Okiem z zewnątrz – co mamy z lasu?
Mamy surowiec drzewny, mamy oparty na nim przemysł nazywany w Szwecji leśnym, a w kraju drzewnym, meblarskim czy papierniczym, mamy miejsca pracy w lesie i w przemyśle, w transporcie samochodowym i innym, mamy drogi leśne, wykorzystywane nie tylko przez gospodarkę leśną, mamy jagody, grzyby, zioła, mamy zwierzynę dziką choć tą przyjemność dzieli las z rolnictwem, mamy lepszy klimat i powietrze, mamy odpoczynek i odprężenie od ciągłego stresu, mamy różnorodność przyrodniczą, dostrzeganą jednak na ogół wtedy gdy jej zaczyna brakować, no i mamy konflikty, wynikające z naszych rosnących apetytów na to wszystko co las nam daje.
Las w obu krajach ma szczęście lub pecha być terenem ludzkich konfliktów, przybierających na sile i niespecjalnie korzystnych dla lasu jako środowiska biologicznego.
W Polsce las ma szczęście lub pecha należeć w zdecydowanej większości do Państwa, Państwo na szczęście lub pecha być reprezentowanym w tym konflikcie przez organizację Lasy Państwowe.
W Szwecji las ma szczęście lub pecha należeć do wielu, w tym i w raczej nieznacznym procencie do Państwa. Państwo ma szczęście lub pecha być reprezentowanym w tym konflikcie przez spółkę akcyjną o celach w zasadzie łatwo modyfikowanych, no przynajmniej w teorii, z kolei własność prywatna ma szczęście lub pecha być reprezentowana przez swoje zrzeszenia, również spółki, nie ustępujące znaczeniem spółce państwowej czy również prywatnym koncernom leśnym.
Zarówno w Polsce jak i w Szwecji najbardziej istotną funkcją lasu jest ta która da się przeliczyć na pieniądze i przynosi dochód właścicielowi. Jest nią surowiec drzewny. Istnieją oczywiście inne funkcje, wynikające z zobowiązań zrównoważonej gospodarki leśnej, opracowane na konferencji ONZ w Rio de Janeiro w roku 1992, ale te, mimo upływu już 30 lat, nie zostały spieniężone w stopniu, umożliwiającym konkurencję z drewnem.
Dwa moje ostatnie teksty dotyczyły właśnie szwedzkiego podejścia do drewna i maksymalnie ekonomicznego jego wykorzystywania. Takie podejście z jednej strony napędza apetyt na jego zapotrzebowanie ale z drugiej może go zmniejszyć poprzez innowacyjne podejście do korzystania z zapasów drewna. Przykładem może być drewno budowlane w formie różnych odmian drewna klejonego czy biopaliwa z produktów resztkowych przemysłu papierniczego.
Drewno w takim znaczeniu nie istnieje w polskiej tematyce leśnej, za wyjątkiem dyskusji na temat cen ustalanych przez Lasy Państwowe. Jest to co najmniej osobliwa sytuacja, jeżeli pomyśli się o ekonomicznym znaczeniu tego surowca dla ludzi i gospodarki.
Głównymi postaciami w sztuce o konfliktach leśnych są właściciele leśni i organizacje ochrony środowiska. W Szwecji mamy wielu liczących się właścicieli, w Polsce tylko jednego istotnego, Państwo, które jednak abdykowało w ostatnich kilkudziesięciu latach, na rzecz swego zarządcy, organizacji Lasy Państwowe. W Szwecji natomiast właściciele lasu, dobrowolnie lub pod przymusem, oddali władzę przemysłowi leśnemu, odbiorcy swojego surowca drzewnego.
W takiej sytuacji nie dziwią ataki przyrodników i ekologów na Lasy Państwowe czy przemysł leśny. W kraju przyrodnicy i ekolodzy odwołują się do pomocy prawnej Trybunału Sprawiedliwości UE, w Szwecji do pomocy swoich kolegów, organizacji ekologicznych i ochrony środowiska w innych krajach UE.
W obu przypadkach politycy krajowi sięgają do argumentów nacjonalistycznych, w Polsce uczuciowych o zdradzie narodu i państwa, w Szwecji bardziej przyziemnych, przypominających o konkurencji pomiędzy koncernami leśnymi, w większości bazujących na produktach krajowych.
