw: albo stawiamy na pochłanianie CO2 czyli intensywną hodowlę lasu a więc las młody i o wieku rębności maksymalnie około 70-80 lat (w Szwecji sosna, świerk) albo na pochłanianie i magazynowanie CO2 czyli stawiamy na zachowanie lasów dojrzałych a więc na las stary, 140-150 letni o cięciach przerębowych.
I te osławione LGW, które minister Jan Szyszko chce podobno propagować w Arabii Saudyjskiej są teoretycznie rozwiązaniem pośrednim z naciskiem na pochłanianie i magazynowanie CO2, czyli rozwiązaniem drugim ale szybko przechodzącym w rozwiązanie pierwsze czyli las młody i hodowany intensywnie.
Tytuł pracy naukowej Pani Klaudii Ziemblińskiej mówi o wpływie różnych metod odnowienia zniszczonych powierzchni leśnych na wymianę CO2. I tutaj wybrała ona dwie metody przygotowania gleby: pełna orka po uprzątnięciu drzewostanu i usunięciu karpiny, nazwana metodą tradycyjną oraz orka wykonująca talerze bez usuwania karpiny, nazwana metodą niestandardową.
Jej wnioski są bardzo istotne dla gospodarki leśnej bo okazuje się że przygotowanie gleby poprzez pełną orkę połączoną z usunięciem karpiny na zrębie (czyli jak ja to nazywam utworzeniem kartofliska leśnego) powoduje mniejsze wydzielanie CO2 z takiej powierzchni niż z tych z orką tworząca talerze i pozostawiającą karpinę.
https://youtu.be/CG0kbO81yWY
Kiedyś, dwa-trzy lata wstecz opisywałem karczowanie pni na zrebach fińskich (dozwolone) oraz na zrebach szwedzkich (niedozwolone ale Sveaskog przeprowadzał eksperymentalne na kilku tysiącach ha) i z komentarzy polskich lesnikow jak i z Google wynikało że w Polsce karczowanie pni (bo chyba karpina to pnie?) jest na zrębach niedozwolone. A tutaj nagle w pracy pani Klaudii Ziemblinskiej jest to metoda dozwolona a nawet tradycyjna. To jak jest to właściwie z tymi kartofliskami w polskiej TZW, tej najlepszej na świecie gospodarce leśnej?
I ta pełna orka z usunięciem karpiny wywoła pewno, w świetle mniejszego wydzielania CO2, sensacje w Skandynawii, gdzie od pewnego czasu wszyscy są zgodni i przekonani iż należy być ostrożnym z nadmiernym naruszaniem gleby zarówno w czasie zrębu jak i później, w czasie jego odnawiania. Zarówno z uwagi na bioróżnorodność lasu jak i z uwagi na zapobieganie wydzielaniu się CO2 z gleby leśnej. Pisaliśmy o tym w Pozyskanie karpiny.
A o dyskusjach związanych z kontrowersjami tematycznymi Gospodarka leśna a bioróżnorodność lasu pisaliśmy w Lasy – Składy węgla czy obrót węglem?
Moje uwagi na temat pracy doktorskiej Pani Klaudii Ziemblińskiej nie są bynajmniej krytyką jej pracy, bo do takiej krytyki nie mam absolutnie żadnych podstaw naukowych.
Chce tylko wskazać na niebezpieczeństwo dawania alibi naukowego dla doświadczonych polityków i równie doświadczonych dziennikarzy, tych od potężnego pochłaniania, czytanych przez miliony Polaków. Jak i dla aktualnych trendów w gospodarce leśnej.
Nie wiem oczywiście w jakim stopniu takie nagłośnienie jej pracy odpowiada Pani Klaudii Ziemblińskiej ale stanowi zawsze pewne niebezpieczeństwo dla niezależności i integralności naukowej każdego naukowca.
Jej promotor prof. Janusz Olejnik ma teraz złoty okres w swojej karierze naukowej z uwagi na bogate finansowanie swojego programu naukowego związanego z leśnym CO2.
Na temat w jakim stopniu pomogła mu w tym długoletnia znajomość z ministrem Janem Szyszko można spekulować ale po co?
Profesor Janusz Olejnik postawił w swojej karierze naukowej na prawdziwie złote kury, w sensie wyboru tematu jak i w sensie wyboru polityka decydującego finansowo o tym temacie. W obu tych przypadkach należy pogratulować mu wyboru.
