Kolejka linowa przy zrywce drewna w bieszczadzkich lasach państwowych.
Zdjęcie Pana Bartka Pirgi wywołało dyskusję na tematy przyrodnicze oraz zalet i wad stosowanej na stokach Otrytu rębni stopniowej gniazdowej udoskonalonej IVd.
Jak i zarzuty w stosunku do autora zdjęcia, pracownika Bieszczadzkiego Parku Narodowego o oczernianie dobrego imienia sąsiedniego Nadleśnictwa Lutowiska oraz prowadzonej przez to nadleśnictwo trwałej, zrownoważonej i wielofunkcyjnej TZW gospodarki leśnej.
Jeden z dyskutantów podjął temat kolejki linowej, zrywki w terenach górskich, oszczędzającej odnowienia naturalne i glebę leśną podając pozytywny przykład firmy leśnej FUPH “Silveg” i jej szefa, znanego z profilu i zdjęć na Facebook, Pana Jerneja Prosineckego,
Jernej Prosinecky wziął udział w dyskusji i dzięki temu oraz jego zgodzie mam szansę zamieścić jego uwagi.
„ Można a nawet trzeba stosować kolejki linowe. Jeśli chodzi o szlaki zrywkowe, to postaram się to Panu uzmysłowić na przykładzie powyższej powierzchni cięć w prosty sposób.
Otóż, zdjęcie przedstawia jak sądzę południowe stoki Otrytu, opadające do rzeki San. U podstawy masywu a równolegle do rzeki, biegnie dolinna utwardzana droga. Jeśli ta powierzchnia jest zlokalizowana nie dalej niż 500m w linii prostej od tej drogi, to można to zrobić całościowo bezinwazyjnie, wykluczając projektowanie jakiejkolwiek drogi.
Kolejka linowa jest zespolona z nośnikiem w postaci traktora, który przestawia się kiedy maszyna traci swój zasięg. Oprócz tego z jednego miejsca rozstawienia, można wytyczyć kilka tras “wachlarzowo”. Całą maszyna przestawia się dopiero wtedy, kiedy wykorzysta się wszystkie warianty tras z jednego miejsca.
Tak to wygląda na przykładzie kolejki “Larix Kombi”, prostszej w konstrukcji i o mniejszym zasięgu.
Zdjęcie: Jernej Prosinecky
Forma przecięcia w dolnych partiach kadru zdaje się być szablonowa i właściwa dla kolejnych cięć odsłaniających.
Natomiast w mojej opinii przecięcie jest zbyt intensywnie w odniesieniu do zaawansowania odnowienia. Gdyby nie te szlaki zrywkowe nie byłoby jeszcze tak źle, gdyż spora część lasu została przez nie wyłączona z użytkowania. Bardziej jednak moją uwagę zwraca przeprowadzone u góry kadru cięcie “obsiewne”, gdzie drzewostan jest podobnie przerzedzony, a pod spodem nic nie ma – takie połacie lasu zawsze mnie zastanawiają :/
Podsumowując, ja bym tego oddziału tak nie wyciął, bo taki drzewostan gospodarczy jest daleki od modelu wielofunkcyjnego i uwzględniającego jego walory pozaprodukcyjne.
Sieć poprowadzonych tutaj szlaków zrywkowych jest rzecz oczywista obecnym trendem, jak i jednocześnie tragedią… Tragedią dla tych gór, która nie powinna mieć miejsca w XXI wieku, przy takich możliwościach technologicznych”
„….Jako młody człowiek z pokolenia, które potrafi jeszcze ciężko pracować ale chciałoby to robić już w cywilizowany i opłacalny sposób powiem tak: Po prawie 20-letnich doświadczeniach mojego Ojca w pracy kolejkami linowymi jestem pewien, że czuje się on spełniony i usatysfakcjonowany, będąc leśnikiem z zamiłowania.
Mowa tutaj o tysiącach pozyskanych i zerwanych kubików, przez największe dziury w leśnictwie Jaworzec , po wielkie śniegi na Smereku i Okrągliku. Myślę ,że zostawił na tych wszystkich oddziałach cząstke siebie, swojej miłości i szacunku do lasu oraz tych gór, w postaci przyzwoicie wykonanej roboty.
