Czyszczenia leśne. Opłaca się je przeprowadzać? Część trzecia.
Kiedyś pisałem na Monitorze Leśnym Jaki powinien być las? o moich mocno nienaukowych definicjach lasu: lesie plantacyjnym, lesie zrównoważonym, gospodarczym i lesie naturalnym, puszczańskim, Janusza Korbela.
Zdziwił mnie i dziwi fakt, nienowy zresztą, że las naturalny, ostatnia puszcza Polski i Europy wymaga prac z zakresu gospodarki leśnej wspomagających osiągnięcie przez Puszczę doskonałości przyrodniczej.
Cytowaliśmy też w tym samym tekście wypowiedź utytułowanego białostockiego leśnika, który planuje wspomóc Puszczę, na razie z sadzeniem, a później naturalną kolejnością rzeczy z czyszczeniami upraw i młodników a przy okazji ogrodzeniami. A dalej prawdopodobnie z trzebieżami.
Ogrodzone i chronione przed łosiami i jeleniami uprawy oraz młodniki w lesie naturalnym Janusza Korbela to swoisty absurd ale będący naturalnym, jak widać, dla białostockich leśników.
Czy więc są lasy, niezależnie od ich definicji, nie potrzebujące czyszczeń? I czy przede wszystkim potrzebujemy czyszczeń upraw i młodników?
Czyszczenia upraw, młodników, trzebieże i zręby to oczywiscie terminy z zakresu gospodarki leśnej i teoretycznie tylko z nią związane. Teoretycznie bo przydatne są i dla lasu naturalnego, jak wyjaśnił nam niedawno Pan naczelnik Robert Cierech.
Ale czy można wyprowadzić las typu plantacyjnego czy las gospodarczy zrównoważony bez takich podstawowych prac jak czyszczenia lasu i młodników?
Można.
Polski leśnik pracujący według swojej zielonej biblii, czyli Zasad Hodowli Lasu, nie wyobraża sobie takiej sytuacji.
Zdecydowana większość szwedzkich myśli zresztą podobnie.
Ale jak już kilkakrotnie wspominałem, również w ostatniej notatce w Monitorze mamy tutaj w Szwecji tzw. górę czyszczeń, dosyć sporą bo o wielkości około 1,5 mln ha (2016) i rosnącą co roku o 100.000 ha. Ta góra to powierzchnie niewykonanych czyszczeń i na te powierzchnie powinien właściciel lasu co najmniej wejść pierwszy raz z ostrymi cięciami ręcznymi przygotowującymi je do trzebieży harwesterowej, na ogół kilka lat przed taką trzebieżą.
O tym opowiadał Olle Josefsson w Praktyczne wskazówki przy szwedzkich czyszczeniach lasu – Część druga.
W szwedzkim prawie leśnym Skogsvårdslagen z roku 1993 króluje zasada odpowiedzialnej wolności “Frihet under ansvar”. I to pociąga za sobą obowiązek odnowienia wyciętego lasu a dalej obowiązek utrzymywania tej powierzchni jako leśnej.
Nie ma obowiązku przeprowadzania czyszczeń i trzebieży, natomiast jest obowiązek przeprowadzania ich według pewnych reguł czy zasad.
W związku z tym pytanie dla kogo jest problemem góra czyszczeń, postawione przez szwedzkiego leśnika Carla Henrika Palméra w grudniu 2014 ma swoją logikę.
Bo istotnie, jeżeli nie musimy przeprowadzać czyszczeń to o co chodzi w tej całej górze czyszczeń? Komu ona przeszkadza? (Wtedy, w roku 2013, miała ona powierzchnię 1,2 mln ha).
http://areca.se/skogspolitik/for-vem-ar-rojningsberget-ett-problem/
O autorze rozważań pisaliśmy już w Trzebieże są passé. i zabierał on wtedy głos na podobny temat, ale dotyczący trzebieży.
Jest on doświadczonym leśnikiem, byłym pracownikiem Skogsstyrelsen i Skogforsk, członkiem Leśnej Akademii Królewskiej, z nagrodami i odznaczeniami oraz znanym polemistą na szwedzkie tematy leśne.
Przypominającym mi zresztą innego, polemistę polskiego, ratującego honor milczących na ogół leśników i naukowców leśnych.
Jego pytanie związane z czyszczeniami lasu – komu przeszkadza to że ich się nie wykonuje, jest powiedziałbym dyskusyjnie zasadnicze.
Carl Henrik Palmér pisze:
“Ruszyła nagonka na górę czyszczeń. Wszyscy mający w lesie interes ekonomiczny wzywają do czyszczeń.
