Czy naukowcy mają prawo do politycznego zaangażowania?

Czy naukowcy mają prawo do politycznego zaangażowania? 

Dyskusję w Norwegii wywołała na ten temat znana badaczka i autorka książek popularno-naukowych, Anne Sverdrup-Thygeson („Planeta owadów”, „Na ramionach natury”).

W artykule, który został opublikowany w Aftenposten, przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, badacze Anne Sverdrup-Thygeson, Dag O. Hessen i Dag Hareide pisali o swoim zaskoczeniu tym, jak wiele norweskich partii stosuje „politykę niszczącą przyrodę” i ostro skrytykowali fakt, że żadne partie nie mają dobrej polityki środowiskowej, odwołując się do ankiety Norweskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody, Naturvernforbundet, w której partie odpowiadają na pytania dotyczące środowiska.

Artykuł nie wzbudził większego zainteresowania, ale kiedy w czasopiśmie VG pojawił się nowy apel, o tej samej treści, ale podpisany przez znanych pisarzy, takich jak Maja Lunde, Jo Nesbø, Anne Holt i Karl Ove Knausgård, razem z Anne Sverdrup-Thygeson, zrobiło się głośno i tekst miał duży wpływ na debatę polityczną. Autorzy wspomnieli w artykule że będą głosować na jedną ze stron, która udzieliła najlepszej odpowiedzi w ankiecie Naturvernforbundet.

-Dopiero gdy zastosowaliśmy taktykę z poparciem celebrytów, to zdobyliśmy rozgłos, zainteresowanie i uwagę, ale równie dużo krytyki – mówi Anne Sverdrup-Thygeson.  Był to apel autorski, ale w mediach nazwano go apelem naukowym, ponieważ dwóch jego autorów jest również profesorami.

-Co myślisz o tym teraz, dwa miesiące później?

– To dziwne, gdybyśmy my, pracujący nad ochroną przyrody od 30 lat, w środku trwającego kryzysu klimatyczno-przyrodniczego i przed naszymi wyborami parlamentarnymi, nie mogli nic powiedzieć na ten temat w norweskich mediach. Zarzucono nam że nie powinniśmy podnosić podobnego tematu i mówić, że jest to w tej chwili najważniejsza sprawa.  Możemy jednak tak powiedzieć właśnie dzięki naszej dużej znajomości tego tematu.

-Żałujesz napisania tych tekstów?

– Nie. Byłam przygotowana na krytykę i znoszenie wszystkich nieprzyjemnych komentarzy w mediach społecznościowych, ale problem ochrony przyrody jest znacznie większy ode mnie. To jest teraz najważniejsza sprawa. Politycy muszą zdać sobie sprawę, że przeżywamy kryzys. Tak twierdzi świat nauki, ale polityków to nie obchodzi. Wiele osób zaczyna to rozumieć, ale w przypadku polityków jeszcze to do nich nie dotarło.

-Kto kontroluje debatę? Kto ustala program w mediach i mediach społecznościowych i kogo słuchają politycy? Czy są to osoby posiadające wiedzę zawodową albo czy są to przedstawiciele branż przemysłowych?

-Agendę ustalają rzecznicy branż i tutaj mamy problem demokratyczny. My, badając te zagadnienia na uniwersytecie, mamy w tym zakresie największą wiedzę, ale nie angażujemy się w lobbing. Nie biegany do Riksdagu i nie opowiadamy o tym, co wiemy, natomiast wiele firm i branż to robi.

Leśnictwo, rolnictwo i rybołówstwo zajmują się lobbingiem i często zatrudniają wielu pracowników tylko w celu wywierania wpływu na polityków, pisania artykułów do debat, tworzenia raportów i ustalania porządku obrad.

-Rzadko spostrzegane jest to jako problem, ale czy my badacze, którzy mają szerszą i głębszą wiedzę, powinniśmy milczeć? Brak możliwości i platform do przekazywania wiedzy od nas badaczy do polityków, uważam za bardzo dziwne.

Zaczyna się to jednak zmieniać, mówi Anne Sverdrup-Thygeson. Norwescy dziennikarze zaczynają zadawać krytyczne pytania również przedstawicielom branży. Wcześniej ich wypowiedzi rzadko były kwestionowane, a dziennikarze funkcjonowali głównie jako „stojaki pod mikrofon”, ale w ostatnich latach zaczęło się to zmieniać, podobnie zresztą jak i w Szwecji.

