Po drugiej stronie ogrodzenia – drapieżniki i bydło domowe.
Tak Ann Eklund zatytułowała swoją pracę doktorską na SLU, Sveriges Lantbruksuniversitet.
https://pub.epsilon.slu.se/16360/
My ludzie, patrząc ze swego punktu widzenia, mamy po tej drugiej stronie albo drapieżnika albo bydło domowe i Ann Eklund w swojej pracy zbadała środki i metody zmniejszające ryzyko ataku drapieżników oraz podejście do tych środków ze strony ich potencjalnych użytkowników.
Duże drapieżniki takie jak niedźwiedź, rosomak, ryś i wilk powróciły do szwedzkiej fauny po wielu latach nieobecności, wywołując wiele ludzkich uczuć, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Różne poglądy na temat zarządzania populacjami drapieżników mogą doprowadzić do konfliktów społecznych, zwłaszcza gdy dotyczą one szkodliwego wpływu drapieżników na hodowlę bydła.
Zwierzęta drapieżne zabijają w Szwecji corocznie około 50 psów, 500 owiec oraz 50.000 reniferów i aby zmniejszyć efekty ich ataków podejmuje się wiele różnych środków, przykładem są psy broniące stada owiec, ogrodzenia, polowania typu ochronnego czy np. kamizelki ochronne dla psów.
Założenie jest proste – takie metody powinny zmniejszyć problemy dla ludzi, ich zwierząt i bydła oraz tym samym zwiększyć akceptację dla drapieżników i zmniejszyć konflikty społeczne związane z ich obecnością.
To są założenia ale w jakim stopniu są one skuteczne?
Ann Eklund była już przed dwoma laty współautorką artykułu na podobny temat w Scientific Reports http://rdcu.be/r4MR
Istnieje bogata literatura naukowa na temat ataków drapieżników na zwierzęta domowe i bydło ale znacznie mniejsza na temat zapobiegania tym atakom, pisali autorzy artykułu w Scientific Reports i tylko mała ilość prac naukowych daje wskazówki dotyczące metod funkcjonujących w praktyce.
Paradoksalnym jest fakt że zwykła i pospolita metoda dotycząca ogrodzeń odstraszających drapieżniki nie ma pewnych podstaw, opierających się na badaniach naukowych.
– Chcielibyśmy, piszą naukowcy z SLU i Oviedo University, aby zarządzanie populacjami dużych drapieżników było oparte na faktach, badaniach naukowych i metodach podobnych do metod na których opiera się np. opieka medyczna w stosunku do ludzi.
Ann Eklund i jej koledzy zbadali 562 artykuły naukowe opublikowane w okresie 1990-2016, dotyczące strat zwierząt domowych i bydła spowodowanych przez ataki drapieżników. W tej ilości jedynie 21 artykułów czyli 4% było sformułowanych w sposób umożliwiający ocenę skuteczności zabiegów ochronnych. Pozostałe artykuły były pozbawione ocen skuteczności lub oceniające w sposób uniemożliwiający pełną ocenę np. poprzez brak grupy kontrolnej w sensie porównania ataku drapieżników na grupę bydła w ogrodzeniu z atakiem drapieżników na taką samą grupę bydła bez ogrodzenia.
– Interesującym faktem jest zupełny brak ocen naukowych dotyczących powszechnej metody ochrony bydła przy pomocy ogrodzeń elektrycznych, pisała przed dwoma laty Ann Eklund.
W popularno-naukowym podsumowaniu w swojej aktualnej pracy doktorskiej pisze ona że dalej brakuje naukowych ocen skuteczności zabiegów chroniących przed atakami drapieżników na zwierzęta domowe i bydło.
Nie oznacza to jednak że te zabiegi są złe i nieskuteczne, są tylko zabiegami co do których skuteczności nie mamy naukowej pewności.
Hodowca bydła i urzędnik administracji proponujący środki ochronne muszą wiedzieć jaki efekt one przyniosą i aby mieć pewność że podobne zabiegi będą skuteczne w różnorakich sytuacjach, hodowcy, urzędy i naukowcy powinni ściśle współpracować.
Pozytywnym, częściowym przykładem jest wspólna ocena trzymania owiec w ogrodzeniu nocą, na terenach występowania drapieżników, połączona z obecnością psów pasterskich, odstraszaniem drapieżników oraz w pewnym stopniu możliwością ochrony owiec przy pomocy broni. Niemniej jednak wielkość efektu oddziaływania takich środków ochronnych, z uwagi na ich czas trwania i w stosunku do różnych drapieżników, powinna być dalej badana.
