Polscy „prywaciarze leśni” – wiele obowiązków, niewiele, o ile, praw. 5.

Polscy „prywaciarze leśni” – wiele obowiązków, niewiele, o ile, praw. 5.

Jest oczywistym że każda własność prywatna nakłada na właściciela obowiązki i w przypadku posiadania lasu jest to obowiązek prowadzenia gospodarki leśnej zgodnej z obowiązującą, zarówno w Szwecji jak i w Polsce, odpowiednią ustawą o lasach. Dochodzą do tego inne ustawy, jak np. ustawa o ochronie przyrody czy podobnie jak w Szwecji niezupełnie prawnie sformułowane żądania czy oczekiwania że każdy las, również ten prywatny, jest dobrem publicznym i społecznym.

W Szwecji jest to poniekąd łagodzone prawem Allemansrätten, które daje każdemu, również obcokrajowcom, swobodny dostęp do szwedzkich lasów, niezależnie od prawa własności. W kraju prywatny właściciel lasu ma prawo wyprosić ze swojego lasu zbyt natarczywie zachowujących się „gości” albo ewentualnie ogrodzić swój las, co kosztuje no i wymaga ściśle geodezyjnie ustalonych granic. Co też kosztuje.

Muszę przyznać, że czytając artykuły na temat wielu obowiązków właścicieli polskich lasów prywatnych odnoszę wrażenie że jest to pewnego rodzaju zaskoczenie dla nich.

Ja jednak, mając pewnego rodzaju porównanie do warunków szwedzkich, nie widzę nic nadzwyczajnego w obowiązkach właściciela lasu prywatnego, zwłaszcza w odniesieniu do jego tzw. pozaprodukcyjnych wartości. Chociaż zarówno w Szwecji jak i w Polsce podnoszą się głosy żądające zadośćuczynienia finansowego za tego typu wartości.

Ale nawet te produkcyjne wartości w postaci sprzedaży pozyskiwanego z lasu surowca drzewnego okazują się być obciążeniem. A to nie mogę sprzedać drewna z trzebieży, a to nie ma nabywców na moje drewno opałowe, a to nowe wymagania ustawy antysmogowej redukują znacznie użytkowanie drewna opałowego, a przede wszystkim dzieci nie chcą zajmować się lasem, komu więc go zostawię?

Te produkcyjne wartości lasów prywatnych ocenia prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Leśnych, PZZL, Pan Władysław Pędziwiatr, na zaledwie 15% ogólnych wartości lasu i nic w tym dziwnego, bo rozdrobnienie i rozrzucenie działek nie pozwala na efektywną gospodarkę leśną. Prezes stawia więc głównie na ekologię takich lasów, w sensie bioróżnorodności i magazynowania CO2, wartości za które Państwo powinno płacić właścicielom lasów prywatnych, za pośrednictwem PZZL, dodaje.

Nie są to żądania nieznane w Szwecji ale w przypadku magazynowania CO2 właściciel lasu musi udowodnić że swoimi, pewnymi zabiegami gospodarczymi powiększył normalny poziom gromadzenia CO2 przez swój las. Te szwedzkie zabiegi to np. przywracanie terenów mokrych, w czym pomagają za darmo np. bobry czy bardziej kontrowersyjne nawożenie lasów w celu zwiększenia przyrostu masy drzewnej.

Natomiast w przypadku bioróżnorodności sprawa jest bardziej skomplikowana bo mamy tutaj już liczne przypadki chętnego wkraczania urzędników Naturvårdsverket (szwedzka GDOŚ) aby z takiego pełnego (według ich oceny) bioróżnorodności lasu prywatnego, uczynić rezerwat przyrody. Jest to pewnego rodzaju łagodniejsza nacjonalizacja, za którą właściciel lasu otrzymuje pewne wynagrodzenie, nacjonalizacja pozwalająca mu dalej zachować formalnie swój las ale tylko jako rezerwat, również z pewnymi określonymi zadaniami, wymagającymi pracy i dającymi obowiązki.

