W tym wpisie opowiem Wam bardzo subiektywnie o moich odczuciach a także argumentach, które usłyszałem na zakończonej w zeszłym tygodniu konferencji “Stare, zamierające i martwe drzewa w lasach gospodarczych a funkcjonowanie gospodarstwa leśnego i ochrona różnorodności biologicznej”. Po tej konferencji stwierdzam, że w Polsce nie mamy problemu z martwym drewnem. Mamy problem w postaci martwego spojrzenia w przyszłość polskiego leśnictwa. Spojrzenia bazującego na subiektywnych opiniach a nie faktach czy naukowych doniesieniach. Zapraszam!
O martwym spojrzeniu w przyszłość polskiego leśnictwa…
Dokładnie tak określiłbym argumenty niektórych polskich naukowców, które padały na konferencji dotyczącej martwego drewna w lasach gospodarczych w Polsce. Od razu na początku chciałbym przyznać, że konferencja była bardzo ciekawa, pełna interesujących referatów oraz zorganizowana w sposób profesjonalny, pomimo trwającej pandemii na świecie. Z przyjemnością chciałbym omówić każdy referat, jednakże chciałbym w tym wpisie skupić się na meritum całej konferencji i punkach zapalnych, które się na niej pojawiły. Większość referatów mógłbym streścić słowami: tak, martwe drewno jest bardzo potrzebne, gdyż:
“zapewnia pożywienie, składniki odżywcze i schronienie dla wielu gatunków leśnych zwierząt, roślin i grzybów. Bezpośrednio zwiększa różnorodność siedlisk i zapewnia nisze, które są bardziej stabilne, wilgotne i osłonięte niż większość siedlisk otaczających”
Hodge i Peterken (1998)
Jest to cytat, którego użyłem przy okazji pokazania jak w Norwegii zostawia się w lasach gospodarczych drewno w lesie, aby samo się rozłożyło w czasie, zapewniając dom i schronienie dla wielu cennych gatunków zwierząt, grzybów czy roślin. W tym przykładzie opisałem właściciela lasu, który zdecydował się nie wywozić z lasu świeżo pozyskanego surowca drzewnego, gdyż prawdopodobnie zdecydowały o tym przesłanki ekonomiczne. A mianowicie takie, że koszty wywiezienia tego drewna z lasu (zwłaszcza w Norwegii gdzie praca ludzka jest horrendalnie droga) nie pokryją przychodów uzyskanych z jego sprzedaży. I tutaj wpadłem od razu w pierwszą polemikę z dr. inż. Marcinem Piszczkiem – adiunktem na Wydziale Leśnym na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Pan doktor Piszczek jak możemy wyczytać na stronie UR w Krakowie prowadzi zajęcia z ekonomii, ekonomiki leśnictwa, marketingu w leśnictwie czy choćby zarządzania gospodarstwem leśnym.
Runda pierwsza
Więcej drewna martwego jest tam…gdzie nie wykonuje się zabiegów pielęgnacyjnych
To jeden z głównych wyników, które zaprezentował pan doktor Piszczek na konferencji, cytuję dokładnie:
“Najwięcej drewna przyrodniczo cennego znajdowało się w oddziałach, w których w analizowanym okresie nie wykonywano żadnych zbiegów pielęgnacyjnych.”
Ktoś mógłby powiedzieć, że to oczywista oczywistość, gdyż zabiegi pielęgnacyjne właśnie na tym polegają, aby usuwać drzewa “obumarłe, uszkodzone, zamierające, osłabione i dziuplaste; będące potencjalnym posuszem stojącym, a w dalszej przyszłości leżącym”. Badania pochodziły z Nadleśnictwa Niepołomice, ale myślę, że można by je śmiało odnieść do całej Polski, a precyzyjniej rzecz ujmując do tych terenów na których zarządzają PGL LP.