Ale Skogsstyrelsen (Państwowy Zarząd Lasów) zamówiło i opublikowało niedawno ciekawy raport, oparty na badaniach naukowców z SLU, w którym pisze, w czysto biurokratycznym języku, że “opierając się na aktualnych cenach i zastanawiając się czy przeprowadzać lub nie czyszczenia lasu, okazuje się że przeprowadzenie czyszczeń nie zawsze jest pozytywne z punktu widzenia różnych wartości”.
Urzędnicy Skogsstyrelsen piszą też: “Stwarza to konflikt między celami społecznymi Państwa a celami ekonomicznymi właściciela lasu.”
Czyli tłumacząc to na język jasny i konkretny okazuje się że czysto ekonomicznie przeprowadzenie czyszczeń które w teorii powinno zaowocować lepszym w przyszłości surowcem, jest w wielu przypadkach nieopłacalne gdy dochodzi do porównan: wydatek na czyszczenia a przychód z lepszego surowca drzewnego. Nieopłacalne dla właściciela lasu.
Ale nieprzeprowadzanie takich nieopłacalnych czyszczeń jest równocześnie czynem szkodliwym społecznie.
Innymi słowy raport Skogsstyrelsen pokazał że można spojrzeć na prace związane z czyszczeniami lasu jak na zwykłą inwestycję, która nie zawsze jest opłacalna ekonomicznie dla właściciela lasu.
Oraz dał nam równocześnie możliwość postawienia logicznego pytania:
W jaki sposób będziemy wiedzieć czy mieć pewność że nieopłacalne dla właściciela lasu czyszczenia upraw i młodników są opłacalne dla społeczeństwa?
U nas w Szwecji przyjęło się przekonanie że to co jest dobre dla przedsiębiorstwa jest dobre dla społeczeństwa, dla ludzi. Pamiętamy przecież wszyscy Volvo z lat 1980-90 i dumne deklaracje jego dyrektorów.
Ale równocześnie wiemy że podobne deklaracje nie zawsze a w zasadzie często nie zgadzają się z rzeczywistością i różne skandale z zatruciem czy zniszczeniem środowiska tego dowodzą.
Czy więc można z góry założyć że przeprowadzenie czyszczeń leśnych, nieopłacalnych ekonomicznie dla właściciela lasu ma dodatni, ekonomiczny wpływ na społeczność i ludzi?
Nie możemy przecież mówić o przyszłościowym braku surowca drzewnego, przeciwnie wszystkie dzisiejsze prognozy mówią o jego przyszłościowym nadmiarze.
Skogsstyrelsen twierdzi że czyszczenia pewnych powierzchni upraw i młodników przynosi straty ekonomiczne. Co więc będzie doradzać ich właścicielom, skoro doradztwo jest głównym zadaniem tego urzędu? Stanie ono po stronie właściciela czy Państwa którego interesy reprezentuje?
Poza tym: Kto będzie decydował co jest opłacalne lub nie dla właściciela lasu? Może robić to m.in. bank ustalając różne wartości stopy procentowej i przy pewnej jej wysokości każde czyszczenia mogą być opłacalne, bo opłacalna będzie np. pożyczka bankowa.
Kto może dzisiaj przewidzieć ceny za surowiec drzewny za np. 30 lat?
Ostatnie 30 lat przyniosły w Szwecji stały ich spadek. Biorąc z nich przykład trzeba dzisiaj założyć że nie opłaci się przeprowadzać czyszczeń lasu, bo koszty nigdy nam w przyszłości się nie zwrócą.
Ostatnie pół wieku to postawienie przez nas na świerka i sosnę i stałe usuwanie brzozy w czasie czyszczeń. Gdzie ją mamy teraz gdy jej ceny jako surowiec drzewny stale rosną?
Jaka była i jest więc wartość doradztwa Skogsstyrelsen w ostatnich kilkudziesięciu latach?
Pytanie czy właściciel lasu robi źle nie przeprowadzając czyszczeń, nasuwa się samo.
Nie sądzę, przeciwnie myślę że w wielu przypadkach jest to mądry wybór.
Nie popełnia on jakiegoś grzechu w stosunku do przykazań nauki leśnej.
Nieczyszczony młodnik nie jest katastrofą. Drzewka będą cieńsze, będzie więcej gatunków liściastych, będzie więcej naturalnych wydzieleń. Ale las nie załamie się, będzie rosnąć dalej i według pewnych ekspertów nawet z lepszą jakością surowca.
