Głupota czy rozsądek – Szwecja a koronawirus.
Gdzie podziali się narkomani bezpieczeństwa, stabilności i pokoju w tym kraju? takie pytanie stawia dziennikarz Svenska Dagbladet, Claes Arvidsson.
Dlaczego robicie w ten sposób, to drugie pytanie jest stawiane Szwedom, już bez tytułowych wątpliwości, przez ich sąsiadów z Norwegii i Finlandii, nie mówiąc już o Duńczykach, którzy zawsze mieli postawę von oben w stosunku do Szwedów, coś na podobieństwo Polaków w stosunku do Ukrainy.
Sąsiedzi się zamknęli, wprowadzili szereg ograniczeń, ograniczeń które w zasadzie pasowałyby bardziej krajowi z obsesją stabilności i bezpieczeństwa a nie krajowi na luzie, za jaki uważa się np. Dania. Natomiast narkomani bezpieczeństwa żyją normalnie, no, względnie normalnie jak na razie.
Szwedzi mają dwie cechy narodowe obce Polakom. Ta pierwsza to zaufanie do instytucji państwowych i swoich polityków, chociaż do polityków w mniejszym stopniu niż do urzędów państwowych a druga, bardziej typu organizacyjnego, to słabe ministerstwa i silne urzędy państwowe.
Dlatego też kierownictwo walki z COVID 19 leży w rękach szefów urzędu państwowego Folkhälsomyndigheten (Urząd do spraw zdrowia ludności) oraz u epidemiologa państwowego, funkcji nieznanej chyba w kraju, Andersa Tegnella. Ministrowie występują jako dodatek, za wyjątkiem sytuacji w których wprowadzają zmiany rekomendowane przez ekspertów z urzędu państwowego.
Jest to poniekąd sytuacja wygodna dla ministrów, mogących powoływać i odwoływać szefów urzędów, wygodna zwłaszcza gdy rady ekspertów okazują się niekorzystne dla nich czy kraju.
Czołowy szwedzki ekspert, epidemiolog państwowy, Anders Tegnell, zaczyna jednak przerastać wielu ministrów, przynajmniej w popularności. Jest to popularność u telewidzów typu „lubię” albo „nie znoszę”, w której ci co lubią popierają jego spokój i opanowanie, a ci co go nie znoszą uważają iż mógłby przynajmniej ubrać się jako urzędnik przy codziennych informacjach dla prasy.
Wymięte spodnie typu chinosy, sweter z widoczną podkoszulką nie bardzo pasują 64-letniemu lekarzowi na podobnym stanowisku, mówią krytycy, jakby to było najważniejsze.
Ważne to czy nie, to Anders Tegnell ma jeszcze sylwetkę pozwalającą mu bez wstydu nosić chinosy i sweter, czego nie można powiedzieć o niedoszłym głównym epidemiologu Polski, tym z Krakowa, który kiedyś próbował pokazać się nam, przy okazji sesji Unseco, w dżinsach i kraciastej koszuli, jako ten prosty leśnik prowadzący manifestację swoich podwładnych.
„Kończ waść, wstydu oszczędź!” pomyślałem wtedy.
Czy będziemy dalej, tutaj w Szwecji, lubić Andersa Tegnella? W poprzednim tekście http://www.forest-monitor.com/pl/koronawirus-szwedzka-nieodpowiedzialnosc-czy-rozsadek/ mówił on i zreszta dalej mówi, o wzrastaniu w kostium walki z wirusem. Czy będzie to oznaczać że niedługo zacznie nosić marynarkę i krawat, zobaczymy, ale ostatnie dni wskazują na szybkie tempo tego dorastania.
Cyfry z przypadkami choroby zmieniły się znacznie w ciągu dwu dni. W dniu 4.04.2020 mówią one o wzroście przypadków choroby z 5.466 do 6.443, te z intensywną opieką lekarską wzrosły z 429 do 520 i liczba zgonów wzrosła z 282 do 373. Wskazują one na rosnące tempo zakażeń albo odkrywania zakażeń w związku z większą ilością testów.
Anders Tegnell udzielił wywiadu dla BBC tłumacząc swoje stanowisko https://www.facebook.com/228735667216/posts/10157624376852217/?vh=e&d=n i zaczyna być najbardziej znanym Szwedem.
Jego stanowisko nie imponuje jednak sąsiadom, Norwegom czy Finom, którzy uważają że Szwedom brakuje, jak zwykle dodają, stanowczości w rozwiązywaniu kryzysów. Złośliwi twierdzą również że może być tak jak po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej w roku 1945 kiedy to Szwecja miała wreszcie armię i uzbrojenie które powinna mieć w roku 1939.
I tutaj szwedzcy politycy spoglądają z zazdrością w stronę Finlandii, która, jak się okazało, jest krajem europejskim prawdopodobnie najlepiej materialnie przygotowanym na czas kryzysu.
Finlandia zachowała to co Szwecja rozwiązała licząc na wieczny pokój w Europie: magazyny z towarami niezbędnymi dla ludności na czas kryzysu i wojny. Okazuje się że Finom nie brakuje dzisiaj tego czego brakuje w całej Europie, np. odzieży ochronnej, masek ochronnych, sprzętu medycznego.
– Dzięki „dobrym” sąsiadom, mówią niektórzy Finowie, trzeba być przygotowanym na wszystko. Z taką logiką można wysnuć wniosek że i Polakom nie powinno brakować.
Szwecja też miała podobne magazyny, na ogół podziemne, ale cały ten system bezpieczeństwa został rozwiązany w latach 1990-tych. Pamiętam z tamtych lat komunikaty z polskiej prasy o pojawieniu się w polskich sklepach tanich konserw szwedzkich czy złośliwe i słusznie uwagi Estończyków lub Łotyszy o „podarkach” w postaci szwedzkich rowerów z demobilu armijnego.
Nawiasem mówiąc te stare rowery są teraz w modzie, przynajmniej w Szwecji. Nikt ich nie kradnie no i są bardzo ekologiczne oraz kondycyjne, żadnych tam przerzutek zewnętrznych czy przerzutek w piaście, o nie.
Okazuje się że zorganizowanie na nowo podobnych magazynów będzie Szwedów kosztować teraz co najmniej 20 mld kr (8 mld zł) pisze czasopismo SvD.
Odpowiedzialność za ich powstanie i utrzymywanie ma spoczywać na aż 20 urzędach państwowych, współpracujących w sprawach bezpieczeństwa cywilnego kraju. Uff… Przypomina mi się sytuacja sprzed dwu lat z pożarami w Szwecji. Też zaangażowanych było kilka urzędów a w efekcie pożary ugasili polscy strażacy i włoskie oraz francuskie Bombardiery.
Epidemie podobne jak ta z COVID 19 odsłaniają braki w funkcjonowaniu państwa i uwidaczniają różnice w podejściu do rozwiązań kryzysowych.
Te szwedzkie podejście, pełne ostrożności i uwzględniania powiązań ekonomicznych czy gospodarczych, typu „nie stać nas na rodziców siedzących w domu i pilnujących dzieci”, nie powinno w zasadzie dziwić, bo nie jest to nowe podejście.
Czy jednak okaże się słuszne w przypadku pandemii, pokaże przyszłość.
Zdjęcie: pixabay