Jedną z najlepszych ocen sytuacji w polskich lasach prywatnych jest moim zdaniem komentarz do artykułu w https://m.podhale24.pl/aktualnosci/artykul/67786 ze stycznia 2020 r. dotyczącego prywatnych lasów podhalańskich.

Cytuję autora „Wiem o czym piszę”

-„To nie jest tak, że prywatny właściciel może sobie w swoim lesie robić co zechce”. No właśnie, to stwierdzenie jest sednem sprawy. Od czasu komuny, nic, tylko ” pomagają” właścicielom lasów. Najpierw nacjonalizowali lasy dla ich “dobra” i ich właścicieli. Bo las to przecież dobro narodowe a prywatny temu nie sprosta. W roku 2016 wprowadzono w ekspresowym tempie nowelizację ustawy o lasach, nawet bez pozorów konsultacji z prywatnymi właścicielami, a ona głównie ich dotyczy. Ta nowelizacja miała zablokować kupno lasów przez obcokrajowców, a tak naprawdę uniemożliwiła sprzedaż lasu posiadaczowi takowego po sąsiedzku. Ten bubel prawny prezydent podpisał natychmiast, a wetował wtedy ustawy o sądach o których ma teraz ma tyle do gadania. Obecnie kupno lasu przez sąsiada, a nawet gruntu na którym dopuszcza się zalesienie zależy od kaprysu nadleśniczego. Skomplikowane stosunki własnościowe zostały zamrożone na lata. Taki stan będzie trwał dopóki do ustawy nie będzie wprowadzone prawo pierwokupu przez sąsiada a nie przez Lasy Państwowe. Z tą inicjatywą powinni wyjść właściciele lasów także na Podhalu. Od przywrócenia rozsądku w przepisach prawa trzeba zacząć pomoc dla właścicieli lasów – Panie Starosto. Umowami które Pan podpisał uwolnił Pan swoich urzędników od czynności których i tak nie byliby w stanie wykonać. Jak się domyślam, nadleśnictwa też nie przejęły tych obowiązków za darmo. O finansowej pomocy dla prywatnych właścicieli raczej mowy nie ma. To może chociaż w zakresie teorii. Do tej pory ukazały się bodaj trzy poradniki dla prywatnych właścicieli lasów, może dostępność takiej książki byłaby pomocna prywatnym leśnikom. Wiem, że działalność istniejących stowarzyszeń prywatnych właścicieli lasów i wspólnot leśnych – kuleje. Najwyższa pora by ten ruch się skonsolidował. Byśmy wreszcie zaczęli pomagać sobie – SAMI!”

Pisałem już o zasadniczej różnicy w pracy w swoim lesie pomiędzy szwedzkim a polskim prywatnym właścicielem lasu. Ten polski jest cały czas nadzorowany, ten szwedzki nadzoruje sam siebie, dostosowując się oczywiście do prawa leśnego, ochrony przyrody i innych.

Ten polski też musi się dostosować ale Państwo nie ufa zarówno w jego wiedzę i umiejętności jak i w jego odpowiedzialność w stosowaniu obowiązujących praw.

Amen.

Wiedza, umiejętności i odpowiedzialność przypisana jest tylko Panom – staroście, nadleśniczym czy leśniczemu, nie tam zwykłemu chłopu, czasem jednak lepiej wykształconemu niż nadzorujący go Panowie.

Rolnicy mający lasy czy właściciele lasów nie będący rolnikami, powinni zacząć pomagać sobie SAMI.

Punktem wyjścia są zmiany obowiązującej ustawy o lasach, które umożliwiłyby sprzedaż rozdrobnionych działek leśnych w celu tworzenia większych własności. Bez wtrącania się tego tzw. Pańskiego nadzoru. To wymaga odrzucenia przez polityków obaw przed wejściem zagranicznego kapitału w prywatny las polski, co z uwagi na obsesje aktualnej władzy jest raczej nierealne.

