Naturalna zmiana w kadrach Lasów Państwowych. Wywiad z dyrektorem podkarpackich leśników.
Tytuł intryguje swoją tajemniczością i nawiązaniem do na przykład naturalnych lasów. Przeprowadzający wywiad redaktor Lasu Polskiego czuje wagę słów i ich odbioru wśród swoich czytelników a naturalna zmiana brzmi dobrze i nastawia nas przychylnie.
Czym więc ona jest w tekście wywiadu w Lesie Polskim nr. 9/2021?
Jest nią mianowanie na dyrektora regionalnego LP w Krośnie Pana Marka Mareckiego, wieloletniego zastępcy odchodzącej na emeryturę Pani Grażyny Zagrobelnej.
Zawirowania w polityce personalnej Lasów Państwowych, w niemałym stopniu wśród kolegów Pana Marka Mareckiego, przyczyniły się do powstania atmosfery tęsknoty za czasami spokojniejszymi i ustabilizowanymi, do powrotu do czasów normalnej tzw. ścieżki awansu, na której premiuje się doświadczenie, wiedzę i spokój w pracy.
Spokój i zrównoważony styl pracy ma cechować pracę nowego dyrektora i tak się on sam przedstawia jak i tak go przedstawia jego dotychczasowa praca. Z takim doświadczeniem ma on zdecydowaną przewagę nad podobnymi deklaracjami niektórych kolegów, dyrektorów regionalnych, mówiących podobnie ale dochodzących do władzy raczej odmienną drogą.
Wypowiedź Pana Marka Mareckiego jest utrzymana właśnie w tym tonie – spokojnym i zrównoważonym, dalekim od tonu sąsiada zza między, tego z Krakowa. Jako bloger żałuję bo krakowski dyrektor dostarcza tematów ale podoba mi się dyrektor który uważa się za urzędnika a nie polityka. Chociaż jak to mówi z kolei jego szef, ten generalny – polityka jest wszędzie.
Kilka tematów z wywiadu jest wartych podkreślenia.
-Cytat: „W aspekcie gospodarczym należy przyznać, i nie jest to żadna tajemnica, że nadal jako dyrekcja korzystamy ze środków zgromadzonych na funduszu leśnym, czyli jesteśmy na dopłacie.”
Kiedyś Pan Antoni Kostka z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, zadał sobie trud wyliczenia strat finansowych które tworzy gospodarka nadleśnictw bieszczadzkich. Interesująca i to bardzo, byłaby analiza w skali Polski, wpierw może porównująca poszczególne dyrekcje regionalne LP – które z nich są na garnuszku sąsiadów a które dają sobie radę w oparciu o prawa ekonomii obowiązujące każdą normalną firmę.
Idea stojąca za powstaniem Funduszu Leśnego jest pociągająca solidarnością typu ”między nami leśnikami” ale dla ekonomisty jest po prostu pułapką umożliwiającą pracę pasywną i stagnacyjną, w zaśniedziałej organizacji, bo po co się wysilać skoro zawsze wyjdziemy na plus?
Należy przyznać że Lasy Państwowe umiejętnie bronią się przed podobnymi zarzutami, bo podobno energia i dążność do ekonomicznego zysku przeszkodziłaby im w osiąganiu swoich innych celów, tych tak podkreślanych, społeczno-przyrodniczych.
Wpadając tym samym w pułapkę Pana Antoniego Kostki zadającego proste pytanie: Po co w takim razie prowadzić gospodarkę leśną na minusie, skoro gospodarka społeczno-przyrodnicza dostarczyłaby o ile nie zyski ekonomiczne, to zrównoważony bilans dający zdecydowane zyski przyrodnicze?
Patrząc z innej strony to przyrodnicy też nie mogą wygramolić się z podobnej pułapki – z jednej strony uważają że LP dewastuje las a z drugiej nie widzą innego prawa własności, poza tym państwowym, mogącym co najmniej równie dobrze spełniać te osławione funkcje społeczno-przyrodnicze jak te w wykonaniu LP.
