Wszyscy widzieliśmy to co się stało w ostatnich tygodniach w USA. Sytuacja jest bardzo zatrważająca i w pewien sposób pokazuje pewne rozwarstwienie społeczne w Stanach. W tym krótkim wpisie napisze moje krótkie przemyślenia odnośnie życia, studiowania i leśnictwa w USA, a także porównam je do Polski. Zapraszam!
Życie i studia w USA
Mieszkałem w USA przez blisko 2 lata, zarówno na wschodnim wybrzeżu (Karolina Północna) jak i na zachodnim (Oregon). Miałem możliwość studiować na stanowym uniwersytecie, gdzie rok studiów magisterskich dla studentów międzynarodowych kosztował ponad 16,000 USD. Był to naprawdę produktywny czas, w którym nauczyłem się jak działa amerykański system edukacji.
Bardzo podobało mi się to, że sam mogłem wybrać swoją ścieżkę studiowania. Miałem promotora, który mi doradzał na które kursy powinienem uczęszczać, wliczając kursy na innych wydziałach dotyczące np. statystyki czy polityki środowiskowej. Myślę, że jest to troszeczkę znaczna różnica, gdzie np. na studiach leśnych w Polsce wykłady ze statystyki miałem z kadrą zajmującą się na co dzień leśnictwem. Nie ma w tym oczywiście nic złego, jednakże uważam, że istnieje znacząca różnica między leśnikiem wykładającym statystykę, a statystykiem, który może wykorzystać ją do każdej dziedziny życia i specjalizuje się wyłącznie w statystyce. To samo tyczy na przykład ekonomii czy zarządzania, które są w polskim leśnictwie na bardzo niskim poziomie, co zresztą widzimy na przykładzie zarządzania majątkiem Skarbu Państwa przez Lasy Państwowe.
Inną znaczącą różnicą w systemie amerykańskim było zrozumienie przedmiotu i aplikacja takich poważnych systemów do obliczeń jak Excel w przygotowywaniu różnych sprawozdań i wysyłanie ich na maila czy Dropboxa do prowadzącego. Jak dziś pamiętam moje sprawozdania ze statystyki leśnej na SGGW, gdzie na pierwszych zajęciach dostałem w formie analogowej dane wysokości, pierśnicy itd. 250 drzew, które służyły mi do dalszej pracy. Oczywiście nie można było raportować wyników obliczeń w Excelu, który nawet za moich czasów już istniał.
>>Czy warto studiować leśnictwo?
Myślę, że bardzo się nie pomylę jak napiszę, że w Polsce system jest bardzo zbliżony. Problemem tylko jest później, że w Lasach Państwowych nikt za bardzo nie patrzy na specjalizację (moje osobiste doświadczenie). Zresztą jak popatrzymy na zmiany kadrowe w Lasach Państwowych w ostatnich latach to nawet śmiem twierdzić, że nikt nie patrzy na jakiekolwiek doświadczenie i wykształcenie.
>> Polityka kadrowa Lasów Państwowych kosztuje
>> System awansowania, według samych pracowników LP, jest do bani
>> Nepotyzm w Lasach Państwowych
Przynależność do odpowiedniej grupy interesu czy partii politycznej w zupełności wystarczą…Eh…
>>Szympansy w spółkach Skarbu Państwa
Jakość kursów czy sam standard pracy magisterskiej w USA czy krajach Skandynawskich oceniam na dużo wyższy od polskiego. Widziałem wiele prac magisterskich za granicą na dużo wyższym poziomie niż nie jeden doktorat z leśnictwa w Polsce. Niestety…
Wypasione ubezpieczenie
Myślę, że w czasie mojego studiowania miałem jedno z lepszych prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych z możliwych za które płacił szwedzki uniwersytet SLU.
Gdy miałem problem z ACL, zabieg za $30,000 zrobiony był praktycznie od ręki. Wartość tych pieniędzy oczywiście można było odczuć natychmiastowo. Po zabiegu obudziłem się na sali z telewizorem do którego nie trzeba wrzucać monet (serio!). Pani pielęgniarka zapytała mnie czy napiłbym się Coli, Fanty czy Sprite’a. Dodatkowo otrzymałem własne dawkowanie morfiny na ból oraz potrzebny sprzęt rehabilitacyjny kiedy opuszczałem szpital (kule, zabieg falami elektrycznymi i maszyna do chłodzenia obrzęku). Taki pobyt w szpitalu zrobił na mnie ogromne wrażenie i bardzo miło to zawsze wspominam kiedy porównuję tamto doświadczenie z moją wizytą w polskim szpitalu, gdzie np. musiałem przynieść do szpitala własny zestaw sztućców i papier toaletowy (sic!).
