Mit o branży leśnej stwarzającej pracę na szwedzkiej wsi. Polskiej również?
Tak pisze redaktor czasopisma Skogsaktuellt, Pierre Kjellin.
„Ten mit doznał poważnego uszczerbku w ostatnim czasie.
Przed kilkoma miesiącami, w czasie szczytu covidowego, duża część branży alarmowała o braku pracowników z powodu zamkniętych granic.
Przed kilkoma tygodniami zrzeszenie leśne Norra zamknęło tartak w Östavall w północnej Szwecji, motywując to m.in. brakiem surowca drzewnego w regionie, co było oczywistą nieprawdą.
Można i powinno się wymienić prace leśne, w których branży leśnej nie udało się zatrudnić bezrobotnych Szwedów i Szwedek, nawet w czasie ostatniego kryzysowego półrocza, ze wskaźnikami bezrobocia stale rosnącymi. Są to:
Sadzenie lasu.
Gastarbeiterzy, którzy coraz częściej przybywają z krajów spoza Unii Europejskiej zadowalają się znacznie niższym zarobkiem, pracują solidniej, nie należą do związków zawodowych i stawiają niskie wymagania oraz żądania. Zatrudnianie gastarbeiterów do prac w lasach szwedzkich nie jest efektem tego że Szwedzi nie mają ochoty na pracę w lesie ale rozwoju na rynku pracy, związanego z przystąpieniem Szwecji do UE i łatwiejszych przepisów związanych z zatrudnianiem cudzoziemców do prac leśnych.
Czyszczenia upraw i młodników.
W dalszym ciągu można znaleźć szwedzkie firmy leśne zatrudniające Szwedów do tych prac. Ale podobnie jak przy sadzeniu lasu, poziom wynagrodzenia i warunki pracy nie przyciągają ich do lasu.
Skogsaktuellt, czasopismo którego jestem redaktorem, przeprowadziło w czasie zimy i wiosny 2020 szereg wywiadów i serii artykułów pokazało rzeczywistość pracy w szwedzkim lesie.
(Moja uwaga – opisałem to m.in. tutaj. , TC)
Jest to rzeczywistość sytuacji w których klienci, zleceniodawcy prac leśnych, systematycznie naciskają na obniżanie cen pracy leśnej i wybierają najniższe oferty.
Strategia niskiej ceny prac leśnych systematycznie pozbawia wieś szwedzką okazji do pracy i stwarza przeszkody do poprawienia jakości pracy oraz rozwoju technicznego potrzebnego w tej branży.
Ten rozwój jest skandalicznie niski. Od czasu kiedy Husqvarna wyprodukowała w roku 1968 swoją kosę spalinową 65R, pierwszą na świecie łagodzącą drgania wibracyjne, nie wydarzyło się wiele nowego, poza pojawianiem się nowych modeli.
Przed 10 laty usiłowała Husqvarna wylansować nowy model, z silnikiem na plecach pracownika, model znacznie bardziej ergonomiczny i ułatwiający prace przy czyszczeniu młodnika. ale w dalszym ciągu prace w młodnikach wykonuje się przy pomocy tradycyjnych kos mechanicznych.
Metody sadzenia i czyszczenia lasu powinny się rozwijać i być coraz lepsze ale dopóki zleceniodawcy i klienci firm leśnych będą stawiać tylko na niskie ceny, dopóty będzie to niemożliwe.”
To Szwecja. A jak to jest w moim starym kraju?
Niskie ceny, jak wiadomo, królują w w umowach z Lasami Państwowymi, przynajmniej oceniając i sądząc ze skarg ZUL-i. Czy pozbawiają jednak wieś polską okazji do pracy z uwagi na zabieranie tej pracy przez cudzoziemców spoza UE, np. przez Ukraińców czy Białorusinów? Albo czy Polacy z powodu niskich cen nie chcą pracować w lesie podobnie jak Szwedzi?
Sądząc z listu bieszczadzkiego zulowca w którym pisze że zostaną w Bieszczadach bez pracy z powodu akcji przyrodnikow należy sądzić że konkurencji ze strony Ukraińców nie odczuwa a niskie ceny prawdopodobnie nie przeszkadzają mu w zatrudnianiu rodaków, ludzi miejscowych. Jego przeciwnikami są tylko aktywiści ruchów ochrony przyrody.
Kto więc odbiera pracę ojcom polskich rodzin, o czym pisze Pan Paweł Różanski, tym pracującym w bieszczadzkich lasach? Czy tylko przyrodnicy czy np. niskie ceny stawiane przez Lasy Państwowe zmuszające jednak, albo nie, polskie ZUL-e do zatrudniania cudzoziemców, też odgrywają swoją role? I czy przypadkiem większość tych ojców rodzin, zarabiających pieniądze na ich utrzymanie, nie ma rodzin pozostawionych na np. Ukrainie czy Białorusi?
Nie wiem, temat jest w każdym razie interesujący i warty drążenia ale pozostawiam go do analizy przez miejscowych, bieszczadzkich dziennikarzy, choćby z Esanok.pl i choćby ze względu na widoczne bieszczadzkie problemy z ludźmi znikąd.
Choć może bardziej profesjonalnie a mniej uczuciowo, bo temat jest tego warty.
I nie tylko z punktu widzenia właściciela firmy leśnej ale również i może przede wszystkim z punktu widzenia zwykłego pracownika leśnego zatrudnionego w firmie leśnej ZUL, często poza tym znikąd i prawdopodobnie podobnie jak przyrodnik mającego też uwagi na temat działaności gospodarczej właściciela ZUL.
Zdjęcie: varuhuset