A jednak taki kapitał jak i reprywatyzacja, pojawiły się w krajach nadbałtyckich już prawie 30 lat temu, nie dewastując tamtejszych lasów, chociaż jak wiadomo definicje dewastacji lasów zależą od punktu widzenia oraz siedzenia i np. organizacje ochrony środowiska, zwłaszcza te reprezentowane przez aktywistów z obywatelskim nieposłuszeństwem czyli łamaniem prawa jako leitmotiv, siedzą na bardzo ostrym punkcie widzenia.

Tutaj mamy swoisty Moment 22 dla organizacji ochrony środowiska działających w Polsce.

Z jednej strony zwalczają one zaciekle Lasy Państwowe z ich tzw. zrównoważoną gospodarką leśną, przyznając przy okazji że wiele lasów prywatnych ma zdecydowanie większe wartości bioróżnorodności niż lasy państwowe zarządzane przez leśnika Lasów Państwowych.

Z drugiej strony te organizacje boją się jak diabeł święconej wody reprywatyzacji lasów państwowych czy właśnie tworzenia silnej prywatnej własności leśnej opartej o kapitał czy to polski czy obcy.

Można podejrzewać, zapewnię słusznie, że blokady typu Wilczyce lub Bircza, nie zachodziłyby szczególnie długo w lesie prywatnym i nie napędzałyby grona nowych sympatyków dla tych organizacji.

W tym punkcie aktywistki i aktywiści z Wilczyc czy Birczy popierają gorąco tak znienawidzony przez nich państwowy  „reżim” Lasów Państwowych i nie rozumiem dlaczego nadleśniczy z Birczy nie wykorzystał do tej pory podobnego kredytu zaufania.

Obie strony stawiają przecież na drewno, albo użytkowe albo martwe, ale administrowane przez państwo a nie prywaciarzy.

Siła polityczna Lasów Państwowych, zupełnie niezainteresowanych powstaniem silnego konkurenta na rynku leśnym jak i zainteresowanych utrzymaniem swego władztwa w polskich lasach państwowych, jest też bardzo dużą przeszkodą, w tym przypadku zupełnie niezależną od aktualnej konstelacji politycznej. Zasada „Lasy Państwowe przede wszystkim” daje leśnikom państwowym siłę i wpływy w każdym układzie politycznym.

W takiej sytuacji cel Polskiego Związku Zrzeszeń Leśnych, cytuję: „Umocowanie ministra właściwego do spraw leśnictwa do prowadzenia działań nadzorczych nad PZZL” nie jest specjalnie przemyślany, bo oddaje PZZL pod nadzór de facto Lasów Państwowych. To już starosta w Pruszkowie jest lepszym rozwiązaniem.

Dobre zestawienie obowiązków prywatnego właściciela lasu, wynikające z obowiązującej ustawy o lasach z roku 1991 zawiera dokument https://ostrow.warszawa.lasy.gov.pl/documents/18091/0/lasy+nadzorowane.pdf

Widzimy tutaj żądania posiadania uproszczonego planu urządzenia lasu i prowadzenia gospodarki leśnej zgodnej z tym planem, stosowania zabiegów związanych z ochroną przeciwpożarową lasu, z ochroną lasu przed szkodnikami w postaci owadów oraz grzybów i wszystko to pod ewentualną karą grzywny czy przepadku pozyskanego mienia.

Nasuwa to podejrzenia że podobne żądania i kary w odniesieniu do właściciela (średnio) 1,4 ha lasu mają na celu zmuszenie go do sprzedaży swego lasu Państwu, czyli oddanie w zarząd Lasom Państwowym. Co stwarza atmosferę prowadzenia gospodarki w swoim lesie przypominającą poniekąd atmosferę przymusowego obozu pracy.