Myślę, że ostatni slajd prezentacji dużo wyjaśnia:
“Badania były finansowane z środków Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe w ramach grantu pt. ”Kształtowanie się zasobów martwego drewna w siedliskach przyrodniczych w warunkach prowadzenia zrównoważonej gospodarki leśnej […]”
W jednej ze swoich wypowiedzi doktor Piszczek powiedział, że w PGL LP opłaca się wywozić drewno martwe z lasu, gdyż cena takiego drewna to 200 złotych za 1 m3, kiedy koszty pozyskania i zrywki to 100 złotych za 1m3, więc netto Lasy Państwowe zarabiają na tym drewnie 100 złotych na metrze.
Poprawiłem pana doktora, że średnia cena drewna opałowego w Polsce to 100 złotych za 1m3, przy kosztach 100 złotych za pozyskanie i zrywkę LP otrzymują praktycznie zero (nie mówiąc o kosztach ekonomicznych związanych z utratą tych wszystkich właściwości, które martwe drewno spełnia w lesie, patrz cytat Hodge i Peterken z 1998). Później pan doktor powrócił do tej kwestii i dalej się upierał, że cena opału w Polsce to około 150 PLN/m3 a przy wzroście w ostatnim czasie VATu na opał to będzie to jeszcze więcej. Oraz, że w dodatku autorzy badań analizowali głównie sortyment S2.
Czas na dyskusję się skończył, więc dodałem poniższy graf w czacie dyskusji, aby rozwiać wszelkie wątpliwości:
Tutaj w skrócie odpowiem na inne argumenty pana doktora Piszczka.
Po pierwsze wzrost VATu na drewno opałowe nie jest tożsamy z wzrostem przychodu Lasów Państwowych ze sprzedaży opału. Dla Lasów Państwowych, które są czynnym podatnikiem VAT, przychodem będzie kwota należności pomniejszona o należny podatek VAT. Na wzroście stawki z 8% do 23% na drewno opałowym zyska Skarb Państwa (skądś przecież trzeba wziąć pieniądze na programy społeczne kupujące głosy wyborcze), a stracą ostateczni odbiorcy tego drewna, w większości ludność żyjąca na terenach niezurbanizowanych (to jest swoją drogą ciekawe zjawisko psychologiczne, że każdy zauważy wzrost 500 złotych w portfelu, ale już te drobniutkie wzrosty w podatkach może niekoniecznie, zwłaszcza gdy drewno kupuje się z reguły raz na cały sezon grzewczy).
Po drugie, ciężko nazywać sortyment S2 drewnem przyrodniczo cennym, gdyż jest to sortyment klasycznie wykorzystywany na potrzeby przemysłu drzewnego. Jest to sortyment pozyskiwany głównie w trzebieżach, w młodszych klasach wieku, a także w starszych klasach wieku aż po zrąb zupełny jako produkt komplementarny do drewna tartacznego (W). Myślę, że dużo bardziej cennym przyrodniczo sortymentem jest S4, który w dużym stopniu właśnie powinien być zostawiany w lesie do dalszego rozkładu. Dlaczego nie jest? Moim zdaniem chodzi tutaj o utrzymywanie dobrych relacji Lasów Państwowych z miejscową ludnością, która coś musi włożyć do pieca na zimę, a LP nie chcą na ten cel przeznaczać drewna S2a i S2b, które za wyższą cenę mogą sprzedać do produkcji papieru czy palet (i tu faktycznie cena może być na poziomie 150 PLN/m3).
Po trzecie, na naszym blogu dyskutowaliśmy wiele razy trzebieże, a także zasadność i opłacalność ich wykonywania: Trzebieże są passé. , Trzebieżowe dyskusje., Czy przeprowadzać trzebieże lasu czy nie? A jeżeli tak to jak?, Marksistowska ekonomia w trzebieżach, Mity i prawdy o trzebieży lasu., Dorodny 90-letni las bez trzebieży?? (ten tekst Pana Tadeusza Ciury dobrze oddaje istotę rzeczy).