Aż dziw bierze że w lasach mi znanych, gdzie odpowiednik LP o nazwie Sveaskog zajmuje zaledwie 14% powierzchni szwedzkich lasów, są jeszcze obszary objęte ochroną! Poza tym, wcale liczne. Swego czasu pisaliśmy o tym na Monitorze leśnym w https://www.forest-monitor.com/pl/szwedzka-ochrona-przyrody-w-miedzynarodowym-porownaniu/
Temat współpracy z otoczeniem społecznym zajmuje sporo miejsca w wywiadzie z Panem Markiem Mareckim. Dyrektor podkreśla wagę przestrzegania prawa, zwłaszcza ustawy o lasach i prawa o ochronie przyrody.
„I myślę że do tej pory nam się to w miarę udawało” cytuję jego wypowiedź.
Ja z kolei myślę że można mu postawić pytanie co rozumie pod słowem „w miarę”.
W świetle aktywności organizacji przyrodniczych na terenie podkarpackiej dyrekcji LP to „w miarę” można interpretować na zupełnie odmienne sposoby, w zależności od punktu siedzenia czy widzenia.
Jeżeli jednak uznamy za miarę ignorowanie protestów społeczno-przyrodniczych przez organizację Lasy Państwowe to istotnie miara „w miarę” ma pewne sukcesy.
Należy przyznać że redaktor Lasu Polskiego, tworząc zrównoważoną atmosferę wokół osoby nowego dyrektora, posiada sztukę stawiania lekko niezrównoważonych pytań.
Bo co pomyśleć o takim, cytuję:
„Ta kwestia z pewnością zainteresuje ekologów, a z tymi, podobnie jak z wilkami, macie do czynienia od dawna. Czasami można odnieść wrażenie, że między leśnikami a NGO-sami wrze bezpardonowa walka. Czy wobec tego warto prowadzić jeszcze dialog?”
Mamy tutaj lekko prowokacyjne porównanie ekologów do wilków, z czym np. Wilczyce raczej się zgadzają ale z czym nie zgadza się wielu innych ludzi, a w zasadzie zdecydowana większość, nie chcąc być utożsamiana z drapieżnikami zwierzęcymi. Chociaż pewne wcześniejsze kontakty podkarpackich ludzi lasu z NGO miały lekko wilczy charakter.
Mamy też klasycznie podprowadzające pytanie, w czym redaktor Lasu Polskiego już jest wyspecjalizowany, sądząc z poprzednich wywiadów.
„Czy wobec tego warto prowadzić jeszcze dialog?”
Takie pytanie daje Panu Markowi Mareckiemu okazję do dywagacji na temat wartości dialogu, szacunku i despektowaniu przez leśników innych poglądów, przypominaniu że leśnicy muszą stosować się do prawa (a przecież nie do nich należy tworzenie nowych parków narodowych…) ale…
Ale nie w mediach społecznościowych typu Facebook.
Innymi słowy leśnik może prowadzić dialog i rozmowy ale na swoich warunkach, cytuję: „Widzę możliwość rozmowy, podobnym językiem, szanować wzajemnie siebie i własne poglądy, obywać się bez hejtu, dzielić się informacjami. Na to jesteśmy gotowi”.
NGO-som, tym wilczym, proponuję uczłowieczyć swój charakter i wziąć dyrektora za słowo: to prawda że to nie leśnik ustala parki narodowe, to prawda że jak na razie samorządy mają decydujący głos sprzeciwu.
Po co więc rozmawiać z leśnikami?
Decydują politycy a w przypadku samorządów pieniądze z Brukselii. Na tym etapie rozgrywa się przyszłość nowych parków narodowych i przyszłość organizacyjna Lasów Państwowych.
Z takim nastawieniem leśnik zacznie może doceniać wartość i siłę krajowych mediów społecznych, w których zdecydowanie przegrywa i przestanie stawiać warunki prowadzenia rozmów na swoich warunkach.
Wtedy i redakcja Lasu Polskiego odważy się może na postawienie dyrektorowi regionalnemu Lasów Państwowych prostego pytania: Jak zamierzacie prowadzić dialog czy rozmowy z przyrodnikami, protestującymi na terenie lasów przez was zarządzanych? Chociaż te „lasy przez was zarządzane” redakcja zastąpiła już dawno przez „wasze lasy”.
Na podobne pytanie „Czy jest sens prowadzenia dialogu z leśnikami”, czytałem już kilkakrotnie na mediach społecznych odpowiedzi przedstawicieli organizacji NGO.
„Nie ma” brzmiała odpowiedź bazująca na wielokrotnym doświadczeniu efektów z takich rozmów. „Grzecznie słuchają, przytakują i dalej robią po swojemu”.