Na szczęście, można tutaj lekko cynicznie stwierdzić i co pokazuje raport NIK omówiony w https://www.prawo.pl/samorzad/nadzor-nad-gospodarka-lesna-w-lasach-niestanowiacych-wlasnosci,507758.html, wielu starostów z różnych przyczyn nie ma ochoty spełniać roli nadzorców więziennych, sabotując poniekąd prawo ale dobitnie udowadniając nieżyciowość i nierealność prawa niedowierzającego ludziom, utworzonego przecież w roku 1991 przez komunistycznych leśników Lasów Państwowych, nigdy poza tym nie będących sojusznikiem rolników.

Którzy w zasadzie tkwią w mentalności komunistycznej do dzisiejszych czasów, zamieniając tylko komunizm rosyjski na ekspansywny ekonomicznie komunizm chiński. Siła mentalności wzorowanej na komunizmie chińskim, w podejściu do prywatnego posiadania leśnego, widoczna jest również w działaniu Polskiego Związku Leśników i Właścicieli Leśnych.

Prezes związku, Pan dr. Stefan Traczyk, docenia wagę samorządu rolnego, tak w każdym razie twierdzi, ale w jego wypadku samorządu tylko leśnego, opartego o silną władzę swojej partii i dąży do utworzenia na polskiej wsi nowej kasty urzędników żyjących z polskich chłopów.

Planowane Izby Leśne, podobnie jak rolne, wcielą miliony polskich właścicieli i współwłaścicieli leśnych, również tych nie żyjących na wsi, w fikcję gospodarczą znaną z czasów PRL-u. Miejmy nadzieję że w podobnych izbach nie zabraknie sznurka do snopowiązarki, ale chyba tylko dlatego że podobny sprzęt, w przeciwieństwie do komunizmu, przeszedł już do historii.

Artykuły w polskiej prasie leśnej czy rolnej, na temat prywatnych właścicieli lasów nasuwają myśli o wadze mentalności również i polskiego rolnika posiadającego las.

„Nie opłaca mi się wstąpienie do związku czy zrzeszenia”. W zasadzie nie jest to nic dziwnego, bo na 330.000 szwedzkich właścicieli lasów to „nie opłaca mi się” deklaruje aż 2/3 właścicieli. Różnica polega jednak na fakcie że te pozostałe 220.000 szwedzkich właścicieli prywatnego lasu ma alternatywy prowadzenia samodzielnej i opłacalnej gospodarki leśnej w postaci silnego szwedzkiego rynku leśnego wołającego o surowiec drzewny.

Polskim rolnikom posiadającym las opłaca się jedynie wykorzystanie wszelakich dotacji, nawet pochodzących od funduszy o wyraźnym ekologicznym profilu, co w zasadzie nie jest niczym dziwnym, bo często wartość przyrodnicza lasów chłopskich jest zdecydowanie większa od podobnych wartości w lasach zarządzanych przez Lasy Państwowe.

Tutaj polscy rolnicy z lasami powinni być szczególnie ostrożni, bo doświadczenia szwedzkie wskazują na wyraźny trend swoistego upaństwawiania lasów prywatnych, poprzez tworzenie rezerwatów przyrody i pod pozorem oraz płaszczykiem zachowania bioróżnorodności i walki ze zmianami klimatycznymi.

Czytam też wywiady w polskiej prasie, w których właściciel lasu skarży się na brak popytu na swój surowiec drzewny – a to nie może sprzedać drewna pochodzącego z trzebieży, a to nikt nie chce już opału itp. Ma więc surowiec i nie potrafi wyrobić z niego towaru do sprzedaży. Na kogo czy na co się więc skarży? Na siebie samego? Na drewno?