Runda druga
W czasie mojej krótkiej wypowiedzi w pierwszy dzień konferencji, odniosłem się do prezentacji prof. dr hab. Stanisława Miścickiego, który zauważył, że rentowność leśnictwa w Polsce jest na poziomie 2% i w późniejszych swoich wypowiedziach sugerował, że wszelkie dodatkowe zabiegi związane z pozostawianiem drewna martwego mogą dalej prowadzić do obniżania rentowności. Tak, zgadza się rentowność leśnictwa w Polsce oscyluje koło 2%, ale dla Lasów Państwowych. Potwierdzają to wyniki moich badań w których wewnętrzna stopa zwrotu w Lasach Państwowych znajduje się na poziomie ok. 2.4%. Jednakże dla lasów prywatnych w Polsce, gdzie koszty zarządzania są dużo niższe, stopa ta waha się w granicach 5% (źródło podane na końcu tego wpisu). Dodałem, że gdybyśmy dla sosny w Polsce stosowali naturalne odnowienie, to według moich najnowszych badań (jeszcze nie opublikowanych) stopa zwrotu rośnie o blisko 100 punktów bazowych (1%). Gdybyśmy zdjęli z prywatnych właścicieli lasów w Polsce restrykcje odnośnie wieków rębności, więźby sadzenia itd. ta stopa, jak urośnie wyżej i będzie stanowiła naprawdę rozsądną i atrakcyjną inwestycję, w porównaniu do ciągle malejących stóp procentowych. Powiedziałem wówczas, że taka sytuacja ma miejsce w krajach Bałtyckich (Litwa, Łotwa czy Estonia), gdzie stopy zwrotu z inwestycji w las mogą osiągać naprawdę przyzwoite poziomy, co wiąże się często z przyrostem wartości terenów leśnych w czasie, co wiąże sie z rosnącym zainteresowaniem inwestorów zagranicznych w tych krajach oraz polityki klimatycznej dotyczącej biogospodarki w Europie przyczyniającej się do rosnącego popytu na surowiec drzewny. Więcej na temat inwestycji w aktywa leśne przeczytacie w poniższych wpisach:
>>Co wiemy o globalnych inwestycjach w aktywa leśne i ich stopach zwrotu? (3% dla Polski w tym wpisie wynika ze średniej dla LP i lasów prywatnych)
>>Rentowność i źródła ryzyka w globalnych inwestycjach leśnych
>>Leśne fundusze inwestycyjne, czyli co powinieneś o nich wiedzieć
Na moją wypowiedź zareagował pan doktor Piszczek i powiedział, że po pierwsze w lasach prywatnych jest wiele kosztów ukrytych, a w Lasach Państwowych mamy zysk księgowy, gdzie wszystko jest zarejestrowane (tak zrozumiałem jego wypowiedź). A po drugie, że w krajach Bałtyckich mamy do czynienia z leśnictwem plantacyjnym.
Koszty ukryte w lasach prywatnych
Przepraszam, ale w moim artykule bazującym na modelu zdyskontowanych przepływów pieniężnych (DCF) założyłem takie same koszty odnośnie pozyskania, zrywki, czynności hodowlanych zarówno dla lasów prywatnych jak i Lasów Państwowych. Różnica ponad 200 punktów bazowych wynikała z wyższych kosztów administracyjnych LP. Jeżeli Pan doktor Piszczek ma inne badania na ten temat to chętnie się zapoznam.
