Jak ratować koźlęta saren przed kosiarkami?
Prosty i efektywny sposób uratowania koźląt ma Lars Engström, rolnik i właściciel lasu w Munkfors, gminy leżącej w najbardziej leśnym rejonie Szwecji, Värmland.
Skonstruował i używa on proste urządzenie do ratowania życia zwierząt leżących w trawie łąki którą kosi. Jak widać, jest to zwykła deska z umocowanymi do niej łancuchami, odstęp 30 cm, sięgającymi do ziemi.
Mówi on: w ubiegłym roku zabiłem przy koszeniu dwoje koźląt sarny i nie był to przyjemny widok. Pomyślałem więc trochę i zbudowałem swój prywatny system ostrzegania zwierząt przed moją kosiarką. Efektywny i już raz w tym roku wypłoszyłem młode.
Zwykły hałas nie pomaga, przylegają wtedy do ziemi, natomiast jak łancuchy je dotykają to zrywają sie i uciekają. Podobnie reagują zające.
Lars nie mówi nic o ptakach ale ciekawe byłoby zbadanie jak i czy jego pomysłowe urządzenie ratuje ich życie.
Inny rolnik, Mikael Karlsson stawia na “strachy”. Dzień lub dwa przed kośbą montuje je na łące w postaci worków, najchętniej łopocących na wietrze, tak aby wystraszyć matkę z młodymi. Regułą jest danie czasu kozie na wyprowadzenie koźląt.
Lennart Bondeson ma inny pomysł. Przedłużył on tłumik traktora tak iż rura wystaje z prawej i przedniej strony. To daje hałas i “czesanie” trawy oraz podnosi przylegające młode.
Te wszystkie metody opisało szwedzkie czasopismo dla myśliwych Svensk Jakt już przed trzema laty https://svenskjakt.se/viltvard/viltvardstips/radda-kidet-fran-slatterdoden-5-enkla-tips/ i w komentarzach czytamy:
– Wykoś pierwszego dnia tylko krańce łąki, to w nocy koza przeprowadzi młode.
– Weź swego psa na krótką smycz i sprawdź łąkę dzień lub dwa przedtem.
– Dzisiejsze kosiarki z 9m kosą i z 15 km/h nie ułatwiają pod tym względem pracy rolnikowi. Sprawdź sam łąkę wieczorem poprzedniego dnia.
Każda inicjatywa która zaoszczędzi życie saren jest dobra, pisze autor artykułu.
O tym jak uniknąć jatek podczas koszenia łąki pisał w ubiegłym roku Newsner https://www.newsner.com/djur/nar-bonderna-skordar-dor-radjurskiden-25-aringens-geniala-losning-raddar-liv/
W czasie koszenia łąk ginie w Szwecji tysiące koźląt i jest to, po atakach lisów, największa przyczyna śmierci młodych saren. Zbliżanie się kosiarki nie płoszy je w przypadku gdy leżą same, a tak jest najcześciej.
Szczątki ich ciał i trupy często lądują w balach kiszonki i wtedy mogą wykształcić się w niej bakterie jadu kiełbasianego, śmiertelnie niebezpieczne dla koni, ale również i dla krów.
Newsner pisze o pomyśle dwu młodych niemieckich myśliwych, Rupprechta Walcha i Dietera Hampela którzy uratowali w ciągu kilku tygodni życie ponad 90 koźląt sarny.
Ich metoda jest prosta, choć pracochłonna. Obydwaj udają się na łąki o świcie i startują dron wyposażony w kamerę czułą na ciepło. Potem po prostu przepłaszają koźlęta z łąki lub przenoszą w pudłach na inne miejsce.
Nie mamy jednak poparcia ze strony rolników, twierdzi Rupprecht. Chętnie możemy obsługiwać drony, w które poza tym włożyliśmy 120.000 kr ale samym przenoszeniem koźląt w inne miejsca powinni zająć się rolnicy. To przecież ich pola i ich odpowiedzialność, choćby moralna.
Inną niemiecką metodę opisuje w jednym z ostatnich numerów Svensk Jakt i polega ona na ratowaniu koźląt przy pomocy detektorów dymu.
https://svenskjakt.se/viltvard/viltvardstips/radda-radjurskiden-med-brandvarnare/
Myśliwy Jörg Sticker mówi o niej:
Na terenie naszego obwodu łowieckiego rolnicy koszą około 170 ha łąk w czasie jednego lub kilku dni i wtedy ginie niekiedy od 12 do 14 koźląt, a ponieważ lisy też biorą swoje to niewiele nam pozostaje w terenie.
Do obowiązków niemieckiego rolnika należy “przeczesanie” łąki przed koszeniem, ale niewielu to robi i zamiast tego zawiera umowy z nami, myśliwymi.
My z kolei ustawiamy na łące, nocą przed koszeniem, tzw. flagi czyli dwumetrowe rury plastikowe do których przymocowujemy detektory dymu i ochraniamy je ewentualnie przed deszczem torbami plastykowymi. Detektory nastawiamy tak aby dawały sygnał dźwiękowy co kilka sekund.
Jeden detektor wystarcza na powierzchnię 1,5-2 ha łąki.
“Flagi” ustawiamy tak aby pozostawić matce miejsce i kierunek wyprowadzenia młodych z łąki. Czasami okoliczni mieszkańcy protestują ale zawsze, przynajmniej do tej pory, udaje nam się wytłumaczyć sens takiego nocnego hałasu.
Przed rozpoczęciem koszenia zbieramy rury z łąki.
Ta metoda przynosi nam efekty, w ostatnich dwu latach nie zginęło ani jedno koźlę.
Svensk Jakt przedstawia również inną metodę, tym razem szwedzką i chyba prostszą oraz tańszą, bo wystarczy mieć płyn do mycia naczyń.
https://svenskjakt.se/viltvard/skoljmedel-raddar-radjur-fran-slatterdoden/
Propaguje ją myśliwa Erica Lindquist ze szwedzkiej wyspy bałtyckiej Öland, Olandia, która potrafiła przekonać do niej swoich kolegów z obwodu łowieckiego.
(Swoją drogą że trzeba kobiety do odkrycia zalet płynu do mycia naczyń …)
Erica mówi:
Używamy płyn do mycia wymieszany z wodą i wieczorem przed koszeniem opryskujemy brzegi łąki, zostawiając drogę do wyjścia dla matki z młodymi. Mieszanina do opryskiwania składa się z 2 dcl płynu w stosunku do 1 litra wody. Sarny nie lubią silnych zapachów i wyprowadzają młode. W tym roku rolnicy skosili już 140 ha łąk bez wypadku zabicia młodych koźląt.
Taką metodę stosujemy już od sześciu lat i mamy dobre doświadczenie, a pożyczyliśmy pomysł od rolnika który wywieszał koło łąki szmatki nasączone płynem po goleniu.
Dobra współpraca z rolnikami jest najważniejsza przy planowaniu. Musimy znać harmonogram prac rolnika no i dopasować się do zmian, częstych przecież w jego pracy.
Erica śmieje się że jej płyn do naczyń jest chyba tańszy od płynu do golenia no i opryskiwanie jest praktyczniejsze. Jeżeli łąka jest za duża to można siąść na czterokołowca i szybko ją objechać a jak dzieci nudzą się w domu to można je namówić do pomocy. Jak im się wytłumaczy cel takiej pracy, to na ogół są one entuzjastycznie nastawione.
(Tutaj pomyślałem jak by to było z polską ustawą o zakazie uczestniczenia dzieci w polowaniach, bo przecież przyucza się je w ten sposób do przyszłej roli myśliwego..)
Zdjęcie: svenskjakt