Małym przykładem przedsiębiorczości szwedzkiego prywatnego właściciela lasu jest np. wyrabianie gotowego do włożenia do pieca suchego opału. Takie piece będą zawsze na wsi, nowoczesne i dopasowane do ustawy antysmogowej, podobnie jak i kominki. Zrębaki tak znów dużo nie kosztują a o podobnej gospodarczości pisała już np. Nowa Gazeta Leśna.

W dzisiejszej antyłowieckiej atmosferze, zwłaszcza wśród ludności miejskiej dotkniętej swoistym bambiniznem, lasy prywatne stanowią pewny wyjątek w krytyce gospodarki łowieckiej. Rolnik posiadający las nie ma na ogół problemów we współpracy z odpowiednim kołem łowieckim i przeprowadzaniem polowań na jego terenie. Powód jest prosty –  współdziałanie w zakresie prowadzenia gospodarki łowieckiej jest konieczne, ponieważ zwierzyna łowna poprzez żerowanie w uprawach rolnych i leśnych powoduje powstawanie szkód. Bijących finansowo w rolnika posiadającego las a nie w miejskiego czy również w mieszkającego na wsi przeciwnika łowiectwa.

Ta uwaga o szkodach obowiązuje zresztą również obszary z lasami państwowymi ale te z uwagi na formę własności  powinny, zdaniem krytyków, dopuszczać tego typu szkody, nie uznawane przez miłośników zwierząt za szkody.
Wśród administracji LP daje się zauważyć pewien odwrót od akceptacji łowiectwa. Podobna tendencja nie istnieje, moim zdaniem wśród prywatnych właścicieli lasów, rolników z lasami.

Tytuł „Prywaciarze leśni” pożyczyłem z artykułu z fachowego czasopisma leśnego, które wyraźnie propaguje dokończenie powojennej nacjonalizacji lasów poprzez utworzenie Izb Leśnych. Należy przypuszczać że te kilkaset powiatowych Izb Leśnych powiększy znacznie liczbę płatnej subskrypcji tego czasopisma, na podobnej zasadzie co „dobrowolne” zrzeszanie się rolników  w tych Izbach. Czasopisma, nawiasem mówiąc, będącego w rękach kapitału obcego.

Czasopismo leśne, określające prywatnych właścicieli lasów w Polsce pejoratywnym określeniem zaczerpniętym z gospodarczej historii polskiego komunizmu, zapomina lub pomija prosty fakt że wieś polska zawsze była prywatna i prywaciarzem można nazwać każdego polskiego rolnika. Prezesowi Polskiego Związku Zrzeszeń Leśnych można doradzić oparcie się o rolnika, polską wieś oraz Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi i a nie takiego czy innego urzędnika odpowiedzialnego za leśnictwo w aktualnym Ministerstwie Klimatu i Środowiska.

To polscy rolnicy gospodarują w lesie prywatnym a nie polscy leśnicy, zwłaszcza  ci opierający swój byt o Lasy Państwowe.

To polscy rolnicy widząc rosnącą w dzisiejszych czasach wagę posiadania lasu powinni powściągnąć apetyty urzędników leśnych, zwłaszcza tych związanych z Lasami Państwowymi.

To polscy rolnicy powinni pomagać sobie w swoim lesie – SAMI.

I pamiętać że wartość ich praw związanych z posiadaniem lasu rośnie razem z wartościami samego lasu w dzisiejszym biologicznie i klimatycznie zagrożonym świecie. Te wartości nie powinny być zawłaszczane przez wszelakiej maści urzędników państwowych.

Zdjęcie: lantbruk

Czytaj również: Szwedzkie zrzeszenia leśne. Dlaczego miałbym być członkiem zrzeszenia leśnego? 1.

                            Szwedzkie małe zrzeszenia i wspólnoty leśne 2.

                            Polskie zrzeszenia i wspólnoty leśne. Kogo reprezentują? 3.

                             Polskie izby leśne, projekt pod Lasy Państwowe. 4.

Dodaj komentarz