Afera kłusownicza w Laponii.
To tytuł serii artykułów w czasopiśmie szwedzkich myśliwych Svensk Jakt.
A podtytuły są wiele mówiące:
– Nielegalna, przerobiona broń
– Podsłuch telefoniczny, uduszone niedźwiedzie i rysie
– Podejrzanym jest członek zespołu badaczy zajmujących się śledzeniem drapieżników przy pomocy obroży z GPS
– Przestępstwa popełniano w ciągu wielu lat
Pani prokurator Åse Schoultz twierdzi że ma wystarczający materiał dowodowy – podsłuch telefoniczny, zdjęcia z kamer fotopułapek oraz smartphonów z martwymi niedźwiedziami, rysiami i rosomakami jak również dane z Garminu dotyczące psów z obrożą GPS.
Natomiast policja nie znalazła ciał zabitych drapieżników jak i amunicji czy śladów kul mogących pasować do konkretnej broni. Jedynym dowodem jest czaszka niedźwiedzia znaleziona w lodówce jednego z podejrzanych.
Reporter Lars-Henrik Andersson pisze że wszyscy oskarżeni – 5 osób – zaprzeczają popełnieniu przestępstwa i są bardzo małomówni przy przesłuchaniach.
Grozi im kara 4 lat więzienia i odebranie broni myśliwskiej.
Jak to się zaczęło? Jak zwykle, poprzez donos, na tyle poważny, że policja zaczęła podsłuchiwać telefon komórkowy jednego podejrzanego a następnie czterech pozostałych.
W ciągu dwu miesięcy zarejestrowano rozmowę o polowaniu na rosomaka, dalej rozmowy o polowaniu na niedźwiedzie i rysie i w końcu pod koniec sierpnia 2016 zatrzymano równocześnie 5 osób i przeprowadzono rewizje w pięciu domach.
Cała piątka ma powiązania z hodowlą reniferów, jak to ostrożnie formułuje Svensk Jakt i cztery osoby są spokrewnione.
To bardzo doświadczeni myśliwi, mający hodowle psów, spędzający całe dnie w lesie. Wiedzący wszystko o zwierzynie, w dużym stopniu dzięki używaniu fotopułapek, zakładanych nielegalnie przy nęciskach. Policja skonfiskowała dużo kamer, radia myśliwskie, nadajniki Garmin, obroże z GPS.
Znaleziono wiele sztuk broni myśliwskiej, ale legalnej, przechowywanej co prawda nie zawsze zgodnie z przepisami. Jedna sztuka broni była nielegalna.
W telefonie jednego z podejrzanych było wiele zdjeć zabitych drapieżników ale do tych zdjęć właściciel telefonu nie przyznaje się.
Skonfiskowano również wnyki i sidła.
Adwokat, który broni jednego z podejrzanych, tego właśnie który współpracował przy śledzeniu drapieżników, jest pewny że dowody policji nie wystarczają na wyrok skazujący. Policja ma dużo materiału, twierdzi on, ale żadnego pozwalającego na udowodnienie winy u mego klienta. Nie znaleziono ani ciał zabitych zwierząt ani naboi czy kul pasujących do broni.
Prokurator Åse Schoultz jest znana ze spektakularnych akcji przeciw myśliwym, rozgłaszanym w prasie i telewizji. Przed rokiem przegrała, po odwołaniu w wyższej instancji, głośną sprawę o skłusowanie wilka (Lillhärdalsfallet) i w tej sprawie oskarżała również pięciu mężczyzn. Wszyscy oni zostali uniewinnieni.
Teraz podejmuje się tematu niemalże politycznego, ponieważ oskarża Saamów, prowadzących hodowle reniferów. Już to wystarczyło iż Saamowie czują się prześladowani przez Państwo.
