Czas na zmianę nazwy – Allemansrätten na Allemansskyldigheten.
Czyli prawo wszystkich ludzi do kontaktu z naturą (https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Allemansrätten) należy przemianować na obowiązek wszystkich ludzi przy kontakcie z naturą, Allemansskyldigheten.
O Allemansrätten pisaliśmy już wielokrotnie na Monitorze leśnym, przykładowo: https://www.forest-monitor.com/pl/udostepnijmy-polskie-lasy/
https://www.forest-monitor.com/pl/allemansratten-i-jezdziectwo/
https://m.facebook.com/TCiura/posts/1600906910016180?locale2=es_LA
https://www.forest-monitor.com/pl/allemansratten-a-sucha-galaz-czy-drzewo-na-glowie-uzytkownika/
usiłując snuć polskie analogie do skandynawskiego prawa zwyczajowego, w Norwegii wpisanego do prawa cywilnego a w Szwecji mniej unormowanego.
Te analogie zaczynają przechodzić, jak czytam ostatnio, na wyższy stopień porównań, niedostępny dla Skandynawów, choć byłby on prawdopodobnie mile widziany przez niektórych tutejszych prywatnych właścicieli lasu. Niestety nie mogą oni postawić zakazu wstępu do lasu i nie dysponują strażą mogącą wyegzekwować grzywnę, bezpośrednio czy sądownie.
Ochota nie tyle do kar a co do uświadamiania i wychowywania ludzi odnośnie ich kontaktów z przyrodą, przypominania o obowiązkach a nie tylko prawie do korzystania z przyrody, rośnie od lat wśród właścicieli terenów leśnych w Szwecji.
Pojawiają się głosy że Allemansrätten nie spełnia swojej roli i jako prawo nie funkcjonuje. Dyskusje i debaty na ten temat stają się w ostatnich czasach coraz głośniejsze i wymieniane są głównie dwa powody: zbieranie jagód i grzybów na dużą skalę oraz prowadzenie działaności biznesowej wykorzystującej prawo własności właściciela lasu.
„Równie oczywistym co kupno karty wędkarskiej czy uiszczenie opłaty za polowanie, powinna być karta zbioru jagód czy grzybów, dotycząca pewnego obszaru, powiedziała w czasopiśmie ATL prof. Annika Nordin z SLU.
Wywołała w ten sposób dyskusję, z argumentami za i przeciw, ale dyskusję uznaną za ważną i nie zanikającą, dotyczącą też zwykłych wypraw i wycieczek do lasu, nie tylko w celach zarobkowych.
Argumentuje ona że wprowadzenie opłat za zbieranie jagód i grzybów sprzyjałoby prowadzeniu przez właściciela lasu gospodarki leśnej dającej mu dobrze trzebiony las z dostępem światła do jego dna. Jest to argument poniekąd oczywisty dla każdego leśnika i postawiony w ten sposób stwarza warunki do gospodarki leśnej w której nie tylko surowiec drzewny odgrywałby ważną rolę dla właściciela lasu.
Wymagałoby to jednak stworzenia wpierw takiej gospodarki leśnej. Dzisiejsze zbieractwo jagód w Szwecji jest partyzantką w której zbieracze jagód przynęcani są do przyjazdu obietnicą dobrych zarobków. Na miejscu w Szwecji koczują często w namiotach, w nielegalnych obozowiskach na terenach lasów prywatnych. Usuwanie ludzi z takich obozowisk jest dla właściciela terenu w praktyce niemożliwe i pozostaje mu jedynie oczekiwanie na zakończenie sezonu.
Jedyną zorganizowaną formą takiej gospodarki leśnej są firmy skupujące jagody ale umywające w praktyce ręce od jej pozostałych warunków. Pisaliśmy o tym w https://www.forest-monitor.com/pl/szwedzcy-zbieracze-jagod-licza-na-deszcz/
Pani Annika Nordin nie wspomina ani słowem o podobnej sytuacji i konfliktach w terenie. Nie pisze o nasilającym się problemie podrzucania śmieci, często przemysłowych czy budowlanych, do lasu, problemie który zaczyna być określany przez policję jako mafijny.
Takie opisywanie dylematów nie przystoi politycznie poprawnym uniwersyteckim profesorom ale podobnych i niepoprawnych reportaży nie brakuje w szwedzkiej prasie, nie tylko prowincjonalnej. Polityczna poprawność czy bezbarwność ludzi na podobnych stanowiskach to już jednak inny szwedzki problem.
Jak uświadamiać ludzi o obowiązkach wynikających z prawa korzystania ze szwedzkiej przyrody?