Jedno jest pewne, pisze Ann Eklund, że zabiegi ochronne nie przynoszą skutku jeżeli nie są stosowane. Ankieta skierowana do 1286 hodowców owiec, rolników, myśliwych polujących z psami, właścicieli reniferów oraz właścicieli psów domowych pokazała jasno że podstawą jest wiara iż zabieg ochronny może być i jest skuteczny.
Podobnie mówiły wywiady z 11 grupami właścicieli zwierząt domowych i bydła – zabiegi ochronne, aby były brane pod uwagę, muszą zmniejszać ryzyko ataków drapieżników.
Właściciele bydła wyciągnęli taki sam wniosek co naukowcy: wiedza o zabiegach ochronnych jest niewystarczająca. Pewni z nich uważali też że efekt zabiegów może być niższy w Szwecji niż w innych krajach z uwagi na różnice w sposobie hodowli zwierząt. Przykładem jest odstraszanie drapieżników na terenach hodowli reniferów i nawet jak pewne metody wydają się być skuteczne, to w praktyce przynoszą tylko przejście drapieżników na inne tereny hodowli reniferów z prostej przyczyny, bo aby przeżyć w Szwecji północnej drapieżniki muszą zabijać renifery.
Akceptacja pewnych metod ochrony swoich zwierząt przed drapieżnikami nie oznacza jednak że ich właściciele je stosują.
Przyczyny takiego stanu rzeczy są różne. Zabieg może być trudny do przeprowadzenia w codziennym życiu, może być za drogi lub zabierać za dużo czasu. W tych przypadkach urzędy i urzędnicy mogą to ułatwiać poprzez pomoc finansową czy opłacanie siły roboczej.
Często jednak konsekwencje podobnych zabiegów są odczuwane jako nieprzyjemne i stwarzające przeszkody dla innych ludzi. Przykładem może być hałas odstraszający drapieżniki ale ciążący sąsiadom lub agresywne psy pasterskie ograniczające prawo ludzi do Allemansrätten.
Hodowcy owiec oraz bydła dążą oczywiście do dobrego stanu zdrowia u swoich zwierząt i trzymanie owiec czy reniferów w ogrodzeniach, często za małych, sprzyja chorobom. Psy myśliwskie noszące kamizelki ochronne ryzykują rany od otarcia, przegrzanie czy zaplątanie się w zaroślach i krzewach.
Zabiegi ochronne, aby były zaakceptowane, muszą być przez ich użytkowników uważane za etyczne, sprawiedliwe i zgodne z prawem.
Hodowca mający bydło pasące się wolno oraz psy pasterskie, ryzykuje złamanie prawa dotyczącego obowiązku doglądania swoich psów jak i prawa Allemansrätten. Hodowca owiec traktujący swoje psy jako członków rodziny może uważać pozostawienie ich na noc w ogrodzeniu razem z owcami jako nieetyczne podejście ze swojej strony, bo naraża je na śmierć w starciu z np. wilkami.
Podobnie hodowca reniferów może odczuwać wyrzuty sumienia widząc odstraszane drapieżniki zapadające się w głębokim śniegu, głodne i bez szans na pożywienie.
(Tutaj myślę iż Ann Eklund lekko przesadza lub za lekko opiera się na słowach wywiadów z Saamami, hodowcami reniferów. Być może istnieją podobni hodowcy z podobnymi wyrzutami sumienia, ale ja nie zetknąłem się w ciągu mych szwedzkich lat z takim „humanitarnym” podejściem Saamów do np. wilków, niedźwiedzi czy rosomaków – TC)
W takich sytuacjach zabiegi ochronne, niezależnie od ich skuteczności, mogą nie być przeprowadzane.
Niezależnie od interesów właścicieli zwierząt domowych i bydła, istnieją inne grupy społeczne, mogące akceptować lub nie, zabiegi ochronne.
Ogólnie biorąc społeczeństwo akceptuje zabiegi ochronne w znacznie większym stopniu niż hodowcy bydła i z kolei hodowcy bydła akceptują zabiegi ochronne w formie polowania w znacznie większym stopniu niż społeczeństwo.
Ogrodzenia odstraszające drapieżniki są tym typem zabiegów w których przeprowadzeniu społeczeństwo i hodowcy bydła są w zasadzie jednomyślni.
Niemniej jednak wszystkie typy zabiegów ochronnych mogą być zaakceptowane w mniejszym lub większym stopniu przez właścicieli zwierząt domowych i bydła.
Ann Eklund podkreśla tutaj rolę urzędów i urzędników, którzy przy podejmowaniu decyzji powinni wejść w sytuacje pojedynczych właścicieli bydła i zwierząt. Jeżeli nie jest to uwzględniane to zabiegi ochronne podejmowane czy proponowane przez urzędy są odbierane jako nieracjonalne, lekceważące właścicieli bydła czy niemożliwe do przeprowadzenia. Z drugiej strony przeprowadzenie zabiegów ochronnych uwzględniających interesy i sytuacje właścicieli zwierząt i bydła zmniejsza niepokój właścicieli związany z obecnością drapieżników.