-Dziennikarze wreszcie zaczęli się budzić i zadawać krytyczne pytania branży leśnej, która ma bardzo dobrych PR-owców i spin doctors.

Przedstawiciele branży leśnej wiedzą jak operować statystyką, z jakimi np. latami należy porównywać, aby współczesne leśnictwo wyglądało dobrze w tych porównaniach. Nawet coś złego wydaje się dobre w porównaniu z czymś jeszcze gorszym. W ten sposób na przykład może się wydawać, że ilość martwego drewna w lasach jest obecnie na wysokim poziomie. Ale w porównaniu z lasem pierwotnym Gór Skandynawskich ta ilość martwego drewna wynosi przeciętnie zaledwie około 20%, mówi Anne Sverdrup-Thygeson.

Innym popularnym punktem widzenia jest twierdzenie, że mamy teraz większą bioróżnorodność w lasach, ponieważ jest coraz więcej gatunków. Ale o tym że częściowo wynika to z faktu, iż naukowcy odkrywają coraz więcej gatunków, a częściowo z tego, że więcej gatunków, zwłaszcza ptaków, przybyło do naszego kraju, nie mówi się już tak często.

Albo, że w naszych lasach jest  więcej zwierząt, ale pomija się fakt, że przede wszystkim dotyczy to gatunków tzw. generalistów, które radzą sobie dobrze w prawie każdym środowisku. Znacznie gorzej dają sobie radę gatunki, które specjalizują się np. w starym martwym drewnie lub potrzebują nietkniętych lasów.

-Powszechną sztuką jest odwracanie statystyk w taki właśnie sposób i dziennikarzom nie jest łatwo się zorientować, bo z ich strony wymaga to dużego doświadczenia i wiedzy.

-Jednocześnie przedstawiciele przemysłu bardzo szybko próbują nazwać naukowców, którzy opowiadają się za przyrodą, „aktywistami” i robią wszystko, co w ich mocy, aby ich zdyskredytować. Dużo potrzeba, aby móc wytrzymać presję i atak. Ponadto uniwersytety nie zawsze doceniają fakt, że naukowcy włączają się do debaty i kierownictwo uczelni jest często niechętne i przeciwne temu.

Anne Sverdrup-Thygeson spędza wolny czas pisząc książki na temat przyrody. Uważa, że ​​daje jej to możliwość dotarcia do znacznie szerszego grona, niż gdyby była tylko naukowcem.

-Mam szczęście, że jestem rzeczniczką przyrody. Próba dotarcia do wiadomości o przyrodzie może być trudna. Abyśmy byli silni, musimy się wzajemnie wspierać i powinniśmy być w tym lepsi a nie kłócić się między sobą. Naprawdę nie mamy na to czasu. Chciałabym, żebyśmy mogli podnieść poprzeczkę, gdy mówimy o kryzysie klimatyczno-przyrodniczym. Może warto polecieć do Brukseli, aby spróbować wpłynąć na rządzących, bo wszyscy przecież siedzimy w tym samym szklanym domu.

Źródło: https://www.facebook.com/470670586322435/posts/4572263402829779/?d=n

Czytając o próbach norweskich naukowców wejścia z tematem ochrony przyrody w debaty polityczne związane z wyborami do  parlamentu, pomyślałem o próbach polskich.

Ta norweska próba polegała w zasadzie na „zaangażowaniu” celebrytów, którzy nadali rozgłos zagadnieniu ochrony przyrody w tym kraju.

Czy polscy naukowcy zajmujący się tym samym tematem potrzebują takiej pomocy? Jakie mają oni platformy umożliwiające im dotarcie do polityków w temacie ochrony przyrody na terenach leśnych?

Bardzo dobre, moim zdaniem, przynajmniej ci związani czy zależni od organizacji Lasy Państwowe (a ilu jest innych?) monopolizującej ten temat w polskich lasach państwowych jak i zresztą w lasach prywatnych.

W praktyce oznacza to zdecydowaną większość polskiej nauki leśnej zgrupowanej w Instytucie Badawczym Leśnictwa i na wydziałach wyższych uczelni leśnych, które istnieją już chyba w każdym polskim województwie, a wkrótce zapewnie w każdym powiecie. Co powinno zaniepokoić  leśników państwowych bo utrzymanie w ryzach coraz liczniejszych naukowców leśnych kosztuje i zapewne doczekamy się niedługo ich protestów przed gmachem DGLP w Warszawie.