Jeśli jednak spojrzeć na sprawe z czysto prywatnego i ekonomicznego gruntu, to decyzja o uwiązaniu się z kolejkami okazała się strzałem w kolano. Ojciec chcąc rozwijać się zawodowo zaryzykował, wierząc w to, że jest to milowy krok w kierunku ułatwienia i ekologizacji prac oraz polepszenia bytu.
Nie mówię tutaj o wielkich pieniądzach, lecz tylko o godnym i spokojnym życiu jakie chciałby wieść typowy Kowalski.
Kolejne lata spłaty ciężkich rat dobrze to zweryfikowały i paradoksalnie im mniej ich zostawało, tym było coraz ciężej. Czynnikami determinującymi taki stan rzeczy były: permanentny brak kwalifikowanych pracowników, wzrastająca absurdalna biurokracja w marketingu i dziale użytkowania lasu w nadleśnictwie, niezdrowa konkurencja firm ościennych, krótkowzroczne przekonanie o zbyt wysokich kosztach za wykonane zlecenia.
W efekcie tego wszystkiego dziś sytuacja jest beznadziejna. Sprzet jest już zamortyzowany i równocześnie nieopłacalny w użytkowaniu dla nas jako podmiotu gospodarczego.
Nie jest to absolutnie skutkiem niskich stawek, gdyż są one bardzo dobre. Sęk tkwi m.in w chorej umowie podpisywanej z nadleśnictwem, a konstruowanej gdzieś w zaświatach, w dyrekcjach, która nie ma nic wspólnego z partnerstwem i jest po prostu koncertem życzeń LP.
Na mocy punktów tej umowy jesteśmy zobowiązani, do przestrzegania zbyt wielu rzeczy (zwykle absurdalnych) w obrębie tej samej stawki za m3, przez co porażająco spada nam wydajność.
Na domiar złego LP nie radzą sobie ze sprzedażą drewna i często w czasie trwania umowy dostajemy nagłe zakazy wyróbki określonych sortymentów i jesteśmy pozbawieni ciągłości pracy. W takich warunkach nie można zdecydować się na jakiekolwiek dalekosiężne inwestycje oraz nie ma to nic wspólnego z normalną współpracą.
Rozwiązania tych istotnych kwestii próżno poszukiwać jednak w samym nadleśnictwie, które de facto ma małą moc decyzyjną. Nadleśnictwo oraz cały sztab pracowników terenowych (leśniczych, podleśniczych), ma świadomość konieczności użytkowania tego typu innowacji jak kolejka linowa.
Niestety wszystko zależy od decydentów z wyższej półki w dyrekcjach, tylko nie potrafię odpowiedzieć czy w RDLP czy aż w GDLP. Tamtejsi ludzie postrzegają wszystko przez przymat pieniądza i nie mają pojęcia o naszych górskich problemach, mnożąc bzdurne zarządzenia.
Dla tych ludzi kolejka jest złem, bo jest w ich mniemaniu za droga. Szkoda tylko, że leśnicy z tych wysokich stanowisk nie widzą tutaj korzyści dla lasu, który dzisiaj stał się fabryką drewna dostosowaną pod potrzeby odbiorców.
Natomiast z suchych ekonomicznych faktów wspomnę że na dzień dzisiejszy różnica w stawce za zerwany m3, miedzy tradycyjną zrywką a kolejką linową w Nadleśnictwie Cisna, wynosi ok. 20zł. Dla naszej firmy byłaby opłacalna różnica rzędu 30% (obecnie te 20zł daje ok. 17%) przy założeniu, że mielibyśmy ciągłość prac bez mnożenia biurokratycznych bzdur.
Oprócz tego, jeśli doliczyć do tradycyjnych metod koszty wykonania szlaków zrywkowych, to różnica ta spada do paru % lub jej nie ma. Eksploatacja kolejki linowej jest kosztowna dla właściciela i wymaga odpowiednich kwalifikacji, lecz z całą pewnościa LP stać na opłacenie niejednej firmy z taką maszyną w górach.