Przyglądając się obu dyskusjom krajowym muszę przyznać że szwedzki przemysł leśny ma łatwiejsze pole walki. Jest to przemysł dający bardzo duże pieniądze dla Skarbu Państwa, jest dobrze zorganizowany, nowoczesny, organizacyjnie ciągle usprawniany, innowacyjny technicznie i w rękach szwedzkich czy fińskich a nie np. Chińczyków. Taki aktor ma argumenty ekonomiczne do których nie dorastają wagą, jak na razie argumenty przyrodniczo-ekonomiczne.
W Polsce zarządca Państwa, organizacja Lasy Państwowe, mająca atuty w swoich kartach, rozgrywa je na poziomie początkującego gracza, usiłującego jednak wygrać za wszelką cenę, cenę, która powoli zmierza ku wykluczeniu go z gry.
Bo pomyślmy – monopol zarządzania własnością Państwa powinien zapewniać dobre układy z odbiorcami surowca. A tego nie robi. Powinien ułatwiać ochronę środowiska leśnego. A tego nie robi. Powinien ułatwiać kontakty i spełnianie życzeń ze strony społeczeństwa, właścicieli lasu. A tego nie robi.
Co najmniej szlemik na ręce, a jednak gracz przegrywa, chyba dlatego że gra solo, bez partnerów, sam ze sobą.
Lasy Państwowe to dosyć specyficzna organizacja opisywana wielokrotnie na Monitorze Leśnym. Reprezentuje z jednej strony dobry poziom wiedzy z zakresu gospodarki leśnej i byłoby dziwnym gdyby tego nie robiła, po prawie 100 latach istnienia, a z drugiej strony jest reprezentowana w stosunku do właściciela czyli wszystkich Polaków, przez pracowników zapominających o prostym fakcie – że są zatrudnieni przez właściciela a nie są sami właścicielami.
W zasadzie wszystkie problemy tej organizacji w ostatnich 30 latach mają źródło w takiej postawie i nie potrafię znaleźć podobnej w stylu zarządzania szwedzkich lasów państwowych Sveaskog. No, może w stosunku do Saamów i ich gospodarki reniferowej, ale jest to porównanie typowo skandynawskie. Chociaż z drugiej strony porównanie moich Rodaków do Saamów, w kontekście układu Lasy Państwowe a Rodacy jest w dużym stopniu odpowiednie.
Przysłuchując czy przyglądając się polskiej debacie leśnej można znaleźć wiele podobnych tematów ale zupełnie brakuje jednego, podstawowego dla polskiej dyskusji – polityka Lasów Państwowych opierająca się tak wyraźnie i widocznie na tronie i ołtarzu, nie ma szwedzkiego odpowiednika. Co oczywiście nie oznacza braku szwedzkiego leśnego lobbingu politycznego, ale jest to lobbing bez żenujących wpadek tak częstych w kraju i w Lasach Państwowych.
Nie stać polskich leśników państwowych pracujących w Lasach Państwowych na samodzielną i odpowiedzialną kadrę kierowniczą? Która zajęłaby się lasem a nie ołtarzem i tronem? Która przedstawiłaby racjonalną, kompromisową politykę leśną, potrafiła ją bronić i przekonała do niej, choćby częściowo, nawet Dzikie Życie czy Adama Bohdana?
Najwyraźniej nie stać, stąd prostym i logicznym wnioskiem jest ten że polscy leśnicy państwowi nie dorośli do roli monopolisty. Albo zdziecinnieli na imprezach w Toruniu, co w zasadzie było i jest równie logicznym następstwem.
Szkoda że leśnicy państwowi zatrudnieni w Lasach Państwowych nie mają większych aspiracji. Nazwa zawodu powinna przecież zobowiazywać.
Czytaj również: Oko bankowca – co mamy z lasu. Surowiec drzewny.
Okiem bankowca – co mamy z lasu. Biopaliwa.
Okiem właściciela – co możemy mieć z lasu. Kompensacje klimatyczne.
Okiem przyrodnika – co mamy z lasu. Nadużycie i spustoszenie.
Zdjęcie: länsstyrelsen, Forsums naturreservat