I przede wszystkim: Czy nie jest taka gospodarka leśna, prowadzona w różny sposób i według różnych zasad najlepszą gwarancją dla właściciela lasu na przyszłość? Zabezpieczeniem w stosunku do różnych żądań społeczeństwa i różnych wahań rynku, które niewątpliwie nadejdą?
Uderzyła mnie jedna myśl, pisząc te słowa:
Czy my, ludzie lasu nie jesteśmy przypadkiem fundamentalistami? Czy nie dlatego przeszkadza nam fakt że ktoś inny nie chce przyjąć naszych prawd jako swoje? Że nie zgadza się z naszą oceną przyszłości?
Fundamentalista zna Prawdę. Fundamentalista żąda aby Prawda była przestrzegana wszędzie i przez wszystkich. Oraz zapisana w prawie.”
Rozważania Carla Henrika Palméra dotyczą Szwecji i tutejszych warunków. Ale jego ostatnia myśl jest warta przemyślenia i przez polskich leśników państwowych wychowanych w tradycji fundamentalizmu swojej organizacji. W której najmniejsza czynność wykonywana przez podleśniczego musi być opisana i zatwierdzona przez Dyrektora Generalnego. No i jak najszybciej wprowadzona w prawo czyli Ustawę o lasach.
Jest to fundamentalizm organizacyjny, ale obok niego mamy inny, poważniejszy: Fundamentalizm prowadzenia i wyprowadzania lasu zarządzanego przez Lasy Państwowe według jednego modelu określonego również prawem jak i instrukcjami oraz zasadami.
W którym istnienie gór czyszczeń lasu typu szwedzkiego jest niedopuszczalne, przynajmniej oficjalnie, w którym świętokradzka myśl o nieopłacalności czyszczeń czy trzebieży w pewnych lasach gospodarczych nie ma prawa się zalęgnąć ale który dopuszcza świętokradztwo w postaci czyszczeń czy trzebieży w lasach naturalnych Puszczy Białowieskiej.
Paradoks? Nie.
Jest to logiczne dla fundamentalizmu teorii mówiącej że najlepszym gwarantem bogactwa biologicznego lasu a przede wszystkim największym i jedynym gwarantem istnienia lasu jest gospodarka leśna z jej certyfikatami oraz kodeksem dobrych praktyk i w Polsce w wykonaniu tylko leśnika Lasów Państwowych.
Który Love Lasy. Ale czy lasy?
I czy lasy Love Lasy? Oraz leśnika zatrudnionego w Lasach?
Leśnictwo kojarzy mi się z religią.
Mają głównego kapłana , hierarchię ważności i zamordyzm.
“Rozum” jest celebrowany od góry do dołu a nigdy odwrotnie.
Demokratyzacja w badaniach i wnioskach doprowadziła by do likwidacji struktur tej religii i wykazała jej zbyteczność w życiu publicznym. Podobnie jak zniknęli etatowi chemizatorzy i mechanizatorzy w rolnictwie.
Tak, temat państwowe leśnictwo obok prywatnego rolnictwa jest warty podjęci. Może się skusisz?
Temat rzeka.
Zrobiłem kiedyś “przypadkiem” szkołę rolniczą a pamięcią sięgam do lampy naftowej i młócenia za pomocą cepów.
Niby dziadostwo nie warte wspomnień ale w USA tak żyją dziś jeszcze współcześni Amisze a ich produkty sprzedają się w Nowym Jorku z prędkością światła bez reklamy 🙂
Jednak jak sięgam pamięcią to żywność nasza wieś wytwarzała tylko na potrzeby własne, bo państwo nie wspierało nigdy przetwórstwa wiejskiego a wręcz je tępiło.
Lasy Państwowe też do tej “tradycji” się dokładają i zadbały by na wsiach nie powstały małe tartaki. Oczywiście nie ma tu żadnych zakazów ale nie prowadzą sprzedaży na pniu więc “małe rodzinne” są nieopłacalne.
Nie jestem już w wieku bym chciał prowadzić przetwórnię lub tartak.
Zajmuję się w wolnych chwilach wędzeniem 🙂
Z lasu państwowego nabywam 4 gatunki liściastego a w legalnym sklepie mięso. No i wędzę po peklowaniu przez dwa tygodnie w zimnym dymie jak w średniowieczu. Smak kładzie na łopatki, a przy tym jest dobre trawienie i nie bolą po tym stawy.
Ten przykład pokazuje, że leśnictwo i rolnictwo mogłoby się uzupełniać 🙂
Spróbuję trochę doprecyzować i uzupełnić.
