Bieszczady

Bieszczady kontra Warszawa.

Bieszczady kontra Warszawa. 

Interesująca dyskusja rozgorzała na łamach portali bieszczadzkich których jestem wiernym czytelnikiem. 

Pan Mirosław Piela opublikował serię zdjęć pokazujących kulisy obozu Puszcza Karpacka Chmiel. Obóz ulokowany jest na posiadłości prywatnej należącej do gospodyni prowadzącej gospodarstwo agroturystyczne, Pani pochodzącej z Warszawy. 

Dowiadujemy się wpierw o wątpliwej jakości tej agroturystyki, dalej o konfliktowości jej właścicielki połączonej z warszawską wielkomiejską arogancją a następnie bałaganie i anarchii w obozie oraz o dewastowaniu środowiska bieszczadzkiego przez jego członków usiłujących skądinąd ratować okoliczną puszczę karpacką. 

„Ścieki po myciu do potoka, erozja gleby, wiązanie sznurkami drzew, folia, ekologiczne mycie w potoku.. bez środków chemicznych?” to zarzuty Pana Mirosława Pieli i konkluzja że my, mieszkańcy Bieszczad nie chcemy takiego warszawskiego syfu w wykonaniu młodych ludzi zabawiających się ratowaniem lasów bieszczadzkich w czasie wakacji. 

Tekst skierowany został do Pana Antoniego Kostki, reprezentanta obozowiczów oraz obyczajów Warszawy. 

Nie znam bliżej Pana Antoniego Kostki ale z dyskusji pod zdjęciowej wynika iż nie jest członkiem tego obozu jak i nie jest warszawiakiem. Ale ma pecha być przekonanym ekologiem. 

Znacznie lepiej, z tym że tylko poprzez Facebook, znam Pana Mirosława Pielę i śledzę jego profil jak i strony bieszczadzkie prowadzone przez niego, już od chyba 2012 roku.

Jest on przewodnikiem bieszczadzkim i od kilku lat również radnym gminy Lutowiska a więc idealnym reprezentantem ludności miejscowej, nie darzącej „ekologicznych bałaganiarzy” specjalną estymą. Od kilku lat, od czasu decyzji miejscowych samorządów, które sprzeciwiły się rozszerzeniu Bieszczadzkiego Parku Narodowego, miejscowi przewodnicy jak i miejscowa ludność postawiła na turystykę organizowaną przez i przy pomocy miejscowych nadleśnictw, odrzucając ostrzejsze przepisy które pociąga za sobą obecność parku narodowego.  

Puszcza Karpacka o którą walczą obozowicze i Warszawa nie odpowiada więc celom miejscowych gmin, ich mieszkańcom żyjących z turystyki i leśnikom żyjących, chociaż na deficycie finansowym, ale przecież, głównie z drewna. 

Dlaczego jednak Pan Mirosław Piela nic nie wspomina o takich celach koncentrując się na ekologicznej anarchii na posiadłości agrotechnicznej Pani pochodzącej z Warszawy? 

Nie chcemy, my mieszkańcy Bieszczad wzorów takiego warszawskiego ekologicznego syfu, pisze. 

Przewodnicy bieszczadzcy są przewodnikami turystycznymi ludzi przybywających do Bieszczad przy pomocy różnych środków,  najczęściej samochodami. Czysto ekologicznie tacy turyści stwarzają powietrzny syf zdecydowanie poważniejszy niż ten zaistniały na posiadłości w Chmielu. Dokumentuje to jedno ze zdjęć Pana Mirosława Pieli, pokazujące kilkanaście rowerów. Tymi rowerami młodzi ludzie poruszający się po nadleśnictwach bieszczadzkich stwarzają syf ekologiczny naruszający porządek bieszczadzkich leśników. Przyznam  się że jako długoletni, już 6-letni obserwator stron leśników bieszczadzkich jak i zresztą stron prowadzonych przez bieszczadzkich przewodników, nigdy nie natknąłem się na zdjęcie leśnika czy przewodnika na rowerze. Prawdopodobnie nie chcą stwarzać podobnego syfu. 

