Nie pozwól pożytecznym idiotom dyktatury zawładnąć kwestią klimatyczną.
Jako względnie regularny czytelnik polskich głosów na sieci zdaję sobie sprawę że zarówno “pożyteczni idioci” jak i “dyktatura” oraz “kwestia klimatyczna”są różnie interpretowane w obu moich krajach, tym starym i tym aktualnym.
Sam tytuł jest przetłumaczeniem z języka szwedzkiego i jego autorem jest szwedzki dziennikarz Ola Wong. Jak nazwisko wskazuje iż jest on produktem szwedzkiej polityki wielokulturowości, bo chociaż urodził się w Szwecji to rodzice przybyli z Chin.
Wielokulturowość, nawiasem mówiąc tak wykpiwana i pogardzana w Polsce, jako synonim apokalipsy i upadku demokracji zachodnich, dała i daje Szwecji wielu zdolnych ludzi, mających korzenie w co najmniej dwu krajach i najcześciej odczuwających sympatię do kraju który ich przyjął.
Ola Wong jest pisarzem i dziennikarzem oraz rzeczywistym znawcą kraju swoich rodziców, Chin.
Pożytecznymi idiotami nazwał Ola Wong dziennikarzy i polityków szwedzkich oraz naukowca norweskiego twierdzących głośno że Chiny są krajem będącym wzorem dla europejskich demokracji jeżeli chodzi o rozwiązywanie problemów klimatycznych. Oraz że świat Zachodu powinien odrzucić demokrację i zastąpić je modelem chińskim właśnie z uwagi na zagrożenia środowiska naturalnego człowieka.
https://www.svd.se/lat-inte-diktaturens-nyttiga-idioter-kapa-klimatfragan
Ci którzy tak twierdzą, pisze Ola Wong, nie mają doświadczenia życia w dzisiejszej chińskiej rzeczywistości.
To uczestnicy dyskusji mający opanowaną sztukę niewymieniania faktów podstawowych czyli nazwy kraju który wydala do atmosfery dwukrotnie więcej gazów cieplarnianych niż USA a trzykrotnie więcej niż UE.
To dyskutanci nie wspominający o uwięzieniu wielu aktywistów ochrony środowiska jak i o wzrastającej groźbie smogu. Nie mówiący iż Chiny to kraj w którym 1/5 gruntów rolnych jest skażona przez arszenik i kadm, a jest to tylko statystyka oficjalna.
Oraz że Chiny odpowiadają np. za nadmierny połów ryb w oceanach.
To wszystko dzieje się w Chinach równocześnie z postawieniem przez ten kraj na słońce, wiatr i wodę oraz na pojazdy elektryczne jak i na nacisk na realizacje układu w Paryżu 2015.
Komunistyczna partia Chin jest dobra w tworzeniu i realizacji projektów inwestycyjnych ale jej model działania jest ciągle taki sam – opiera się na maksymalnym wykorzystywaniu surowców naturalnych.
Dla przyjaciół chińskiej dyktatury klimatycznej, pisze Ola Wong, polecam przeprowadzkę do miasta Tangshan w którym produkują Chiny więcej stali niż całe Stany Zjednoczone. I rozmowę z mieszkańcami miasta, siedzącymi w więzieniu i pobitymi, tylko dlatego że wskazywali na zanieczyszczenia.
Widocznym jest że nawet w takich scentralizowanych państwach jak Chiny istnieje wiele sprzecznych celów politycznych niezupełnie zgodnych z ochroną środowiska. Przyjaciele chińskiej dyktatury powinni umieć wyjaśnić dlaczego partia komunistyczna, stawiająca według nich na ochronę środowiska postawiła, na ostatnim kongresie, na politykę rozwoju sektora stali i produkcji cementu jak i na rozbudowę ciężkiej infrastruktury.
Ale to właśnie chiński eksport, tani i oparty o kopaliny, uderzył mocno w przemysł krajów zachodnich i USA oraz doprowadził do władzy polityków w stylu Donalda Trumpa.
My wszyscy nie powinniśmy zapominać że fakt iż mamy dzisiaj politykę klimatyczną jest zasługą krajów demokratycznych a nie krajów z dyktaturą polityczną.
Samochody elektryczne, na które stawiają dzisiaj Chińczycy, powstały w Kalifornii, łącznie z najlepszym na świecie prawem ochrony środowiska. Świadomość antysmogowa w Pekinie narodziła się poprzez działalność ambasady USA i udzielania przez nią informacji. Eksperyment sekty duńskich hippisów z wiatrakami w latach 1970 przyczynił się do rozwoju duńskiej Vestas, dzisiaj przodującej na świecie w tej energii. https://en.m.wikipedia.org/wiki/Vestas
W Chinach wylądowaliby w tym czasie hippisi w obozie pracy. Albo gorzej.
Chińska partia komunistyczna została prawie na siłę wciągnięta w prace Kopenhaga 2009. Już kilka lat później obudziła się z kryzysem klimatycznym u siebie i odegrała sporą rolę w Paryżu 2015.
Nie pozwólmy dyktaturom i ich zwolennikom zawładnąć kwestią klimatyczną. Ich interesy nie są interesami ludzi a ich zainteresowanie klimatem i środowiskiem jest zawsze podporządkowane celom nadrzędnym – utrzymania władzy.
Tak kończy swój artykuł Ola Wong.