Państwo zawsze działało w kierunku zwiększenia produkcji na wsi i skupywało płody rolne. Nie było jednak zainteresowane, by były one przetwarzane na wsi przez samych rolników i sprzedawane przez nich bezpośrednio. Drgnęło dopiero w 2017 w ustawie o “sprzedaży bezpośredniej”.
Lasy Państwowe zaś nie były zainteresowane rozwojem na wsi małych firm przetwarzających drewno.
Ciekawe jest też, że w wiejskich miejscowościach turystycznych gdzie wokół są lasy administrowane przez LP nie ma programu by LP partycypowały w rozwój tej turystyki. Polega to na tym że przy rzekach, jeziorach czy wzdłuż dobrych szlaków wycinają do żywego wszystko co się da i sadza “KULTURĘ” przez co krajobraz”widokowy” staje się mało atrakcyjny.
Zdarza się, że wioska turystyczna znana na całą Polskę jest otoczona lasem państwowym. No i tam też LP jako właściciel wygoli i zasadzi na nowo. Ostatnio obserwowałem minę leśniczego jak musiał wyciąć aż pod swoją leśniczówkę i też ma NA GOŁO a mieszka teraz jak na zrębie :). Najciekawsza jest jednak sprawa drug leśnych, które gminy przekazały dla LP . Według obowiązującego prawa wioska położona w puszczy korzysta z dogi NIELEGALNIE. Z wioską LP nie wygra i musi się jakoś ułożyć. Gorzej jednak ma ktoś, kto mieszka na “kolonii” a droga do jego gospodarstwa wiedzie przez teren lasów państwowych( od pokoleń). Znana jest sprawa sprzed kilku lat jak w kilku miejscach Polski paru nadleśniczych parło do wprowadzenia myta za korzystanie z takich dróg. Dopiero interwencja posłów przystopowała te pomysły, ale sprawa wisi nieuregulowana.
Jestem już zbyt “dojrzały” by wierzyć w bociana 🙂 Więc tak się zastanawiałem często, czy na tej leśnej religii ktoś nie chciał zrobić jakiegoś mocno dużego przekrętu .
Ciekawe uwagi, Bogusław. Szkoda że ten cytowany leśniczy nie czytał Mafii leśnej Macieja Zaremby. Od takiej sprawy nagłośnionej przez niego w roku 2012 zaczęła się jego książka i zmiana przepisów w szwedzkiej gospodarce leśnej.
Teraz tutejszy właściciel lasu powinien się dogadywać z ludźmi mieszkającymi obok jego włości w przypadku przeprowadzania cięć końcowych.
Tutejsze prywatne drogi leśne mogą być oczywiście zamykane przez ich właściciela. Ale jest zawsze ale – np. gdy właściciel zbudował taką drogę ze środków UE albo korzystał z zasiłków Państwa, to wtedy znacznie lepiej wygląda prawo obywatela tego Państwa do korzystania z drogi prywatnej.
Szwedzkie lasy państwowe Sveaskog są spółką państwową i w tym świetle ich drogi mogą być traktowane jako drogi spółki i zamknięte. Ale ponieważ są lasami państwowymi to z reguły są otwarte, zwłaszcza dla miejscowych.
W przypadku LP nadleśniczowie uważający się za właścicieli lasu państwowego zawsze się ośmieszą no chyba że wpiszą, co jest prawdopodobne, takie serwitutowe rozwiązania do Ustawy o lasach.
Co z drugiej strony niemożliwe nie jest, pamiętając o wpisaniu do Ustawy w kwietniu 2016 prawa o pierwokupie.
Ten temat, rola prywatna a las państwowy, interesuje mnie i jak wpadniesz w prasie na odpowiednie linki, prześlij je. Z góry dziękuję.
Wioski wewnątrz tej czy innej puszczy przeżyły zabory, wojny i komunę a teraz paru “gorących inaczej”chce je ustawić w niewygodnej sytuacji. Zgadzam się że nie mogą się panoszyć po lesie na każdej drodze leśnej, ale powinni tacy mieszkańcy mieć uprawnienia wynikające z zameldowania do korzystania z kilku innych dróg niż jedna.
Najdziwniejsze jest, że z problemem nie mogą poradzić sobie lasy państwowe, które teoretycznie są dla ludzi i mają narzędzia by wprowadzić dobrze działające regulacje dla obu stron. No a w razie jakiejś “prywatyzacji” to dopiero może być zadyma. Z ludźmi zamieszkującymi kompleksy leśne można pogrywać do czasu. Potem okazuje się, że pożary lasu są cyklicznie, gdy wypadają imieniny czy urodziny tego mało życiowego leśnika.