Ale…to było wyjątkowo wypasione ubezpieczenie. Niestety, nie wszyscy w USA mają takie ubezpieczenia i każdy problem zdrowotny może człowieka doprowadzić do poważnych problemów finansowych. Ceny za usługi medyczne, nie tylko w USA, ale też w Australii są bardzo wysokie. Np. jedna wizyta u lekarza to koszt kilkuset dolarów, nie mówiąc o bardziej specjalistycznych badaniach typu USG, MRI itd.
Wróćmy do studiowania leśnictwa
Trochę podsumowując studiowanie w USA to do tej pory jest to dobro luksusowe w Stanach dla tych, którzy albo są zdolni i mogą otrzymać stypendia, albo ich (czytaj ich rodzinę) stać na studiowanie. Z jednej strony średnie zarobki osoby która skończyła studia w USA są bez wątpienia wyższe niż osoby bez studiów. Z drugiej strony, w USA istnieje duża grupa ludzi nie tylko bez studiów, ale często również bez elementarnej wiedzy ze szkoły średniej. Dzieje się tak, gdyż prywatne szkoły przyciągają najlepszych nauczycieli/wykładowców i zarobki dla nich są wyższe niż w szkołach publicznych. Oczywiście najlepsze uczelnie w USA to te z Ligi Bluszczowej (ang. Ivy League), których tylko nielicznych stać na studiowanie, albo którzy są naprawdę zdolni. Leśników Liga Bluszczowa raczej nie dotyczy, gdyż te uniwersytety niezbyt specjalnie liczyły się w wyścigu o studentów leśnictwa i ich programy nie skupiały się na tym dziale gospodarki. Zresztą kto chciałby płacić tak dużo pieniędzy, aby stać się leśnikiem? Wyjątek stanowił Yale, który był naprawdę solidną uczelnią kształcącą świetnych zawodowców zajmujących się zarządzaniem aktywami leśnymi, statystyką czy inwestycjami (wielu z nich pracuje obecnie dla największych TIMO w USA).
>> Leśne fundusze inwestycyjne, czyli co powinieneś o nich wiedzieć
Niemniej jednak ciekawostką jest to, że fundusze akademickie (ang. endowments) takich uczelni jak Yale czy Harvard inwestowały swojego czasu w aktywa leśne bez większych sukcesów. Harvard właśnie wysprzedaje swoje aktywa w Ameryce Południowej tj. 80K ha plantacji sosnowych w Argentynie co akurat nie dziwi, ale również plantacje eukaliptusa w Brazylii czy choćby plantacje drewna tekowego (ang. teak) w Ameryce Środkowej. Moje doświadczenie pokazuje, że te uniwersytety często psuły reputację całego sektora leśnego i inwestycji w aktywa leśne (tak jak np. fundusz Lasy Polskie w Polsce) poprzez swoje uwikłanie w różnego rodzaju konflikty interesu.
Ale co z prowincją…
Niestety, ale sytuacja na prowincji nie jest już tak luksusowa. Kiedy na przykład pracowałem na plantacji sosnowej będącej zakładem doświadczalnym NCSU, widziałem kompletnie inną Amerykę. Szokowały mnie całe miasteczka ludzi mieszkających w przyczepach kempingowych (ang. trailers) czy bardzo otyli ludzie w dużych sklepach handlowych takich jak Walmart.
Ogólnie jestem za ogólnie dostępem do broni dla ludzi, którzy przeszli restrykcyjne testy psychologiczne, szkolenie z posługiwania się bronią itd., ale po zobaczeniu “potencjalnych nabywców broni”, mogących ją kupić na dowód osobisty w najbliższym sklepie sportowym to muszę przyznać, że nawet dla mnie jak na człowieka szanującego wolność wyboru i prawo do samoobrony, lekko wątpiłem. Jest też oczywiście druga strona medalu. Na przykład któregoś dnia jechałem samochodem w środku nocy przez stan Kolorado i zatrzymała mnie policja. Nigdy nie zapomnę zbliżającego się policjanta do mojego samochodu z ręką na broni. Zanim doszło do konwersacji, policjant przeszukał latarką cały samochód a ja w tym czasie trzymałem grzecznie ręce na kierownicy bez żadnych gwałtownych ruchów.
Także USA to zdecydowanie kraj dwóch prędkość: klasy bardzo bogatej i tej bardzo ubogiej, niewykształconej i bardzo podatnej na nacjonalistyczne hasła i manipulacje polityków. Co sami widzieliśmy w ostatnich dniach…
A jak jest z leśnictwem?
Napisałem kiedyś o amerykańskim leśnictwie tutaj: Zrozumieć Konfederatów. Ostatnio Pan Tadeusz przesłał mi artykuł pana Artura Stefańskiego i pani Moniki Starosty pt. Zarządzanie lasami w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej (PDF) Polecam zapoznać się z tym artykułem, gdyż w świetny sposób prezentuje jak zorganizowane jest amerykańskie leśnictwo i jak wygląda zarządzanie zasobami leśnymi w USA. Artykuł już trochę lat ma gdyż jest z 2007 roku, ale postaram się podkreślić najważniejsze punktu:
- Lasy Państwowe USA w tym roku (2021) będą obchodziły swoje 116 urodziny, co czyni tę organizację starszą od polskich Lasów Państwowych, które swoje 100 lecie będą miały dopiero w 2024 roku.