Komunikowanie i informowanie, odpowiada Anna Steinvall z organizacji Skogen i Skolan, Las w Szkole, znanej prawdopodobnie z międzynarodowych kontaktów przez polskich edukatorów leśnych.
Uczmy młodych, dodaje ona w lekko idealistycznym, edukacyjnym stylu. To nie pomaga, odpowiada właściciel lasu, którego uprawa leśna została rozjechana przez młodych entuzjastów skuterów śnieżnych.
„Najważniejszym w podobnej nauce jest wiedza że użytkowanie lasu przez jego właściciela jest ważniejsze od Allemansrätten, pisze w swojej pracy naukowej, w której przeprowadzała wywiady z właścicielami lasu czy organizatorami imprez i zawodów na terenach leśnych, Mikaela Karlsson z Linneuniversitet.
-Często uczestnik czy turysta ma bardzo niewyraźny obraz dotyczący właściciela terenu. Informacja na ten temat powinna stworzyć warunki do wzajemnego spotkania wspólnych interesów i zaufania. Chodzi po prostu aby użytkownik przyrody dbał o nią, jak o swoją własną.
Są to ładne słowa, ale jak postępować w przypadku gdy użytkownik nie dba o kraj, do którego przybył, co jest podejściem dosyć częstym u zawodowych zbieraczy jagód czy podwykonawczych firm budowlanych, nie mówiąc o licznych imigrantach z Afryki, Azji i Bliskiego Wschodu, chociaż ci ostatni, jak na razie i na szczęście boją się szwedzkiej przyrody?
W takich sytuacjach polska Straż Leśna wydaje się być rozsądnym a nawet pociągającym rozwiązaniem, ale raczej teoretycznym w tutejszych, szwedzkich warunkach.
Czasopismo Skogen (Las) postawiło w ostatnim numerze, 1/2021, piórami redaktorów Karin Lepikko i Andersa Danielssona, pytanie: Czy Allemansrätten powinno być zmienione? Czasopismo ma swoich odbiorców głównie wśród prywatnych fizycznych właścicieli lasu w Szwecji, posiadających i gospodarzących na 52% powierzchni lasów Szwecji.
Odpowiedź nie pozostawiła wątpliwości: 79% na Tak, 21% na Nie.
Ci na Tak mówią:
-Obozy zbieraczy jagód tworzą ogromne problemy dla właścicieli terenu, nie wspominając już o dosłownym wygrabiemiu jagód.
-Zmieńmy Allemansrätten na Allemansförmånen, (rätten – prawo, förmånen – dotacja, zapomoga)
-Uświadamianie nie wystarcza przeciw eksploatacji terenów należących do kogoś innego.
-Allemansrätten jest prawem zwyczajowym z niejasnymi granicami. Stwórzmy konkretne prawo.
-Państwo i gminy powinny płacić odszkodowania dla prywatnych właścicieli lasów leżących wokół miast. Zniszczenia powodowane przez rowerzystów, jeźdźców czy zwykłych ludzi palących ogniska są za duże.
-Czy mogę zbierać maliny w ogrodzie u sąsiada? Nie.
-Czas na stawianie tablic zakazów, szlabanów na drogach, wprowadzanie zakazu rozpalania ognisk czy wyrzucania śmieci, kontrolowania tych zakazów, jednym słowem na wprowadzenie szarych i nieciekawych, ale skuteczniejszych przedsięwzięć.
-Cudzoziemcy korzystający z naszej przyrody powinni uiszczać opłaty, które z kolei finansowałyby strażników przyrody.
-Dlaczego dostęp do przyrody na terenach wiejskich ma być darmowy, skoro ja, będąc w Sztokholmie muszę płacić drogi parking?
Odpowiedzi na Nie były w stylu organizacji Skogen i Skolan, Las w Szkole, a więc w stylu polskich edukatorów przyrody z Lasów Państwowych.
Uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. Zwłaszcza młodzież szkolną.
Podobała mi się jedna odpowiedzi:
-To jest jak z demokracją. Dzięki edukacji rośnie wiedza poszczególnych ludzi i prowadzi to do podjęcia przez nich większej odpowiedzialności.
No cóż, nie wypada wątpić w ideały oświaty, nauczania i dydaktyki. Te ideały nie mają jednak silnego przebicia w efektach pracy szwedzkiej organizacji Skogen i Skolan czy, ośmielam się zauważyć, już chyba prawie 20-letniej historii edukacji przyrodniczo-leśnej Lasów Państwowych.
Przypuszczam jednak że jest to tak jak z demokracją. Edukowanie przyrodniczo-leśne jest najgorszym sposobem, ale lepszego nikt jeszcze nie wymyślił.
Zdjęcie: svd