Praktyczne wskazówki przy szwedzkich czyszczeniach lasu – Część druga.
Jak to zwykle bywa przy podobnych opisach dotyczących tego samego tematu okazuje się że polski leśnik ma inne skojarzenia dotyczące czyszczeń lasu, niż ten szwedzki.
I odwrotnie.
Opis polskich czyszczeń autorstwa Zasad Hodowli Lasu pokazuje dobitnie naukową klasę autorów jak i wykształcenie polskiego leśnika, studiującego je, lub nie.
Gdzie tam szwedzkiemu prywatnemu właścicielowi lasu do takiego poziomu!
I o tym już wspominałem cytując te polskie http://www.lasypolskie.pl/printview.php?t=14811&start=0 jak i szwedzkie, dla polskich pracowników http://www.skogkurs.no/utenlandsk/ungskogpleie_polsk.pdf
Ale niezależnie od stylu dorad i zaleceń istnieją duże polsko – szwedzkie różnice.
Zaczynają się one już na etapie sadzenia. Szwedzkie sadzonki są silniejsze i lepszej jakości. Sadzone są na bruzdach, walkach i kopcach, czyli zawsze na podwyższeniu, mając od razu przewagę nad chwastami. Gleby leśne są słabszej jakości jak polskie, jedynie te w Szwecji południowej można porównać z polskim Pomorzem czy Mazurami. Polskie maliny na zrębach mają więc tutaj odpowiedniki w samosiejkach brzozy. Polski skład gatunkowy przy sadzeniach jest nieporównywalnie bogatszy w gatunki liściaste, których tutaj na ogół się nie sadzi a reprezentuje je brzoza, osika, jarzębina, olcha czy iwa z samosiewu. Ale szwedzka więźba sadzenia jest znacznie mniejsza niż polska, bo oscyluje w granicach 2000 – 3000 sztuk na ha.
Pisaliśmy o tym w Ile sadzonek powinniśmy wysadzać? oraz m.in. w Bogusław Czepe, leśnik propagujący las ekologiczny.
Szwedzkie gleby leśne dzieli się z punktu widzenia odnowy lasu na dwie proste kategorie: sosnowe i świerkowe, dziwnym trafem odpowiadające gatunkom pożądanym handlowo.
Szwedzkie lasy bukowe czy dębowe zniknęły już w ubiegłym wieku z uwagi na nacisk przemysłu na dostawy sosny i świerka. Tutaj nie bez powodu mówią Szwedzi o negatywnej roli zmarłego niedawno twórcy Ikei, Ingvara Kamprada, który zamawiając meble w tanich, wtedy, krajach jak np. Polska, zlikwidował szwedzki przemysł meblowy. Ale czy tylko on to już inna sprawa.
Szwedzkie uprawy leśne nie są grodzone, z uwagi na koszty i wyjątkiem są te nieliczne w resztach lasów liściastych arystokracji w Szwecji południowej, jedynych właścicieli lasu stawiających na dęba, buka, jawora, lipę czy czeremchę.
Czyszczenia upraw są więc tutaj tematycznie mocno związane ze szkodami wyrządzanymi na nich przez zwierzynę leśną, głównie przez łosie i żądania silnej redukcji ich pogłowia ciągle się pojawiają, na ogół ze strony koncernów leśnych czy państwowego Sveaskog,
Ale w ich obronie stają tutaj nie miłośnicy zwierząt oraz przeciwnicy myśliwych a właśnie myśliwi oraz przede wszystkim właściciele leśni stawiający na las ze zwierzyną, dającą im spore dochody ze sprzedaży praw do polowania.
Prawo własności do zwierzyny łownej jest więc inne w porównaniu do Polski i moim osobistym zdaniem tutaj leży źródło problemów, tak głośnych w tej chwili w kraju.
Tak bardzo ogólnie można nakreślić obraz różnic dotyczących tych samych pojęć i prac leśnych w obu krajach.
I powracając do konkretów, jako że Szwedzi to naród rzeczowy (no przynajmniej w sprawach lasu bo w kilku innych to raczej nie) to ciekawe rady daje przeprowadzającym szwedzkie czyszczenia leśne praktyk w tych pracach, mający dzisiaj swoją firmę leśną jak i swój las w Szwecji południowej, Olle Josefsson (Skogen1/2018).
Mówi on:
“Zabierz się do tych prac, gdy przychodzi pora. Ale powinieneś je zrobić, bo dają ci one w przyszłości las zdecydowanie bardziej dochodowy.
Pierwsze czyszczenie w warunkach Szwecji południowej powinieneś przeprowadzić przy wysokości sadzonek do kolan, jest ono tanie i szybkie. Po drugim czyszczeniu zostawiasz około 2500 sztuk na ha i przed pierwszą trzebieżą, kilka lat przed nią, robisz trzecie i ostatnie czyszczenie, tak aby drzewka zdążyły opaść na ziemię i operator harwestera miał dobrą widoczność.
Jego firma i pracownicy zaczynają od obejścia terenu razem z właścicielem lasu i wysłuchania jego wskazówek oraz życzeń. Granice są oznaczane, również granice dla poszczególnych zespołów roboczych i są one dopasowane na ogół do terenu. Każdy pracownik czyści swoją działkę i zaczyna jak najdalej od samochodu idąc w jego kierunku, tak aby wracając do domu nie musiał przedzierać się przez już oczyszczony las.
