Inny kraj, podobne problemy.
Najważniejszy dziennik na szwedzkiej wsi, ATL, zajmujący się tematyką rolno-leśną, opublikował artykuł, którego treść dobrze oddaje powyższy tytuł http://www.atl.nu/debatt/skogsforetagens-agerande-skadar-hela-branschen/
Te same problemy to problemy małych polskich i szwedzkich firm leśnych. Oceńmy zresztą sami.
Tytuł: “Cala branża ponosi szkody” i pisze o tym przewodniczący Skogsentreprenörerna czyli odpowiednika polskich SPL i PLIG, Bernt Hermansson.
“Szwedzkie lasy wrzą i kipią. Jedna z najważniejszych gałęzi gospodarki jest na drodze do stania się działalnością niewydolną, opanowaną przez kilku silnych monopolistów.
Na papierze czuje sie gospodarka leśna całkiem dobrze i branża powinna promieniować entuzjazmem i wiarą w przyszłość. Ale zamiast tego odnosi się wrażenie że ma ona kierownictwo o ograniczonych horyzontach i jednolitych poglądach, niezdolne do stworzenia ochoty do pracy i rozwoju zawodowego swoich pracowników.
My, małe firmy leśne mamy ciężko z werbunkiem kierowców i operatorów maszyn leśnych, w tartakach młodzi nie chcą pracować a liczba absolwentów wyższych studiów leśnictwa ciągle maleje.
Wielu przedsiębiorców leśnych uważa że są źle traktowani przez przedstawicieli wielkich organizacji leśnych, koncernów i zrzeszeń jak i urzędów państwowych, którzy często nie mają praktycznej wiedzy o ich pracy czy prowadzeniu firmy leśnej.
Mamy wiele przykładów na złamanie umowy przez zleceniodawcę lub przykłady zwykłego telefonu o treści “Od poniedziałku będziesz stał bezczynnie dwa tygodnie naprzód.”
Takie działanie nie jest działalnością poważną. Właściciel firmy leśnej inwestuje w nią miliony, biorąc pożyczki pod zastaw swego domu i ryzykując powodzenie rodziny. Takie fakty powinien zleceniodawca brać pod uwagę.
Problemem jest prawdopodobnie fakt że mamy ich w Szwecji za mało. Scena branży leśnej zdominowana jest przez 5-6 dużych aktorów, tworzących oligopol, dyktujący warunki.
Te organizacje stały się po prostu za duże i kierowane są przez urzędników, nie mających kontaktu z rzeczywistością.
Być może że my sami, przedsiębiorcy leśni, staliśmy się za ambitni, za słabi w określaniu swoich warunków i za szybcy w braniu na siebie zadań i pracy, tylko dlatego aby nie stracić zamówień u dużego mocodawcy.
Powinniśmy być lepsi w stawianiu wymagań, powinniśmy być lepszymi negocjatorami, ale jako mała firma nie zawsze mamy możliwości właściwej rozmowy z dużym koncernem w którym rozmawiający z nami jego przedstawiciel nie zawsze jest tym który decyduje o naszym zleceniu.
To nie wróży dobrze na przyszłość. Zarówno naszą jak i gospodarki leśnej. Kto będzie pracował w lesie gdy my zrezygnujemy? Duże firmy leśne wiedzą jakimi kosztami obciążona jest nasza praca, dlatego nie mają swoich zespołów ścinkowo-zrywkowych.
Bankructwa pomiędzy właścicielami małych firm leśnych rosną i niedawno przeprowadzone badania wykazały że aż 31% spośród nas ma minusowy rezultat ekonomiczny na koniec roku finansowego.
Zdolność i ochota do inwestycji jest wśród nas mała.
Ale nie wszystko dotyczy pieniędzy. Dużo zależy od organizacji, zaufania i możliwości czy ochoty do współpracy.
Niestety, nasza codzienność w pracy wygląda w ten sposób: nadzór przy pomocy GPS, nierówne i niezdrowe umowy oraz zlecenia, zła lub słaba ciągłość oraz zrywanie umów przez zleceniodawcę, kontrole naszej księgowości i bilansu końcowego, niemożliwość wystawienia faktur na wszystkie prace, słaba lub żadna reakcja na nasze zawodowe i terenowe punkty widzenia, przedstawiane przez naszych kierowców maszyn leśnych.
Mój końcowy wniosek to stwierdzenie że szwedzka branża leśna musi przeprowadzić takie zmiany które umożliwią jej dalsze konkurowanie na rynkach zagranicznych.
Nasza organizacja stawia na znalezienie takich rozwiązań i pytaniem jest czy nasi partnerzy, szwedzka gospodarka leśna jest gotowa do współpracy.”
Podpisany – Bernt Hermansson
Co można powiedzieć o takim stanowisku?
Podobnie jak i w Polsce mała firma leśna będzie zawsze na garnuszku dużego i przez to pewnego zleceniodawcy. Porównanie jednak oligopolu szwedzkiego do monopolu polskiego nie jest specjalnie udane bo Bernt Hermansson przemilcza obecność na szwedzkim rynku 330.000 prywatnych właścicieli lasu, z których w zasadzie wszyscy przeprowadzają cięcia końcowe siłami małych firm leśnych. I nie tylko cięcia końcowe ale często wszystkie prace począwszy od odnowienia lasu.
Ci są zrzeszeni w zrzeszeniach leśnych z których prawdopodobnie tylko Södra ze swoimi prawie 51.000 członków jest zaliczona przez Bernta Hermanssona do tej grupy oligarchów.
Skarga organizacji Skogsentreprenörerna jest skargą organizacji grupującej 11.074 firm na koniec 2014 i ma swoją wagę z którą powinny liczyć sie koncerny leśne oraz lasy państwowe Sveaskog będące tymi wspomnianymi 5-6 dużymi aktorami na scenie leśnej.
Czytaj również: Jaką rolę powinien odgrywać szwedzki Sveaskog? i tutaj nie mamy ani słowa na temat problemów małych firm leśnych.
W tym kontekście Lasy Państwowe są lepsze bo Konrad Tomaszewski wymienia ZULe, co prawda jako problem bolący go i zagrażający Lasom Państwowym ale zawszeć to lepsze niż przemilczanie. Strajk zrobił swoje i może tego brakuje w Szwecji, bo tutejsze małe firmy leśne nigdy nie strajkowały.
Czytaj też: Problem Zakładów Usług Leśnych albo Lasów Państwowych?
Kto zyska a kto straci na zakupach harvesterów i forwarderów przez LP?
Robotnicy leśni jako gastarbeiterzy.
Zdjęcie: Skogsentreprenörerna