Trudno mi osobiście, przy czytaniu tego artykułu, nie pomyśleć pożytecznych ludziach lasu dających alibi dla egzystencji energetyki polskiej opartej ma węglu. I może nie tylko energetyki
http://forsal.pl/amp/1016781,idole-mateusza-morawieckiego-kim-inspiruje-sie-wicepremier.html
Ale chciałbym zacytować inne źródło, podstawowe źródło informacji dla milionów Polaków:
http://www.radiomaryja.pl/informacje/bonn-polska-zaprezentowala-swoje-dokonania-naukowe-wykorzystaniu-lasow-pochlaniania-co2/
i postawić pytanie dla tych kilkunastu tysięcy terenowych leśników, nadleśniczych, leśniczych i podleśniczych, terenowych leśników do których grona miałem kiedyś przyjemność należeć: Czy naprawdę musicie firmować takie wypowiedzi jak te np. dr. Klaudii Ziemblińskiej, cytuję:
“Jak pozostawimy biomasę i nie wykonamy orki – co wynika z naszych badań – to ten proces znacznie się wydłuża. Nawet pięciokrotnie więcej niż w tej metodzie tradycyjnej, gdzie robi się orkę i dokonuje się nasadzeń sadzonek jednorocznych”.
I dalej wynika z artykułu że: “Polscy naukowcy badają również, jak skutecznie odbudowywać zniszczone przez kataklizmy lasy. Dr Klaudia Ziemblińska podkreśliła, że dzięki zastosowaniu tradycyjnej polskiej metody sadzenia drzew, las w ciągu czterech lat na nowo staje się potężnym pochłaniaczem dwutlenku węgla.”
Drodzy polscy i jak widzę mocno patriotyczni leśnicy.
Od kiedyż to orka na zrębie i sadzenie jednorocznych sadzonek stała się tradycyjną polską metodą sadzenia drzew? (Tak twierdzi Pani dr. Klaudia Ziemblińska)
Oraz że tak sadzony las w ciągu czterech lat stanie się na nowo pochłaniaczem i to potężnym, dwutlenku węgla?
Tutaj oczywiście należałoby sprecyzować co dr. Klaudia Ziemblińska uważa za pochłaniacz węgla, co uważa za poziom potężnego pochłaniania węgla a przede wszystkim zadać jej pytanie po ilu latach to jej potężne pochłanianie węgla osiągnie poziom poprzedni, to znaczy poziom lasu rosnącego kiedyś na miejscu zrębu jak i czy wie jak dużo węgla wydziela się z gleby leśnej na wskutek prac zrębowych i tej właśnie tradycyjnej polskiej orki na zrębie.
Przy okazji mogłaby pani dr Klaudia wyjaśnić różnice pomiędzy tradycyjnym polskim sadzeniem drzew (określenie w artykule) a sadzeniem niemieckim, czeskim czy słowackim nie mówiąc o białoruskim, ukraińskim czy litewskim aby wymienić tylko najbliższych sąsiadów polskich leśników.
Jest bardzo możliwe że cały ten artykuł nie jest specjalnie ścisły naukowo i pisany jest dla maluczkich. Ale moje pytanie o firmowanie przez leśników takich wypowiedzi jest wtedy jeszcze bardziej aktualne.
Swego czasu pisałem o szwedzkim huraganie Gudrun (rok 2005, wywalona masa -75 mln m3 na pniu) i z powrotem przytaczam link z 2015 – 10 lat po Gudrun – https://www.skogen.se/nyheter/gudrunhyggena-blev-ingen-kolbomb
Tytuł jest znamienny – Zręby po Gudrun nie stały się bombą węglową.
Ale te wymienione szwedzkie badania mówią o 8 latach do osiągnięcia wyrównania pomiędzy poziomem wydzielania węgla przez zręby pohuraganowe a jego pochłanianiem. A następnie po dalszych 6-7 latach powinien poziom strat ogólnych węgla przez pohuraganowe zręby być nadrobiony i od tej pory, po 15 latach powinien taki młodnik pracować na plus, przez następne 55 lat (to w Szwecji, ich gospodarka i polityka leśna odnośnie CO2 jest prosta – maksymalny przyrost lasu i pochłanianie CO2 przez 70-80 lat a potem od początku)
Wypowiedzi waszego dyrektora prof. Tomasza Zawiły-Niedźwieckiego już nie mam siły komentować. Zarówno on jak i jego zwierzchnik, dr. Konrad Tomaszewski dali wielokrotnie wiarę swojemu przeświadczeniu iż robią rzeczy pożyteczne i rozsądne wydając 50 mln zł na badania dotyczące CO2. Zaznaczając – nasze, polskie, patriotyczne. Znaczy badania, nie CO2, ale pewny nie jestem.
Mam więc pytanie do polskich leśników terenowych – czy naprawdę sądzicie że wasze polskie i jak widać patriotyczne Leśne Gospodarstwa Węglowe przydadzą się na coś reszcie świata, tej niepolskiej, ale np. z lasami deszczowymi? Czy te 50 mln zł nie przyniosłoby większej korzyści jako wykupiona od zrębu powierzchnia z np. drzewami shorea w Wietnamie, o której wspominałem niedawno?
Meranti – sukces eksportowy.
Myślę że JAF Group dałby się przekonać do tego typu współpracy. A wybudowanie tam na własnych gruntach drewnianego ośrodka wypoczynkowego w ramach akcji Budownictwo ekologiczne na pewno spodobałoby się nie tylko polskim leśnikom.
Autor tekstu: Tadeusz Ciura
Zdjęcie: süddeutsche
Jedna myśl na temat “Nie pozwól pożytecznym idiotom dyktatury zawładnąć kwestią klimatyczną.”