W krajach Bałtyckich mamy lasy plantacyjne
Odnośnie twierdzenia pana Piszczka, że w krajach Bałtyckich mamy do czynienia z leśnictwem plantacyjnym, uważam, że jest to zbyt duże uproszczenie. To samo można powiedzieć o wielu lasach w zarządzie Lasów Państwowych, o czym napisałem przy okazji krótkiej polemiki z panami z IBL:
Tak, to prawda, w krajach Bałtyckich mamy do czynienia z plantacjami świerkowymi, zakładanymi np. przez szwedzki przemysł drzewny na terenach porolnych, jednakże ten sektor dopiero rośnie w siłę i obecnie jest nieznaczący. Poza tym, myślę, że lasy na Litwie czy Łotwie wiele nie różnią się od polskich lasów, z wyjątkiem lepszych warunków siedliskowych dla świerka. Lasy prywatne w krajach Bałtyckich są w tak samo opłakanym stanie jak lasy prywatne w Polsce (małe, rozdrobnione, z królującą rębnią chłopską), z tą różnicą, że u naszych sąsiadów od blisko 30 lat mamy do czynienia z wzmożonymi inwestycjami leśnymi i znaczną poprawą zarządzania w tamtejszych lasach, które po reprywatyzacji były mocno zaniedbane. Głównie na skutek biedy po zakończonym ustroju socjalistycznym (wiele zrębów w ogóle nie było odnowionych i dominuje w nich obecnie brzoza i olsza). To dzięki zagranicznym i krajowym inwestycjom, leśnictwo w krajach Bałtyckich rośnie w siłę i mogę tylko powiedzieć, że jeżeli nie zmieni się ustawodastwo w tych krajach (głównie związane z populistycznymi postulatami niektórych partii politycznych, które chcą wprowadzić restrykcje dla zagranicznego kapitału, np. na Litwie) to przez następne 5-10 lat w Łotwę, Estonię czy Finlandię zostanie wpompowane ponad 1 miliard euro. Skorzystają oczywiście na tym prywatni właściciele lasów w tych krajach, a także same lasy, na skutek profesjonalnego zarządzania, oczywiście w pełnej zgodności z krajowymi przepisami, które wiele nie odbiegają od polskich. Właściwie to odbiegają bo są rozsądniejsze. Np. wiek rębności wyznaczany jest albo przez wiek, albo przez osiągnięcie odpowiedniej pierśnicy jako wyznacznik warunków wzrostu. Przypomnę, że w Polsce mamy dość sztywne wytyczne odnośnie wieku rębności, co reguluje rozporządzenie ministra z 2012 roku (strona 4). Takich niuansów jest oczywiście więcej.
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Czy chciałbyś posiadać las za granicą?
Tak na marginesie. Uważam, że stopy zwrotu w Polsce mogą być wyższe niż w krajach Bałtyckich, na skutek 1) lepszych warunków wegetacyjnych dla sosny, 2) lepszego położenia geograficznego i choćby szybkiego dostępu do rynku chińskiego po przez kolej transyberyjską, 3) dużego potencjału konkurencyjnego z źle zarządzanymi Lasami Państwowymi, które wiele razy pokazały brak szacunku do swoich klientów z przemysłu drzewnego.
Jest tylko jedno ale znaczne ALE. Ale musimy pozwolić prywatnym właścicielom lasów w Polsce zarządzać swoimi lasami wedle ich uznania i znieść szereg przepisów ich ograniczających czy to w gospodarce leśnej czy też w powiększaniu swoich prywatnych gospodarstw (nieszczęsne prawo pierwokupu, ale także np. prawo spadkowe lub inaczej długość procesów spadkowych w sądach).
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Bezprawie prawa pierwokupu LP
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Fatality na lasach prywatnych w Polsce
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Wulgaryzacja prawa własności
Runda trzecia
Na koniec konferencji rozpoczęła się bardzo interesująca dyskusja, po bardzo odważnej i ciekawej prezentacji profesora dr. hab. Kazimierza Rykowskiego. Dyskusja głównie dotyczyła tego czy powinniśmy w Polsce rozdzielić lasy na lasy typowo produkcyjne (plantacyjne) zaspokajające wyłącznie potrzeby przemysłu drzewnego (świadczące przy okazji również i inne funkcje) oraz na lasy ochronne, dbające o lasy cenne z punktu widzenia przyrody. Oraz oczywiście o wiele wariantów pośrednich. Nie chciałbym się tutaj powtarzać i polecam Wam poniższy tekst:
Chciałbym się za to odnieść do błędów poznawczych innych uczestników dyskusji.
Jak plantacje w Polsce to już tylko topolowe i wierzbowe…
Tutaj wypowiedź pana Jana Tabora, naczelnika wydziału Ochrony Zasobów Przyrodniczych w dyrekcji generalnej Lasów Państwowych, po prostu mnie urzekła. Najpierw pan Tabor zaczął od zdania, że gdzie my te wszystkie plantacje będziemy mieli? Powiedział dosłownie, komu odbierzemy ziemie, aby je mieć. Grzecznie zauważyłem, że już po 1944 Lasy Państwowe sobie zawłaszczyły prywatne ziemie prywatnych właścicieli lasów i Polska jest jednym z nielicznych krajów w Europie, który nie dokonał reprywatyzacji znacjonalizowanego mienia. Dlaczego znów trzeba byłoby komuś coś zabrać? Może najpierw trzeba coś oddać, co nieswoje?
>> CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Lasy państwowe w krajach postkomunistycznych zrodziły się z krzywdy i cierpienia zwykłych ludzi.
>> CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Dawne lasy prywatne w Polsce.
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Lasy prywatne w Polsce, dzisiaj. Część pierwsza.
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Dzisiejsze lasy prywatne w Polsce. Część druga.
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Lasy prywatne. Za treść odpowiada wyłącznie Instytut Badawczy Leśnictwa.
W mojej późniejszej wypowiedzi powiedziałem, że powinniśmy mieć w Polsce zróżnicowaną strukturę własności, bo tylko przy zdywersyfikowanej strukturze własności możemy dostarczyć na rynek produkty i usługi jakie ten rynek tak naprawdę potrzebuje (monopol LP z innowacyjnością na pewno tutaj nie pomaga).
>> CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Lasy Państwowe- innowacyjna firma przyjazna pracownikom? oraz Innowacja w Lasach Państwowych – część druga, rok 2020. oraz Innowacja w Lasach Państwowych – część trzecia. Innowacyjna wielofunkcyjność. oraz
Innowacja w Lasach Państwowych – część czwarta. Oddanie się Kościołowi Katolickiemu.
a także Innowacja w Lasach Państwowych – część piąta. Wszystkoizm dla dobra Lasów Państwowych.
Zabawne, ale na koniec profesor Jan Holeksa powiedział, że on jednak woli obecną sytuację dotyczącą struktury własności lasów w Polsce. Myślę, że Ci którym znacjonalizowano lasy w przeszłości i ich potomkowie są innego zdania.
Nie wiem dlaczego, ale pan Jan Tabor, ale także i inni uczestnicy konferencji kojarzyli plantacje tylko z topolą czy wierzbą. Rozwieję tę wątpliwość, ale możemy mieć w Polsce plantacje również sosnowe, świerkowe czy choćby brzozowe. Do wyboru, do koloru. Zresztą w Lasach Państwowych zakładane są już plantacje nasienne modrzewia. Sam odwiedzałem taką plantację w okolicach Rogowa (dokładnie Bronowice), jeszcze na studiach leśnych. W 2019 roku Nadleśnictwo Oleszyce również założyło plantację nasienną. Także, LP coś nie coś wiedzą o plantacjach. Mając pod nosem polską sosnę, świerka czy inne gatunki, nie za bardzo rozumiałem odniesienia innych uczestników dyskusji do gatunków obcych, które moglibyśmy wprowadzać w Polsce aby zaspokoić przemysł drzewny. Może najpierw nauczmy się prowadzić w sposób plantacyjny rodzime gatunki zanim zabierzemy się za te obce? Jednakże do tego celu potrzebujemy niezależną naukę leśną, która prowadzi badania na prawdziwych terenach leśnych poza zagajnikami w Rogowie czy Zielonce. O ile mamy dobrych specjalistów z nauki o produkcyjności, hodowli w Polsce, to niestety, ale muszę zauważyć, że cała nasza nauka o zarządzaniu, biznesie, ekonomii w leśnictwie jest mocno zmarginalizowana.