Co z kolei i jest to najważniejsze, może przyczynić się do lepszej przyszłości zarówno dla hodowców bydła jak i drapieżników.
Takim optymistycznym stwierdzeniem kończy Ann Eklund podsumowanie swojej pracy doktorskiej.
Artykułów, tych nienaukowych, dotyczących zabiegów ochronnych przeciwko drapieżnikom, nie brakuje oczywiście w skandynawskiej prasie leśnej, łowieckiej i rolnej.
Dania, mająca populację wilczą liczącą „aż” 5 dorosłych wilków i 6 młodych, żyjących w jednej tzw. strefie wilczej na Jylland (pisałem o ich wyczynach w https://www.facebook.com/193824924057726/posts/2543560962417432/) przygotowuje się do otwarcia następnej strefy wilczej, również na Jylland, co stwarza oczywiście sytuacje konfliktowe.
– Zdaję sobie sprawę z problemów jakie przeżywają hodowcy bydła w podobnych sytuacjach i zrobię wszystko aby pomóc rolnikom patrzącym w desperacji na zabijanie ich owiec przez wilki, powiedziała pani minister środowiska Lea Wermelin.
Co oznacza to „zrobię wszystko”?
Trzeba przyznać że jej rola nie jest łatwa. Z jednej strony ma UE z żądaniami ochrony wilka a z drugiej rolników duńskich, przynoszącym ogromne zyski dla skarbu państwa.
Rozwiązaniem, chyba tymczasowym, jest stworzenie następnej, drugiej strefy wilczej na Jylland.
Ta pierwsza ma powierzchnię 33.000 ha i leży na południowy zachód od Holstebro, miasta z 36.000 mieszkańców, ta druga ma mieć powierzchnię 57.000 ha i leżeć na południowy zachód od Silkeborg, miasta z 44.000 mieszkańców.
W obrębie tych stref hodowcy bydła otrzymają zasiłek w wysokości 100% kosztów instalacji wzmocnionych ogrodzeń elektrycznych, podobnych do tych granicznych pomiędzy Niemcami i Dania o długości 36 km.
Niezależnie od tego urzędnicy duńskiego ministerstwa środowiska są przeświadczeni iż podobnie jak w Niemczech, tak twierdzą z kolei urzędnicy niemieccy, że pirenejskie psy pasterskie są gwarancją zapobiegającą atakom wilczym.
Trzy gospodarstwa hodowlane w obrębie stref wilczych otrzymają więc takie psy, zakupione w Niemczech a właściciele gospodarstw przejdą odpowiednie kursy współpracy z psami.
Lea Wermelin nie ogranicza się jako minister środowiska do podobnych zabiegów ochronnych. W październiku tego roku wysłała pismo do UE, razem z francuskim ministrem ds. transformacji ekologicznych i solidarnościowych, Francois de Rugy, dotyczące możliwości regulacji wielkości populacji wilczych poprzez polowania.
Psy pirenejskie mają tutaj w Szwecji względnie dobrą sławę. Uważane są za solidne psy pasterskie i łagodne w stosunku do ludzi. Niemniej jednak głośny był w roku 2015 przypadek z atakiem kilku wilków na stado owiec przebywających w ogrodzeniu z dwoma psami pirenejskimi. Psy nie walczyły z wilkami a jedynie szczekały i zaalarmowały właściciela. Osiem owiec zginęło.
https://www.jaktojagare.se/kategorier/aktuellt/varg-tog-atta-far—-trots-boskapshundar-20150718/
Szwedzko-norweskie doświadczenia z psami pasterskimi są zróżnicowane. Pod uwagę trzeba brać również prawo Allemansrätten, mówią krytycy, trzeba też mieć tradycje z hodowlą podobnych psów i nie wystarczy kupować tylko dorosłe psy, powinny one od szczeniaka żyć razem ze strzeżonymi owcami.
Duński związek rolników Dansk Landbrug jest, jak to u rolników bywa, sceptyczny w stosunku do słów polityków.
Rolnicy powinni otrzymywać pieniądze nie tylko na budowę ale i utrzymywanie ogrodzeń przeciwko wilkom, strefy wilcze powinny być większe, jeżeli już muszą koniecznie być w Danii i wszyscy rolnicy powinni otrzymywać pomoc od Państwa, niezależnie od tego wielkość populacji wilczej powinna być regulowana polowaniami, pisze Dansk Landbrug.
Zdjęcie: viltskadecenter