Trzeba tylko znaleźć pieniądze u siebie w szufladzie, a nie głodzić postępujące z duchem czasu firmy leśne.
Często porównuje się zrywkę tradycyjną do zrywki kolejkami linowymi, lecz to wygląda tak jak porównanie śmigłowca do odrzutowca – jedno i drugie lata ale służy do zupełnie czego innego. Przeznaczeniem kolejek linowych i innych proekologicznych technologii jest dbałość o cenne, ochronne lasy i tutaj pieniądze powinny być sprawą drugoplanową.
Wszelkie porównania zrywki tradycyjnej z możliwościami kolejek linowych są niewłaściwe, choćby z tego powodu, że tam gdzie zrywa się kolejkami można zapomnieć o zrywce tradycyjnej. Alternatywą jest jest wówczas tylko obecne na powyższym zdjęciu „zaoranie” lasu, które i tak czasami jest fizycznie niemożliwe.””
„,…Nie jestem też specem od nowych technologii zrywki ale przecież świat idzie do przodu i na skiderach się nie kończy.
Taką nowinkę niedawno napotkałem https://www.facebook.com/fieraforestale.it/videos/544025866010546/UzpfSTEwMDAwNzA2NDMyMjE4ODoyMTk5MTE1NzE3MDAwNTUx/
Bardzo możliwe, że ten bodaj fiński forwader Ponsse jest dwukrotnie droższy od czeskiej dużej kolejki “Larix 3T”.
Ma on na wyposażeniu linę trakcyjną, która go podtrzymuję podczas zjazdu z tej stromizny oraz odpowiednie gąsienice, nadające mu bardzo dobrą przyczepność. Mimo wszystko jest to spore ryzyko i pewnie podjęte tylko dlatego, że odpowiednie warunki (sucho, pewnie jedno lub max trzykrotny zjazd) i maszyna wygląda na nową. W wypadku zerwania liny, taki kolos raczej nie utrzymałby się na takiej bystrzynie, pomimo uzbrojenia kół i ogromnych sił dociskających, wywieranych przez ładunek drewna.
W Bieszczadach mamy o tyle przechlapane, że często ciut mniej stromymi nie tyle zjazdami, a drogami musimy jeździć setki razy. Taka droga po kilkunastu przejazdach i przy bardzo zmiennych warunkach (np. zimowych) jest na zabicie.”
To były uwagi Pana Jerneja.
Na profilach i stronach leśnych dyskutuje się często gospodarkę leśną z głową w chmurach. Dotyczy to zwłaszcza stron przyrodniczych mających dwa podejścia – albo zakaz gospodarki leśnej albo teoretyzowanie na jej temat na poziomie uniwersyteckiej wiedzy zarówno przyrodniczej jak i na temat zagospodarowania lasu.
Dobrym przykładem na teoretyzowanie jest ta właśnie przykładowa rębnia stopniowa, mająca aż cztery możliwości:
Rębnia stopniowa gniazdowa IVa
Rębnia stopniowa gniazdowo-smugowa IVb
Rębnia stopniowa brzegowo-smugowa IVc
Rębnia stopniowa gniazdowa udoskonalona IVd
Uff…
Efekty widzimy na zdjęciu, na którym, jestem przekonany o tym, żaden z uniwersyteckich znawców nie rozpozna się rębniowo w tej rzymsko-cyfrowej klasyfikacji.
Jedną z najbardziej nudnych a równocześnie zgodnie z aktualnymi przepisami gospodarki leśnej, jedną z najważniejszych prac leśnika terenowego są szacunki brakarskie, czyli wyznaczanie drzew do ścinki, szlaków zrywkowych no i obliczanie masy surowca drzewnego planowanej do pozyskania za rok czasu.
Brzmi to bardzo odpowiedzialnie i mądrze ale najczęściej wykonuje te prace podleśniczy z pomocą stażysty.
Te szacunkowe prace można podzielić na dwa etapy – terenowe czyli kropkowe wyznaczanie drzew do ścinki oraz biurowe, obliczanie planowanej do wycięcia za rok czasu masy.