- W 2005 r. Stany Zjednoczone posiadały 9 okręgów ze 155 jednostkami leśnymi, z 22 jednostkami nieleśnymi i 222 jednostkami eksperymentalnymi o łącznej powierzchni blisko 128 mln ha. W Polsce LP posiadają 17 dyrekcji regionalnych, 430 nadleśnictw, 7 zakładów i żadnej jednostki eksperymentalnej, a zarządzają tylko na powierzchni trochę ponad 7 milionów hektarów (co czyni je jednocześnie prawdopodobnie jedną z najbardziej rozbudowanych biurokracji leśnych na świecie – moja skromna uwaga).
- Lasy Państwowe USA posiadają 21 mln ha obszarów leśnych niedostępnych dla przemysłu drzewnego (np. parki narodowe i stanowe), czyli ok. 16% powierzchni, którą zarządzały w 2005 roku. Polskie Lasy Państwowe nie zarządzają parkami narodowymi, których mamy ok. 1%, ale raczej inne formy ochrony przyrody nie dobijają w Polsce do poziomu blisko 20%.
- Aż 67% (204 mln ha) wszystkich lasów w USA to lasy produkcyjne, z czego lasy państwowe zajmują powierzchnię 59 mln ha tychże lasów (ca. 30%). Reszta to lasy prywatne. W Polsce Lasy Państwowe prowadzą produkcję w praktycznie wszystkich swoich lasach, no bo wiemy…TZW gospodarka leśna… A lasy prywatne są zmarginalizowane i kontrolowane przez LP (czytaj np. Bezprawie prawa pierwokupu LP).
- Lasami Państwowymi w USA zarządza Dyrektor Generalny z siedzibą w Departamencie Lasów w Ministerstwie Rolnictwa (to w nawiązaniu do ostatnio dyskutowanych zmian w Polsce), któremu podlega 6 Dyrektorów Regionalnych, 6 Dyrektorów Jednostek Badawczych, 1 Dyrektor Jednostki Badawczej Produktów Leśnych oraz 1 Dyrektor ds. Międzynarodowych Lasów Tropikalnych.
Jak dobrze liczę w Polsce mamy jednego dyrektora generalnego, któremu podlega 24 dyrektorów regionalnych czy zakładowych.
To zdanie bardzo mi się spodobało: “Rząd Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej ze względu na historię struktury własności, jak również konstytucyjne zapisy pozostaje w stosunku do lasów bardziej w pozycji głównego negocjatora czy też krytycznego gracza, aniżeli despotycznego władcy, który zarządza i sankcjonuje wszystkie działania.”
W Polsce podejście naszych rządzących do lasów opisałem w swoim artykule naukowym Opcje strategiczne dla państwowych leśnych instytucji w Polsce, gdzie zdecydowanie bliżej mu do despotycznego władcy niż jakiegokolwiek negocjatora.
Podsumowując
W artykule pojawia się takie podsumowanie:
“Zrównoważona gospodarka leśna Stanów Zjednoczonych jest odzwierciedleniem efektywności istniejącego systemu regulacji prawnych, a także procesu jej certyfikacji. Model gospodarki leśnej USA, który zasługuje na miano wzorowej gospodarki leśnej, w większej mierze opiera się na samokontroli właścicieli lasów w połączeniu z ich odpowiedzialnością za przestrzeganie prawa leśnego oraz benefitami (podatki, certyfikacja) płynącymi ze zdrowej konkurencji. Ponadto połączenie powyższego z wysokim poziomem edukacyjnym właścicieli i olbrzymimi zasobami drzewnymi stawia ten kraj na pierwszym miejscu w eksporcie drewna. Wdrażanie podobnych systemów certyfikacji czy modeli gospodarki leśnej w innych krajach na świecie (np. Szwecja) oznacza popieranie sukcesu i jakości systemów, które są dostosowane zarówno do przyrody jak i potrzeb rynku.”
Powiem krótko: powiedziałbym, że polski model gospodarki leśnej jest zaprzeczeniem tej amerykańskiej, gdyż:
- samokontrola właścicieli lasów, jest zastąpiona KONTROLĄ w ponad 70% przez Lasy Państwowe, oraz
- “benefity płynące ze zdrowej konkurencji” są zastąpione MONOPOLEM, który prowadzi do zbędnej straty społecznej.
Zdjęcie tytułowe: Warszawa w Karolinie Północnej (hrabstwo Duplin). Dużo biedniejsza niż nasza Warszawa w Polsce. W amerykańskiej Warszawie ponad 30% populacji znajduje się poniżej relatywnej granicy ubóstwa.