Stafan Mikaelson, przewodniczący Parlamentu Saamijskiego (Sametinget) mówi: Dziewięcioro policjantów przeprowadza rewizję u jednego człowieka w towarzystwie mediów, stojących i filmujących. Co to innego jak nie pogwałcenie integralności i atak na nas, Saamów, naszą gospodarkę i kulturę?
No i powtarza argument który znany jest wszystkim żyjącym na terenach wypasu reniferów w Szwecji, czyli jej połowie (52%): niedźwiedzie co roku zabierają nam połowę cieląt, liczba hodowanych renów zmniejsza się z roku na rok, brakuje chętnych do ich hodowli, zwłaszcza młodych ludzi i wina leży w obowiązującym prawie i przepisach.
Innymi słowy Stefan Mikaelson sugeruje iż Saamowie mają prawo do obrony swoich stad, kłusując drapieżniki. Takie pytanie stawia istotnie reporter ale Stefan nie odpowiada na nie.
Pani prokurator nie będzie miała lekko.
Jej podejrzenia dotyczą zabicia czterech niedźwiedzi, trzech rysi i jednego rosomaka.
Dowodami policji są zdjęcia, przedstawiające zabite zwierzęta, psy przy nich, w jednym przypadku podejrzany przy zabitym niedźwiedziu, dane z GPS telefonów, Garminu i z obroży psów oraz skąpe rozmowy między podejrzanymi.
Równie skąpe są ich odpowiedzi przy przesłuchaniach.
Posłuchajmy:
Pytanie: Z rozmowy telefonicznej wynika że to ty pozwoliłeś swemu psu na szarpanie rosomaka
Odpowiedź: Niee
Pytanie: Później mowisz że ściągnąłeś skórę z rosomaka i rzuciłeś ja psu
Odpowiedź Nie mam nic do powiedzenia
Przesłuchanie z innym podejrzanym:
Pytanie: W wielu rozmowach dyskutowałeś metody, materiał i technikę budowy pułapek na niedźwiedzia. Co masz do powiedzenia?
Odpowiedź: Nic
Pytanie: Twój kolega opowiadał że on również złapał jedną, prawie 200, którą rozebrał. Co o tym myślisz, wyjaśnij.
Odpowiedź: Nie mam pojęcia.
Inne przesłuchanie:
Pytanie: Mamy tutaj Twój telefon, zdjęcie według fachowców jest autentyczne i widzimy na nim Twego ojca z zastrzelonym niedźwiedziem. Czy to Twój ojciec?
Odpowiedź: Wygląda na to.
Pytanie: Kto zrobił to zdjęcie?
Odpowiedź: Nie mam pojęcia.
I przesłuchanie z ojcem, 73-latkiem, również podejrzanym:
Pytanie: Kto jest na zdjęciu?
Odpowiedź: Nie wiem, przypomina mnie, ale nie pamiętam takiej sytuacji.
Jak widać ma Svensk Jakt sporo materiału i te kilka artykułów wyglądają na solidną robotę dziennikarską. Jest tylko jeden problem – dziennikarz ma dostęp do materiału policji i publikuje go przed rozpoczęciem procesu.
Interesująca sprawa bo przecież nie pomoże to pani prokurator.
Abstrahując od ewentualnych animozji pomiędzy czasopismem Svensk Jakt a panią prokurator Åse Schoultz, czego dowodem są wcześniejsze artykuły na jej temat, to można śmiało powiedzieć, również na podstawie artykułów Svensk Jakt, że kontakty pomiędzy szwedzkimi myśliwymi i Saamami oraz Saamami i myśliwymi oraz Szwedami reprezentującymi Państwo, zwłaszcza policją i prokuratorem, nigdy nie były i nie są najlepsze.
W tym może leży źródło weny twórczej Lars-Henrik Anderssona. Szweda przecież.
Artykuł (link) zawiera zdjęcia być może nieodpowiednie dla dzieci.
Czytaj również: Łowieckie rozmaitości.
Łapówki i myśliwi, szwedzkie łapówki i szwedzcy myśliwi.
Zdjęcie: Svensk Jakt