Jako były leśniczy, co prawda z zamierzchłych komunistycznych czasów, uważam że terenowe kropkowanie i pomiary są niepotrzebne, że obliczanie na tej podstawie masy i rodzajów surowca drzewnego do pozyskania jest niegodne XXI wieku i dzisiejszej techniki, że szacunki brakarskie w dzisiejszej postaci i wykonaniu są przeżytkiem z wieku XIX.
Przypuszczam że wielu drwali i operatorów maszyn leśnych ma wykształcenie technika leśnego czy wykształcenie pozwalające na zrozumienie nieskomplikowanych zasad prowadzenia czyszczeń i trzebieży lasu. Jak i możliwości rozpoznania gatunków ochronnych z czerwonej listy wpływających na sposób prowadzenia gospodarki leśnej.
Tak specjalnie skomplikowane to nie jest drodzy leśnicy usiłujący ze swojej sztuki leśnej stworzyć sztukę podboju kosmosu.
Pan Jernej Prosinecky podał przykład rozwiązania technicznego, którego zwolennicy nie muszą znać czerwonej listy gatunków ochronnych ale mogą je w zdecydowanie lepszy sposób chronić niż leśnik, przywiązany do tradycji, kropek i konia czy ciągnika. Nie mówiąc o ściskaniu portfelu z odpowiednim wynagrodzeniem dla fachowców od zrywki, oszczędzającej odnowienia i glebę.
Myśle że poziomowi ciężkiej pracy drwali i zrywkarzy powinien organizacyjnie odpowiadać poziom administracyjnej pracy leśników z LP.
Uwagi Pana Jerneja Prosineckego nie wystawiają najlepszego świadectwa pracy dla leśnika urzędnika. Niespecjalnie przypomina ona leśną sztukę administracyjno-organizacyjną.
Takimi metodami pracy polski leśnik nie podbije administracyjnego kosmosu.
Lasy państwowe kształtowane są przede wszystkim przez drwali a nie przez leśników, tak ja uważam.
Takie stwierdzenie może wywołać oburzenie leśnika państwowego, który przecież farbą i rękami leśniczego a zwłaszcza podleśniczego oraz tzw. sztuką leśną i rutyną szacunków brakarskich wyznacza drzewa do ścięcia.
I nie tylko drzewa ale i szlaki zrywkowe, operacyjne, technologiczne (można by powiedzieć że ulubione dziecko ma wiele nazw) którymi transportuje się później wyrobione drewno na składy przydrożne.
Jestem przekonany że to przede wszystkim praca drwali i zrywkarzy jest tym czynnikiem który kształtuje obraz lasu widoczny dla nas, ludzi z zewnątrz, tak jak przedstawia to zdjęcie Pana Bartka Pirgi.
Jak i las, zarówno gospodarczo jak i przyrodniczo.
Ten z kropkami i szlakami zrywkowymi wyznaczonymi przez leśnika oraz z jego troską o glebę leśną nie wygląda najlepiej na zdjęciu z Otrytu.
Bez kropek i szlaków zrywkowych a pozostawiony trosce takim ZUL-om jak FUPH “Silveg”, kolejce linowej i drwalom podobnym do Jerneja Prosineckego wyglądałby co najmniej inaczej. Jak las, pasujący do Otrytu.
Tylko jaka byłaby wtedy rola leśnika terenowego?
Tutaj wspomniane RDLP jak i generalska DGLP mogą i powinny zacząć swój start na co najmniej wyżyny organizacyjno-administracyjne. Wtedy pieniądze na inwestycje w kolejki linowe dla ZUL-i pracujących w nadleśnictwach górskich powinny się łatwo znaleźć.
Na profilu Pana Jerneja Prosineckego widzimy jego zdjęcia w towarzystwie nadobnicy alpejskiej. Jestem pewny że zna nie tylko nadobnicę a i inne gatunki z czerwonej listy.
Nadleśnictwu Cisna można tylko pogratulować takiego drwala.
A drwalom i ZUL-om takiego reprezentanta.
Zdjęcie: Bartek Pirga