Ale ja chciałbym podkreślić fakt że prof. Janusz Olejnik nie ma w Polsce konkurencji w podobnych badaniach których efektem jest opisywana praca doktorska.
A szkoda, bo wnioski typu tych 4 lat i następnie potężnego pochłaniania oraz pełnej orki i karczowania pni będą na pewno pilnie cytowane i to już niedługo przez dyrektorów LP, omawiających kwestie zalesienia terenów po sierpniowym huraganie na Pomorzu jak po podobnych huraganach w przeszłości i przyszłości. Albo jak Pani Klaudia Ziemblińska pisze, cytuję, “Przedstawione badania, oprócz walorów naukowych mają zatem także duży potencjał aplikacyjny.”
Nie watpię bo w tym kontekście praca Pani Klaudii Ziemblińskiej pasuje jak ulał polskiej intensywnej gospodarce leśnej i dlatego, podobnie jak ta gospodarka, powinna być dyskutowana a jej wnioski sprawdzone badaniami innych naukowców. Najchętniej niezależnych od polityków i Lasów Państwowych.
Tutaj wchodzę w temat który powinien być tematem bardzo gorącym wsród polskich naukowców leśnych a jednak nie jest.
Poruszyliśmy go w niewielkim stopniu w O drzewach na sterydach, szacunku ludzi ulicy i polskiej szkole hodowli lasu.
Jest to temat a raczej tematy dotyczące niezależności nauki leśnej od Lasów Państwowych i Funduszu Leśnego, temat niezależności politycznej od rządzących partii i polityków a tym samym odpowiedniego garnituru dyrektorskiego Lasów Państwowych, temat wagi kontaktów osobistych w osiągnięciu dotacji finansowych dla swoich badań czy temat spolegliwości i przystosowawczości naukowców do panujących trendów w gospodarce leśnej i około leśnej.
Że jest to konieczne do zaistnienia jako naukowiec leśny odpowie zdecydowana większość?
Nie wiem, ale mam wrażenie że sytuacja w której polska nauka leśna jest w tak dużym stopniu zależna od dyrektorów Lasów Państwowych, od Funduszu Leśnego zarządzanego przez tychże dyrektorów oraz od polityków ściśle współpracujących z mianowanymi przez siebie dyrektorami, taka sytuacja nie sprzyja jakości polskiej nauki leśnej.
Oraz nie sprzyja wierze w polską naukę leśną wśród nas, zwykłego nie naukowego pospólstwa.
Tekst: Tadeusz Ciura
Zdjęcie: youtube
Z nauka leśną jest jak z tym kawałem opowiadającym, że w pewnym mieście ZSRR, na placu imienia pewnego patrona, dają za darmo samochody. Po głębokiej analizie okazuje się , że to inne miasto, inny plac i nie dają samochodów, tylko kradną rowery.
Jaż samo określenie:” tradycyjna polska metoda sadzenia drzew” jest jak królik z kapelusza.
Ta metoda dotyczy : użytej sadzonki, narzędzia jakim się ją wkopie i wykształcenia leśnika, który to nadzoruje. No bo na zbiór trzeba czekać 100 lat
Już dziś wiadomo, że drewno będzie niższej klasy niż to, które rosło na tym miejscu poprzednio. No i nic więcej nie wiadomo. Należało przed wycięciem “starego lasu”zbadać stan pierwiastków w glebie, zasobność w wodę, stan mikroflory w glebie, wszelkiej roślinności jaka występuje no i owady i zwierzaczki jakie mają tam “utrzymanie”. No takie same badanie wypadałoby zrobić co 20 lat aż do 100 lat. Wtedy dopiero poznamy oficjalnie co jest grane w tym leśnym kinie.
Na wyjmowaniu królika z kapelusza iluzjoniści zarabiają od wieków i wszyscy się dobrze przy tym bawią, choć to tylko iluzja.
Można też takie badanie zrobić inaczej. Są jeszcze kawałki starego lasu a wokół niego powierzchnie leśne w różnej klasie wieku. No i przebadać to wszystko w jednakowym czasie.
No ale czemu nie zrobią dobrowolnie takich badań ??????????
Budowany skrzętnie mit leśnika jako strażnika ładu w naturze, prysł by jak bańka mydlana.
Okazało by się, że to szkodnik:)
No ale jakby dać leśnikowi możliwość uprawy lasu w wielu wariantach, to szybko by się okazało, że mit jest prawdziwy.
Owszem sporo AUTORYTETÓW musiało by wtedy wyblaknąć:)