Czyli prowadzą swoją politykę „w miarę”.
Należy jednak przyznać że ta polityka odnosi pewne sukcesy. Na przykład w stosunku do certyfikatu FSC, którego podkarpaccy leśnicy nie posiadają od dłuższego czasu. I nie zamierzają posiadać, bo jak twierdzi dyrektor Marek Marecki nie mają najmniejszego problemu ze sprzedażą surowca.
To przypomina mi sytuację w Finlandii, która też opiera się na certyfikacie PEFC (90%) a FSC obejmuje tylko około 10% tamtejszych lasów. Problemów ze sprzedażą surowca i produktów z drewna też nie przeżywa, no ale handluje z Rosją i Chinami.
Podkarpaccy leśnicy mogliby osiągnąć znacznie wyższy procent udziału FSC, gdyby zdecydowali się wystąpić w negocjacjach z FSC jako nadleśnictwa a nie dyrekcja. Co rozważają, jak mówi dyrektor.
Z tym rozważaniem na temat FSC to ciekawa sprawa. Podkarpaccy leśnicy mają na swoim terenie, już od 2014 roku, największy tartak w Polsce, IKEA Industry Stalowa Wola. Ikea deklaruje produkcję mebli tylko z surowca z certyfikatem FSC albo z tzw. odzysku, wynika więc że do Stalowej Woli jadą samochody z drewnem z całej leśnej Polski, za wyjątkiem białostockiej no i gospodarza terenu. Jest to sytuacja dosyć nieprawdopodobna, nasuwająca różne myśli, np. pożyczania parasola FSC od swoich sąsiadów, w czym zresztą Ikea, jako odbiorca drewna z ponad 50 krajów świata, wykazuje sporą pobłażliwość.
Historie szwedzkich protestów przyrodniczych pokazują że najbardziej skuteczne są akcje przeciw przemysłowi i nie bardzo rozumiem strategię polskich inicjatyw, głośnych, spektakularnych ale nieefektywnych. O ile pamiętam to podobne śledzenie ruchów samochodów od nadleśnictwa do odbiorcy było zakończone powodzeniem w czasie konfliktu białowieskiego.
Istnieją zresztą bardziej spektakularne metody, stosowane już w innych sytuacjach od co najmniej 10 lat i pozwalające na udowodnienie że dana dłużyca pochodzi z określonego pnia – jest to próbka z DNA drzewa. Pobieranie takich próbek z pni na zrębach bieszczadzkich jest zdecydowanie bardziej produktywne niż siedzenie na drzewach w ramach protestu.
Szczere słowa dyr. Marka Mareckiego że leśnicy podkarpaccy nie mają problemu ze sprzedażą drewna pokazują skalę protestów przyrodniczych. Nie są one i nie będą problemem dla leśników podkarpackich, dopóki będą kupcy na drewno. Co panu Antoniemu Kostce powinno nasunąć pomysł na utworzenie biura detektywistycznego śledzącego ruch drewna na terenie podkarpackiej dyrekcji LP. Co zresztą mogłoby być pożyteczne i dla firm transportowych, dbających o swoją logistykę i image klimatyczny. Jak i dla Straży Leśnej podkarpackich leśników.
Przejście na emeryturę Pani Grażyny Zagrobelnej pozwoliło polskim dyrektorom leśnym na powrót do normalności oraz parytetu i spotkań w klubie czysto męskim. Leśne kluby męskie na poziomie nadleśniczych i dyrektorów będą już niedługo miały tradycje stuletnie i śmiało mogą zacząć rywalizować z angielskimi klubami dla gentlemanów. Zawszeć jest to jakaś korzyść z przywiązania do tradycji polskiego leśnika.
Można mieć tylko nadzieję że kultura bycia w takich klubach będzie co najmniej w miarę a nie wyznaczana wzorcem krakowskiego chamiska. Chociaż na gentlemana to on nie wygląda.
Należy życzyć dyrektorowi Markowi Mareckiemu powodzenia w jego pracy ale sądzę że stosowanie starej miary „w miarę” już nie wystarcza. Protesty w Bieszczadach i na Pogórzu tworzą jej nowy wzorzec a ich młodzi uczestnicy i zwolennicy patrzą inaczej na naturalne zmiany w swoim przecież lesie.
Zdjęcie: miljö