>>Leśny Ignorant Roku 2017. Tego nikt się nie spodziewał
Plantacje to hekatomby dla bioróżnorodności a lasy ochronne nam tylko zgrabieją
Tak wypowiedział się profesor dr. hab. Jacek Hilszczański z IBL, insynuując, że bioróżnorodność w lasach plantacyjnych będzie zniszczeniem bioróżnorodności. Jest to kompletne niezrozumienie tematu, gdyż głównym celem plantacji jest produkcja surowca drzewnego, a nie dbanie o bioróżnorodność. Tylko przypomnę, że lasy sadzone, które zajmują około 7% światowych lasów, produkują więcej niż 30% światowego surowca drzewnego. Co nie zmienia faktu, że lasy sadzone czy plantacje świadczą szereg innych funkcji: gromadzenie CO2, możliwość ochrony lasów cennych przyrodniczo, funkcje glebochronne, ostoja dla zwierzyny itd. Myślę, że profesor Hilszczański ale wiele innych osób wpada tutaj w pułapkę złego wyobrażenia lasów plantacyjnych i wynika to z dwóch czynników:
- Idealistycznej wizji dziewiczych lasów naturalnych, które występują na świecie w bardzo małej skali, nawet w tropikalnej Amazonii lub w lasach borealnych na półkuli północnej,
- Wielkoskalowego intensywnego rolnictwa.
Odnośnie pierwszego punktu, to profesor Hilszczański ma tutaj ogólnie mówiąc “interesujące” podejście mówiąc, że jeżeli wyłączymy z gospodarki lasy na terenie Puszczy Białowieskiej to one nam zgrabieją. Także ta idealna wizja dziewiczych lasów naturalnych wg. pana profesora chyba prysła już bardzo dawno temu. Dla mnie osobiście lasy w PB mogą się kompletnie spalić (poza tymi obszarami gdzie pożar może zagrażać ludności), może przejść przez nie huragan, mogą zgrabieć, zbuczeć czy nawet naturalnie odnowić się topolą. Nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ chcemy, aby one rozwijały się naturalnie tak jak natura na to im pozwala. Mają właśnie stanowić duży obszar referencyjny dla obecnej gospodarki leśnej na innych terenach. Chronimy tam cenne siedliska i ekosystemy, a nie gatunki pojedynczych drzew, zwierząt czy owadów, czy nawet żubra, który według pana profesora bez gospodarki leśnej nie da sobie rady. Biedaczek.
Co do drugiego punktu, to jak powiedział Christophe Orazio to co byśmy nazwali intensywną gospodarką leśną jest wciąż bardzo dalekie od intensywnej gospodarki rolnej. Właściwie wykorzystanie środków chemicznych w lasach gospodarczych (także plantacyjnych) jest tak niskie w porównaniu do rolnictwa, że jeżeli lasy te uznane byłyby jako ziemie orne, to większość z nich otrzymałaby ekonalepkę (Orazio 2020).
Plantacje będą narażone na huragany, pożary itd.
Tak do sprawy odniósł się pan doktor Andrzej Talarczyk. Proponuję obejrzeć odcinek na naszym YT odnośnie sytuacji pożarów w Australii (to samo dotyczy się Kalifornii, Portugalii czy Chile):
a także zapoznać się ze statystykami uszkodzeń komercyjnych plantacji na świecie: Co wiemy o globalnych inwestycjach w aktywa leśne i ich stopach zwrotu?
Pozwolę sobie tylko zacytować fragment:
Badanie przeprowadzone przez Hancock Timber Resource Group (HTRG) wykazało, że historycznie roczny procent wartości leśnych aktywów utraconych w wyniku klęsk żywiołowych jest dość niski i wynosi mniej niż 0,5% rocznie. Jacek Siry i in. w 2018 roku wykazali, że śmiertelność drzew w Stanach Zjednoczonych z powodu owadów i chorób wyniosła tylko około 0,3% całego obszaru kraju, z czego najwięcej szkód miało miejsce w starych drzewostanach na terenach publicznych lub na drzewostanach przeszłorębnych na terenach prywatnych. W Stanach Zjednoczonych w ostatnich latach pożary spalają od siedmiu do ośmiu milionów akrów lasów (ok. 3.5 – 4 milionów hektarów, 1 akr = 0.4 ha). Zakładając całkowitą powierzchnię lasów w USA na 750 milionów akrów, stanowiłoby to mniej niż 1% lasów w skali kraju. Ponownie, wiele z tego koncentruje się na ziemiach publicznych i na zachodzie kraju, ale grunty prywatne (nadające się do inwestowania) nadal są obarczone pewnym ryzykiem.