Na zboczach pracujemy oczywiście wzdłuż zboczy, mówi Olle, na równinie i na małych działkach idziemy do środka a tam gdzie mamy prawdziwą dżunglę z nieczyszczonym lasem, improwizujemy po prostu.
Ten który czyści uprawy i młodniki kształtuje w rzeczywistości oraz w terenie przyszły las i podejmuje w swojej pracy ciągłe decyzje, zależne od sytuacji w lesie. M.in. musi cały czas kierować swoją uwagę na siedlisko leśne, na typ gleby i lasu, decydujący ile i jakie gatunki trzeba pozostawić. Np. wchodząc w teren wilgotny musi postawić na zachowanie brzozy i olchy, pozostawienie osłony bocznej chroni świerk od mrozu, rośnie borówka brusznica na dnie lasu, preferuje się sosnę przed świerkiem itp.
To dopasowanie prac czyszczeń lasu do siedliska uważa Olle za ogromnie ważne. Widziałem już, mówi on, wiele świerków które straciły tempo przyrostu i obumarły ponieważ wyrosły na terenach za suchych.
Kiedy czyścimy około pół godziny, robimy przerwę, stajemy i rozglądamy się wokół siebie. Jak to wygląda, czy trzeba skorygować? Mam regułę że każdy pracownik raz na dzień i na jeden typ lasu sprawdza ilość drzewek pozostałych na uprawie czy w młodniku. Stajemy, rozciągamy ramiona i tworzymy koło o promieniu 5,64 m. Jest to powierzchnia 1 ara i na niej liczymy, przeliczając potem na 1ha.
Zaoszczędzenie dobrego drzewka jest ważniejsze niż idealna odległość pomiędzy nimi. Jak mam grupę ładnych sosen, to ją pozostawiam, szczególnie na terenach z brusznicą, zamiast myślec o planowanym stosunku liczbowym św / so.
(Ehh, ci Szwedzi… tylko dwa gatunki do porównań…)
Wokół luk w lesie, np. skał pozostawia Olle i jego pracownicy las gęściejszy. W lesie z tak zwanej “góry czyszczeń” czyli nigdy nie czyszczonym (a sporej wysokości jest ona aktualnie), w którym następną pracą będzie pierwsza trzebież, selekcja drzewek do pozostawienia jest znacznie trudniejsza. Z jednej strony trzeba wybrać dobre i w takim lesie ich nie brakuje, chociaż są stosunkowo wątłe a z drugiej strony trzeba przygotować młodnik do trzebieży maszynowej, czyli z odpowiednio dużą odległością miedzy drzewkami. To robi taki młodnik podatny na szkody np. śniegowe, ale Olle mówi że podobne ryzyko jest warte podjęcia, a w każdym razie jest mniejsze finansowo niż dodatkowe czyszczenia przed trzebieżą.
W przypadku ryzyka szkód od zwierzyny albo przy postawieniu przez właściciela na jakościowy surowiec tartaczny, nie spieszymy się z pierwszą trzebieżą. W takim młodniku drzewka stoją gęsto, utrudniając zwierzynie dostęp a zarazem więcej z nich unika obgryzania. Czasami pomagamy w trudnym dostępie, podcinając sztuki rosnące obok tych wybranych, co z kolei daje nam pokarm dla łosi.
Aby nie za często chodzić po paliwo, pozostawione przy samochodzie, mamy zawsze z sobą 1litrowe flaszki z paliwem.
Już w czasie czyszczeń upraw musimy myśleć o wymaganiach przyrodniczych certyfikatu (zawsze pozostawiamy np. jarzębinę i iwę) czy o rekreacji i turystyce a przede wszystkim mieć wzgląd na pozostałości kulturowe historii człowieka na danym obszarze. Te ostatnie mamy dokładnie zaznaczone na naszych mapach i zasadą jest pozostawianie tych terenów otwartymi podobnie jak i ścieżek czy dróg prowadzących do nich.
Drogi i ścieżki na posiadłości leśnej są bardzo ważne, mówi Olle. Na swojej, 110 ha lasu, mam sieć wąskich dróg, dopasowanych do małych pojazdów.
No i ja osobiście uważam za najważniejsze ciagle poruszanie się po moim lesie.
Muszę go mieć w nogach i w głowie, co mi ogromnie pomaga w planowaniu prac leśnych”.
Te praktyczne uwagi Olle Josefssona nie są na pewno niczym nowym dla polskich leśników terenowych i piszę o nich tylko w celu porównania. Ale jego ostatnia uwaga, o chodzeniu po swoim lesie, zgadza się poniekąd z moimi obserwacjami, co prawda tylko zdjęciowymi, polskich leśniczych.
Chodzicie wy po swoim lesie, panowie leśnicy czy tylko po nim jeździcie? Bo jakby wasze zdjęcia mówiły o zaletach jazdy.
Co prawda 110 ha to nie 1100 ha ale jako dawny lesniczy, w zamierzchłych komunistycznych czasach, wiem że i te 1100 ha nie powinno być przeszkodą.
Tak mi się coś wydaje, że ci dawni leśnicy, sprzed ery z samochodami służbowymi, jakby lepiej znali swój las.
Las a nie drogi leśne.
Zdjęcie: sonesgard