Lasy Państwowe mając pieniądze, decydują w zasadzie o wszystkich platformach upowszechniania wiedzy leśnej, począwszy od swoich  czasopism typu Echa Leśne, Głos Lasu czy Las Polski lub Drwal, poprzez swoje produkcje filmowe a skończywszy na koncernie medialnym O. Tadeusza czy czasopismach regionalnych. (Wiem, wiem, że Las Polski należy do niemieckiego koncernu prasowego, ale treściowo można go śmiało przypisać do wydawnictw Lasów Państwowych.)

To upowszechnianie uprawia się w stylu edukacji leśnej dla dzieci i młodzieży, prowadzonej przez pracowników nadleśnictw czy w stylu wygłaszania niepodważalnych prawd nauki leśnych na zjazdach w Toruniu. Trzeba przyznać że O. Tadeusz zapewnia polskim naukowcom  leśnym chyba najgłośniejszą trybunę do głoszenia chwały i potęgi nauki leśnej à la Lasy Państwowe i za to powinni mu być wdzięczni, no przynajmniej ci spod jego sztandarów.

Z czasopism ogólnokrajowych najczęściej o ochronie przyrody w lesie pisze Gazeta Wyborcza, ale w stylu dziennikarstwa mocno aktywistycznego, wybierającego fakty i dane naukowe, pasujące autorom ale niezmiennie charakteryzujące się awersją do administracji LP.

Czy polskich naukowców, biologów, ekologów, poparliby polscy ludzie kultury z podobnym apelem jak ten norweski? Będą mieli mieć okazję już za dwa lata, ale czy temat ochrony przyrody jest i będzie dla nich najważniejszy? O ile się orientuję, aktywni w podobnych tematach są chyba tylko Pan Andrzej Stasiuk czy Pani Olga Tokarczuk, mająca jednak również silnie aktywistyczny, antyłowiecki profil. Czy jednak w tej aktywności opiera się ona na faktach naukowych czy na uczuciach?

Apel polskich ludzi kultury w obronie Puszczy Białowieskiej z maja 2017 roku przyniósł pewne efekty, choć oparte o decyzję Trybunału Sprawiedliwości, ale efekty stanu zawieszenia, podważanego dzisiaj powoli przez Lasy Państwowe. Można zadać podobne pytanie – czy ten apel opierał się na faktach czy na uczuciach?

Liczne w kraju organizacje pozarządowe już od pewnego czasu zaczynają dobierać się do skóry administracji leśników państwowych, grając na połowie boiska Lasów Państwowych i na polu chwały leśnika państwowego oraz jego specjalności – paragrafów uchwały o lasach, instrukcji z zakresu prowadzenia gospodarki leśnej, zależności od certyfikatów leśnych i tym podobnych, jednym słowem najważniejszej i biurokratycznej podstawy jego działalności. Odkrywając przy okazji tajniki wiedzy leśnej zdobywanej przez leśnika na jego licznych uczelniach i nic w tym dziwnego bo przy tej ilości wykształconych i kształconych  leśników nie brakuje ich również w NGO.

Naukowców leśnych, poza kilkoma ekologami leśnymi, brakuje jednak w gronie polskiej nauki popierającej np. stworzenie Turnickiego Parku Narodowego. Zdania kilku wójtów i kilku nadleśniczych ważą w tym przypadku ciężej niż zdanie naukowców z PAN ,.

Który czy którzy z naukowców polskich zajmujących się tematyką ochrony przyrody, mają podobną siłę przebicia jak Anne Sverdrup-Thygeson w dotarciu do czołowych pisarzy swego kraju i przekonania ich że ten temat jest dzisiaj najważniejszy? Norwescy naukowcy oparli się o fakty i myślę że faktami można przekonać nie tylko Panią Olgę Tokarczuk.

Wybory będą już za dwa lata, kwestia ochrony przyrody w polskich lasach będzie prawdopodobnie jeszcze bardziej istotna niż dzisiaj, polscy biolodzy i ekolodzy mają więc trochę czasu na wypracowanie podobnej taktyki co ta norweska. Może naukowcy leśni odważą się tym razem na dołączenie?

Czytaj również: Równolegle prawdy o lesie, biologa i leśnika.

Zdjęcie: natur norge

Dodaj komentarz