I na koniec, jak powyższe stwierdzenia nie są wystarczające, to przypomnę, że lasy komercyjne na świecie się ubezpiecza. Tylko profesor Andrzej Grzywacz twierdzi inaczej, ale to już nie moje zmartwienie:
Ceny drewna w Polsce zatrzymają biogospodarkę
W tym tonie wypowiedział się znowu pan doktor Piszczek, sugerując, że w Polsce drewno nie jest konkurencyjnym materiałem do cementu, betonu itd. ze względu na swoje wygórowane ceny. Pozwoliłem sobie zauważyć, że wysokie ceny drewna w Polsce wynikają z 1) horrendalnie wysokich kosztów administracyjnych Lasów Państwowych na poziomie 40% wszystkich kosztów, 2) dalszego zaniedbania i tłamszenia lasów i sektora prywatnego w naszym kraju, 3) centralnego planowania i kontroli cen drewna przez LP. O tych sprawach przeczytacie więcej w poniższych wpisach:
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Czy Lasy Państwowe kontrolują ceny drewna?
>>CZYTAJCIE RÓWNIEŻ: Monopol LP, pozyskanie i ceny drewna w Polsce
I na koniec…
Przepraszam, ale ciężko mi przejść obojętnie obok pytań pana profesora Stanisława Miścickiego, które brzmiały: kto ma podzielić lasy wielofunkcyjne na ochronne i plantacyjne? ile ma ich być? gdzie mają być umieszczone? Po pierwsze Lasy Państwowe czy minister nie muszą nic wydzielać. Jestem za reprywatyzacją ale na drodze kompensacji, a nie zwrotu lasów ich wcześniejszym prawowitym właścicielom. Myślę, że pierwszym krokiem do rozdzielenia lasów ochronnych od produkcyjnych będzie po prostu uwolnienie leśnego sektora prywatnego. Niewidzialna ręka rynku kierowana chęcią zysku oraz bezpieczeństwa w dostawie surowca drzewnego sama zdecyduje w długim horyzoncie czasowym, gdzie lasy komercyjne (myślę, że to lepsza nazwa niż plantacje) mają być zlokalizowane i ile ma ich być. Jednakże to rozwiązanie nie było, nie jest i nigdy nie będzie po drodze Lasom Państwowym, gdyż boją się konkurencji jak diabeł świeconej wody. Z wiadomych i całkiem zasadnych przyczyn…
Dwa ostatnie przemyślenia
Myślę, że w Polsce mamy jedną poważną przypadłość: lubimy sobie sami tworzyć problemy, zamiast skupić się na poszukiwaniu rozwiązań.
Po drugie, powyższe wyzwania poznawcze naukowców w naszym kraju są konsekwencją zamknięcia się w pewnej bańce. Mam wrażenie, że wiele osób nie do końca rozumie jak działa sektor leśno-drzewny w innych bardziej rozwiniętych krajach, gdzie własność prywatna jest znacząca. Odnoszę wrażenie, że naukowcy w Polsce myślą wyłącznie przez pryzmat Lasów Państwowych i nie dopuszczają innych alternatywnych rozwiązań do swojej podświadomości. Także wydaje mi się, że brak jest w Polsce międzydyscyplinarnych zespołów, które analizowałyby taki temat jak np. martwe drewno, temat Puszczy Biaowieskiej i Karpackiej czy nawet drewno energetyczne z różnych płaszczyzn, czyli nie tylko biologicznej, hodowlanej lecz również biznesowej i ekonomicznej.
Dopóki polscy badacze, naukowcy i decydenci leśni będą siedzieli w swoich bańkach, żeby nie powiedzieć okopach, dopóty możemy mówić o martwym spojrzeniu w przyszłość polskiego leśnictwa…
I na koniec pół-żartem, pół-serio:
Okopy były finansowane z środków Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe
Może tego rodzaju zdania powinny pojawiać się w prezentacjach? Na temat finansowania polskiej nauki leśnej wypowiem się kiedy indziej…
Zdjęcie autorstwa Vlada Karpovich z Pexels