Dokumentowanie swojej przewagi ekologicznej poprzez pokazywanie, cytuję „Ścieki po myciu do potoka, erozja gleby, wiązanie sznurkami drzew, folia, ekologiczne mycie w potoku…bez środków chemicznych?” w wykonaniu swego przeciwnika, w tym przypadku ideologiczno-ekologicznego młodego mieszkańca Warszawy jest ryzykownym przedsięwzięciem, zwłaszcza gdy bierze się, jako miejscowy mieszkaniec stronę miejscowego bieszczadzkiego leśnika, prowadzącego obok Chmielu swoją gospodarkę leśną. 

Prostym pociągnięciem w ramach rewanżu ze strony warszawskiej młodzieży powinno być, jak znam życie i podobne przykłady szwedzkie, pokazanie syfu bieszczadzkiego i tutaj pozwolę sobie na kilka analogicznych do Pana Mirosława Pieli przykładów. 

Ścieki do potoka – jestem przekonany że daleko im do ścieków odprowadzanych bezpośrednio do Zalewu Solińskiego czy choćby ścieków do potoków bieszczadzkich odprowadzanych z domów miejscowych mieszkańców. Jeżeli się mylę, to proszę o skorygowanie. 

Erozja gleby – przykładów na istotną erozję gleby dostarcza w nadmiarze gospodarka leśna ze swoimi maszynami. Czy wypada bronić w ten sposób lasów i leśników pokazując podobny przykład co zdjęcie Pana Mirosława Pieli? Setki a nawet tysiące zdjęć głębokich kolein na drogach leśnych ośmiesza taki przykład. 

Środki chemiczne w potoku… tyle razy był już poruszany wśród leśników i ekologów temat chociażby np. oleju maszynowego z pilarek i maszyn leśnych, ściekającego i przenikającego do cieków wodnych, że podobny zarzut jak i argument nie powinien paść w stosunku do obozu w Chmielu. Jest po prostu niepoważny. 

Nie wspomnę już o różnych ekstremalnych rajdach samochodów 4×4 o których pisałem na tej stronie przed kilku laty. Chyba wtedy na terenie nadleśnictw Lutowiska i Stuposiany. Zdjęć na sieci z takich rajdów nie brakuje. Jak to jest wtedy ze środkami chemicznymi w potokach, przewodnicy bieszczadzcy? Czy wy zresztą nie używacie również  przypadkiem 4×4? Na waszych stronach nie brakuje samochodów, jak to z chemią i potokami w ich użytkowaniu? 

Wiązanie sznurkami drzew… To zarzut na poważnie? Ze strony broniących  ekologii mieszkańców Bieszczad popierających swoich leśników? To już nie widzą oni tych samochodów z drzewami, co prawda nie ze sznurkiem ale z farbą? No chyba że chodzi o ten wyśmiany przez leśników sznurkowy pomiar drzew albo wieszanie prania na sznurkach przywiązanych do drzew? 

W roku 2014 założyłem na Facebook stronę Rewilding  Bieszczady Mountains without Rewilding Europe. Celem było pokrzyżowanie planów Rewilding Europe która to organizacja przymierzała się wtedy do strony Rewilding Bieszczady Mountains with Rewilding Europe. 

Rewilding Europe jest tworem kilku Brytyjczyków i Holendrów  działającym w Europie chyba od roku 2009 i o tej organizacji pisałem już kilkakrotnie, działa zresztą również ze zmiennym szczęściem w szwedzkiej Laponii. 

Uważałem wtedy i uważam że na polskiej przyrodzie zarabiać powinni Polacy a nie Brytyjczycy czy Holendrzy. 

Od roku 2014 upłynęło 4 lata i wygląda mi na to że powinna powstać strona Rewilding Bieszczady Mountains without Lasy Państwowe. Dlaczego skoro Lasy Państwowe są organizacją arcypolską a polscy leśnicy gorącymi patriotami? 

Z prostej przyczyny, związanej z ekonomią. Gospodarka Rewilding Europe przyniosłaby straty Polakom, gospodarka leśników bieszczadzkich już je przynosi. Od lat, mimo bogactw surowca drzewnego. 

Zacząłem od opisu warszawskiego syfu pióra Pana Mirosława Pieli. 

Może czas na rozpoczęcie opisu bieszczadzkiego syfu pióra któregoś z zasyfionych warszawiaków? 


Zdjęcie: freelmages 

Dodaj komentarz